Wszystko przez coraz bardziej napiętą sytuację wokół sądownictwa. Chodzi oczywiście o kwestionowanie prawidłowości powołania obecnej Krajowej Rady Sądownictwa, która jest kluczowym organem w procedurze obsadzania stanowisk w sądach. To bowiem ten organ wskazuje prezydentowi kandydatów na przyszłych sędziów.
Do problemów kadrowych należy dodać zwiększającą się z roku na rok liczbę spraw wpływających do sądów.

Najgorzej w rejonach

18 901 770 – tyle spraw prowadzonych było w sądach rejonowych w zeszłym roku. Tak wynika z odpowiedzi, jakiej na interpelację jednego z posłów udzieliła Anna Dalkowska, wiceminister sprawiedliwości. To ogromna liczba, która automatycznie przekłada się na średnią liczbę spraw przypadających na jednego sędziego rejonowego. A ta wynosi 2706.
Reklama
Mniej pracy, co naturalne z uwagi na kognicję tych sądów, mają sędziowie okręgowi i apelacyjni. Ci pierwsi na koniec roku 2019 mieli w swoich referatach średnio po 405 spraw, a ci drudzy 284. Przy czym liczba postępowań prowadzonych w okręgach wyniosła 1 199 613, a w apelacjach – 153 139.
Te liczby przerażają, gdy porówna się je z danymi za 2017 r. Wówczas, jak wynikało z danych podawanych przez resort sprawiedliwości, na sędziego rejonowego przypadało prawie 996 spraw, na okręgowego – niemal 306, a na apelacyjnego – trochę ponad 212 spraw. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że dane za 2017 r. nie obejmują spraw rejestrowych, wieczystoksięgowych oraz postępowań toczących się przed e-sądem. W przypadku danych za zeszły rok nie zostało powiedziane, czy ujęto w nich właśnie tego typu sprawy. DGP zapytał o to resort sprawiedliwości. Na odpowiedź nadal czekamy.
Wrocławski sędzia Piotr Mgłosiek pytany o zaprezentowane przez wiceminister sprawiedliwości dane nie kryje zdziwienia. On bowiem nie zauważył aż takiego obciążenia pracą, jak by to wynikało z podanych liczb. Co jednak nie oznacza, że w jego wydziale pracy jest mało.
– Średnio w referacie sędziego karnego orzekającego w naszym sądzie, który nie jest sądem małym, jest ok. 500–600 spraw – podaje.
Gorzej jest w wydziałach cywilnych.
– Do sądów karnych trafia to, co podsyła prokuratura. A ona jest dość szczelnym sitem. Takiego sita nie ma w przypadku sądów cywilnych, gdzie wystarczy napisać nawet ręcznie jakieś pismo i zatytułować je pozew, by zadać sądowi pracę – tłumaczy wrocławski sędzia.
Poza tym, jak wynika z ministerialnych danych, to właśnie w wydziałach cywilnych jest największy problem z zapełnieniem etatów (patrz: infa).

Świadomość i zamieszanie

Wzrost liczby spraw przypadających średnio na sędziego będzie musiał znaleźć odbicie w sprawności prowadzonych postępowań. Zdaniem sędziów winna jest zbyt rozbuchana kognicja sądów, z którą rządzący nic nie robią. Ale nie tylko.
– Z całą pewnością pozytywnie na wydajność sędziów nie wpływa trwające już od kilku lat zamieszanie wokół wymiaru sprawiedliwości – zauważa sędzia Mgłosiek. Ma tutaj na myśli m.in. spór dotyczący prawidłowości powoływania sędziowskiej części KRS. Jak dodaje, przyczyną sukcesywnego wzrostu liczby spraw wpływających do sądów może być także wzrastająca świadomość prawna obywateli.
– Ludzie, mimo tej całej nagonki prowadzonej względem sędziów, nadal traktują sądy jako remedium na wszelkie problemy – uważa wrocławski sędzia.

Wciąż wakaty

Na sprawność sądów negatywnie wpływa również trwający już od kilku lat problem wakatów. Jak podaje wiceminister Dalkowska, obecnie na obsadzenie czekają 804 etaty sędziowskie oraz asesorskie. Jednocześnie przyznaje, że jest to absolutny rekord na przestrzeni ostatnich pięciu lat. W okresie od 2015 do 2017 r. liczba wakatów kształtowała się bowiem w przedziale od 480 do 558. Przy czym wiceminister zaznacza, że w tych 804 wakatach mieszczą się 154 wolne stanowiska asesorskie, dla których procedura nominacyjna jest odmienna i gdyby je odliczyć, to nieobsadzonych etatów sędziowskich byłoby 687.
Skąd tak wysoka liczba? To oczywiście efekt wstrzymywania przez długi czas przez obecnego ministra sprawiedliwości konkursów na stanowiska sędziowskie. Teraz to się zmieniło, gdyż, jak zapewnia Anna Dalkowska, „bezzwłocznie podejmowane są czynności dotyczące spraw związanych z przydzielaniem wolnych stanowisk sędziowskich (…), w tym przygotowywanie obwieszczeń o wolnych stanowiskach sędziowskich.” Jednocześnie wiceminister zaznacza, że resort nie ma żadnego wpływu na obsadzenie poszczególnych stanowisk, a także na to, w jakim czasie to się dokona.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że proces zapełniania wakatów może trwać jeszcze dłużej, niż to ma miejsce obecnie. Jak wynika z danych przesłanych DGP przez biuro KRS, tylko w dwóch pierwszych miesiącach 2020 r. 115 osób wycofało swoje zgłoszenia do konkursu na wolne stanowisko sędziowskie. To sporo, biorąc pod uwagę, że w całym 2018 r. takich cofnięć było 227.
– Z całą pewnością to efekt wydania przez trzy połączone izby SN uchwały odnoszącej się do sędziów, którzy przeszli procedurę konkursową przed obecną KRS – uważa Mgłosiek. Z rozmów, jakie prowadzi z sędziami, wynika, że nie chcą oni, aby później przez całe zawodowe życie ich status był podważany tylko dlatego, że wzięli udział w konkursie prowadzonym przez kwestionowaną radę.
Inaczej interpretuje sytuację Maciej Mitera, rzecznik KRS.
– Trudno mi ocenić, jaki jest podstawowy powód dokonywania tych cofnięć. Ludzie decydują się na to z różnych powodów – zaznacza Mitera. Jego zdaniem zapełnienie wakatów to tylko kwestia czasu.
– Jestem pewien, że sędziowie będą się zgłaszać do konkursów. Sędziowie nie mogą przecież ulegać żadnej presji, zwłaszcza tej pochodzącej ze środowiska – zaznacza. Jego zdaniem bowiem to, że niektórzy wahają się, czy wziąć udział w konkursie, jest efektem nagonki, jaką organizują niektórzy przedstawiciele stowarzyszeń sędziowskich.
– Znam przypadki grożenia sędziom, że jeżeli wezmą udział w konkursie, to np. nie będzie się im podawać ręki – podaje przykład warszawski sędzia.

>>> Czytaj też: Energia jądrowa w Polsce? Kurtyka: Chcemy, by była składnikiem miksu energetycznego