FBI ustaliła, że pieniądze trafiały do mężczyzny, który był mózgiem operacji: wynajmował osoby trzecie, aby zdawały testy zamiast dzieci bogaczy; opłacał ludzi nadzorujących egzaminy, by przymykali oczy na ten proceder; płacił też trenerom drużyn uniwersyteckich, by uznawali owe dzieci za obiecujących sportowców, których warto pozyskać.
Cała siatka czeka teraz na rozprawę – grozi im do 20 lat więzienia oraz grzywny idące w setki tysięcy dolarów. Poza ukaraniem winnych skandal przyczynił się do wzrostu zainteresowania procesem rekrutacji na elitarne uniwersytety w USA – czy dostają się tam najlepsi?
Odpowiedzieć na to pytanie pomaga inny proces sądowy. Ponad dwa lata temu stowarzyszenie Students for Fair Admissions (SFFA) pozwało Uniwersytet Harvarda, zarzucając mu dyskryminację osób pochodzenia azjatyckiego. Według SFFA łaskawsze traktowanie kandydatów, których rodzice są absolwentami tej uczelni i tych, którzy osiągają sukcesy sportowe, są niemerytoryczne – a już szczególnie to pierwsze kryterium całkowicie wyklucza pewne grupy z równego dostępu do usług tej szkoły wyższej.
Choć Uniwersytet Harvarda jest prywatny, to jest zobowiązany traktować wszystkich równo niezależnie od płci, rasy i pochodzenia – więc sąd pozew przyjął, a to zmusiło uczelnię do ujawnienia danych o kandydatach i przyjęciach.
Reklama
W imieniu pozywających analizy tych informacji dokonał Peter Arcidiacono (Uniwersytet Duke’a) wraz z Tylerem Ransomem (Uniwersytet Oklahomy) oraz Joshem Kinslerem (Uniwersytet Georgii), którzy wyniki badań opartych na materiale dowodowym opublikowali jako artykuł naukowy, rzucający światło na pilnie strzeżone tajemnice dotyczące roli majątku i rasy w procesie rekrutacji na prestiżowe uniwersytety amerykańskie.
Obecnie tylko 4,5 proc. spośród wszystkich aplikujących dostaje się na Harvard, lecz szanse otrzymania indeksu rosną na skutek preferencji, jakie otrzymują grupy oznaczone akronimem ALDC: A – to sportowcy (Athletes), L – ci, których rodzice ukończyli uczelnię, a więc dzieci niejako dziedziczą po nich edukację (Legacy), D – ci, którzy znajdują się na liście zainteresowania dziekana (Dean) oraz C – to dzieci pracowników uniwersytetu (Children).
Arcidiacono i koledzy oszacowali, jak duża jest w praktyce rola przywilejów i czy na skutek stosowania preferencji uczelnia przyjmuje słabszych kandydatów. Ich praca pokazuje, że nawet po wykluczeniu sportowców (A) przeciętny kandydat z grupy LDC jest słabszy niż przeciętny chętny nie-ALDC.
Z badania wynika także, że biały kandydat spoza grupy ALDC ma 10-proc. szansę dostania się na Uniwersytet Harvarda – czyli dwukrotnie większą niż przeciętna, jeśli zaś biały kandydat należy do grupy L, jego szanse rosną już pięciokrotnie, a jeśli przy okazji trafi na listę D – aż siedmiokrotnie. Białe dziecko absolwentów Harvardu, na które uwagę zwrócił dziekan, do tego uprawiające z powodzeniem sport, ma niemal stuprocentową szansę przyjęcia na uczelnię.
Co by się stało, gdyby te preferencje usunąć? W szeregach słuchaczy Harvardu znalazłaby się tylko jedna czwarta spośród tych białych studentów ALDC, którzy są przyjmowani obecnie. Liczba studentów czarnych nie zmieniłaby się, zaś zwiększyłaby się liczba studentów pochodzenia azjatyckiego oraz latynoskiego.
Dlaczego Uniwersytet Harvarda stosuje preferencje? Uczelnia tłumaczy, że studenci z grupy L oraz A pomagają budować prestiż i rozpoznawalność szkoły.
Ponadto przyjmowanie studentów z grupy L zachęca absolwentów rodziców do przekazywana darowizn na rzecz uczelni. Badania potwierdzają, że sukces sportowy również prowadzi do wzrostu liczby darowizn dla szkoły. Ponadto rodzice oraz studenci z grupy L, którzy skończą ten uniwersytet, mają większą skłonność do jego późniejszego finansowego wspomagania. A im więcej darowizn, tym możliwość przyznania większej liczby stypendiów, podniesienia jakości infrastruktury i przyciągnięcia najlepszej kadry badawczej i dydaktycznej.
Ale czy to usprawiedliwia praktykę uprzywilejowywania uprzywilejowanych?

>>> Czytaj również: Mało testów i pracy domowej. Oto fiński przepis na najlepszy system edukacji na świecie