ikona lupy />
Wiaczesław Bohusłajew prezes Motor Siczy fot. Zbigniew Parafianowicz / DGP
Zaporoże podarowało Związkowi Sowieckiemu namiastkę robotniczo-chłopskiego samochodu, który miał być odpowiednikiem Volkswagena, a stał się najszybszym traktorem świata. ZSRR zawdzięcza też miastu sztangistę – wielokrotnego mistrza globu Leonida Żabotynskiego, któremu w centrum wybudowano dziwny pomnik. Sportowiec miał wyglądać jak siłacz, ale za sprawą wizji autora tego dzieła Eldaniza Hurbanowa bardziej przypomina dorosłego mężczyznę w pampersie niż herosa.
Kręcąc się po Zaporożu między dawną ulicą Metalurgistów i aleją Entuzjastów, oprócz gęstego szlamosmogu z lokalnej huty można poczuć powiew dawnej wielkości aglomeracji, którą zachwycał się sam Le Corbusier. Dziś ten glamour dojrzałego konstruktywizmu to przeszłość. Życie położonej nad Dnieprem półmilionowej metropolii wisi na trzech zakładach: hucie, podupadłej fabryce, w której do niedawna powstawały marszrutki (najczęściej żółta jak smog, blaszana zmora dowożąca mieszkańców byłego ZSRR do pracy), oraz na Motor Siczy – unikalnym w skali świata zakładzie produkującym silniki do samolotów i śmigłowców. W tym tych największych – An-225 Mrija i An-124 Rusłan.
Fabryka zupełnie wymyka się lokalnej logice. Interesują się nią Chińczycy i Rosjanie, upominają się o nią doradcy Donalda Trumpa. Dla Pekinu Motor Sicz jest warunkiem koniecznym, aby rzucić wyzwanie USA w transporcie strategicznym. Moskwie firma jest potrzebna do tego, aby nadal produkować śmigłowce uderzeniowe i transportowe, z których korzystano m.in. podczas aneksji Krymu i wojny na Donbasie.
Reklama
Motor Siczą przez chwilę interesowała się również Polska. Bo zakład – zupełnie realnie – mógł ściśle kooperować z polską zbrojeniówką. Oczywiście gdyby pomysł „śmigłowca Macierewicza” nie zamienił się we własną karykaturę, zanim na poważnie zaczęto o nim w ogóle dyskutować.
Odtworzyliśmy kulisy kontaktów między polskimi władzami a ukraińską firmą. Nieoczekiwanie znów na pierwszy plan wysuwa się bliski współpracownik Antoniego Macierewicza – Wacław Berczyński. W historii o Motor Siczy przewijają się ukraińskie służby, bośniacki pośrednik współpracujący z rosyjską generalicją i samoloty floty VIP – m.in. ten, którym lata sam Władimir Putin. Są próby rejderstwa, prośby i groźby, raje podatkowe, namolni i konsekwentni Chińczycy oraz interwencja dyplomacji USA. W zalanym smogiem Zaporożu w pewnym momencie skrzyżowały się interesy najważniejszych osób i państw na świecie.

Podchody pod Macierewicza

Jak przyznaje w rozmowie z DGP Wiaczesław Bohusłajew, prezes Motor Siczy, były poseł Partii Regionów i mąż zaufania Wiktora Janukowycza w wyborach prezydenckich w latach 2004 i 2010, oferta złożona Polsce była zupełnie poważna. W międzyczasie pojawili się jednak Chińczycy, dla których wejście do firmy było jeszcze ważniejsze. Jeśli na trwałe przejęliby udziały w firmie, mieliby szansę zbudować silnik do samolotu zdolnego do przerzutu wojsk w odległe rejony świata, kontrolować wasali Pekinu (np. w Afryce), a tym samym wskoczyć na zupełnie nowy poziom rywalizacji ze słabnącym mocarstwem – Stanami Zjednoczonymi.
Wokół zakładu ponownie zaczęli się też kręcić Rosjanie, którzy za pośrednictwem schem (półlegalnych sposobów uprawiania biznesu), mimo wojny i tego, że są nominalnym wrogiem Ukrainy, próbowali kontynuować współpracę z koncernem Bohusłajewa. Dla nich to też sprawa życia i śmierci. Bo w 80 proc. ich śmigłowców pracują silniki z Motor Siczy.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP