Może i rząd dał więcej pieniędzy na pomoc osobom ze znaczną niepełnosprawnością, ale i tak za mało w stosunku do potrzeb. System jest niespójny, chaotyczny, pospinany na agrafki. Januszowy, można powiedzieć. I ekstremalnie nieżyczliwy.
Środowisko RON – czyli rodziców osób ze znacznymi niepełnosprawnościami – ma zjechać z całej Polski do stolicy 23 maja. Zbiórka o 12.00 przed Pałacem Prezydenckim. Na facebookowych fanpage'ach wrze. Zwołują się, umawiają, pomstują na PiS: że oszukał, że system jak nie działał, tak nie działa, że ustawa za życiem to bubel. Pieniędzy też nie ma – bo te 100 zł z małym kawałkiem, o jakie podniesiono rentę socjalną (z 84 proc. do 100 proc. najniższej renty z ZUS), na pewno nie załatwia sprawy.
Rodzice w kalendarzach skreślają liczbę dni, jakie zostały do protestu i zapewniają, że nie odpuszczą. Że przez ostatni rok narosła w nich złość. Podsycana nie tylko brakiem dobrej zmiany, ale też pamięcią o upokorzeniach, jakie musieli przełknąć, kiedy razem z dziećmi okupowali Sejm, a politycy próbowali ich z niego wypchnąć. Mają poczucie, jakby nie istnieli, nie liczyli się w przeciwieństwie do „zdrowego społeczeństwa”, dla którego stanowią tylko obciążenie. Teraz do Sejmu ich nie wpuszczą, więc będą protestować na ulicach Warszawy i mówić o swoich postulatach. Na początek – 500 zł dodatku rehabilitacyjnego dla osoby niepełnosprawnej, bez kryterium dochodowego. Teraz otrzymują one rentę w wysokości 935 zł netto, a za takie pieniądze nie da się przeżyć, nie mówiąc o rehabilitacji, sprzęcie czy lekach.
– Jak słyszą w rejestracji, że idzie ta Hartwich z synem, to Kuba wchodzi od razu do gabinetu lekarza. Podobnie jak dzieci innych matek znanych z protestów w Sejmie. Kobiety z całego kraju piszą do mnie, że jak stały w kolejkach do specjalistów czy na rehabilitację, tak stoją dalej – opowiada Iwona Hartwich, liderka rodziców protestujących przed rokiem w budynku Sejmu. Jej niepełnosprawny syn, Kuba, został wybrany w ostatnich wyborach samorządowych na radnego Torunia. Kandydował z listy Koalicji Obywatelskiej. Na fanpage'u RON widnieje zastrzeżenie, że w żaden sposób nie jest to grupa polityczna, że zamierza domagać się pomocy dla swoich dzieci, często już dorosłych, od każdej ekipy rządzącej. Jednak przez środowiska prawicowe ludzie ci są postrzegani jako straż przyboczna opozycji. To przekonanie umocniła jeszcze niedawna wypowiedź Iwony Hartwich dla TOK FM: „My nie będziemy wspierać działań tego rządu. My ze strony rządu czujemy eutanazję na naszych dorosłych dzieciach”. W efekcie część opiekunów osób ze znaczną niepełnosprawnością – mimo że popiera postulaty RON – nie przyłączy się do protestu. Dziś w Polsce wszystko jest polityką, nawet jeśli dotyczy dofinansowania pampersów.
Reklama

Bogaty nie potrzebuje państwa

– A ja nie przyjadę do Warszawy dlatego, że absolutnie nie mam na to czasu – mówi Joanna. Mama rodzeństwa, Jasia i Małgosi, tylko wzdycha (imiona zmienione). Jej życie to walka o wyrwanie z systemu jak największej i najbardziej profesjonalnej pomocy dla swoich maluchów. Przyszły na świat zdecydowanie za wcześnie, trzy i pół miesiąca przed terminem. Specjaliści nie dawali im większych szans na przeżycie. Układ krwionośny był niedojrzały, więc naczynia w małych mózgach pękały i tworzyły się wylewy powodujące uszkodzenia.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP