Środowy zakup amerykańskich systemów artylerii to kolejna niewykorzystana szansa na budowę rodzimego przemysłu
Prezydent Andrzej Duda, wiceprezydent USA Mike Pence i minister obrony Mariusz Błaszczak. Do tego liczni przedstawiciele administracji i wojskowi obu krajów. W środę, na podpisaniu umowy dotyczącej zakupu systemu artylerii dalekiego zasięgu Himars, mogącej razić cele odległe nawet o 300 km, oficjeli nie brakowało. Padły słowa o poprawieniu bezpieczeństwa Polski – z czego powinniśmy się cieszyć, choć jeden dywizjon (18 wyrzutni bojowych) to raczej wzmocnienie symboliczne. No, ale być może kiedyś doczekamy się kolejnych. Cena za ten jeden, który ma być dostarczony do 2023 r., to ponad 400 mln dol., czyli ok. 1,5 mld zł.
Mało za to mówiono o polskim przemyśle obronnym, czyli nieco upraszczając – o Polskiej Grupie Zbrojeniowej, która zrzesza ponad 60 państwowych spółek (m.in. Hutę Stalowa Wola, Mesko, Bumar Łabędy czy Wojskowe Zakłady Lotnicze) i której przychody w 2017 r. wyniosły prawie 5 mld zł. Ta małomówność może o tyle zaskakiwać, że do niedawna to PGZ odpowiadała za rozmowy z amerykańskim koncernem Lockheed Martin (LM) o zakupie systemu Himars.
Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu DGP.
Reklama