Moją pierwszą reakcją na wieść, że Paul Romer dostał tzw. ekonomicznego Nobla, było zdumienie. Byłem przekonany, iż 63-latek z Uniwersytetu Nowojorskiego już kiedyś tę nagrodę otrzymał, a przecież dwa razy ustrzelić jej nie można - pisze Rafał Woś.
Najpierw pomyślałem, że moje odczucie to efekt zwielokrotnienia. W końcu Romerów w ekstraklasie światowej ekonomii jest aż troje. Prócz nagrodzonego w tym roku Paula mamy jeszcze małżeństwo Christiny i Davida. Z której to dwójki słynniejsza jest pani Romer – będąca swego czasu szefową zespołu doradców ekonomicznych prezydenta Baracka Obamy. Jeśli do tego dodam, że świadkiem na ślubie Romerów był inny ekonomista Gregory Mankiw, to wyjdzie niechybnie, że całym tym interesem kręci jakaś sitwa. W końcu Mankiw (na co dzień wykładowca na Harvardzie) był głównym doradcą ekonomicznym poprzednika Obamy w Białym Domu, George’a W. Busha. Całą sytuację ratuje to, że tamci Romerowie i tegoroczny noblowski Romer spokrewnieni nie są.
Ostatecznie doszedłem do wniosku, że przekonanie o tym, że Paul Romer był już ozłocony Noblem w przeszłości, bierze się z niezwykle obfitego dorobku zawodowego tego ekonomisty. Najważniejszą jego częścią jest oczywiście endogeniczna teoria wzrostu. I to za nią dostał w ubiegły poniedziałek najważniejszą nagrodę w branży. Endogeniczny wzrost brzmi strasznie, ale jak to często w ekonomii bywa – za czymś takim kryje się dość czytelna idea. Przed Romerem uważało się w ekonomii neoklasycznej, że wzrost gospodarczy zależy od dwóch czynników: stopy oszczędności i postępu technologicznego. Jeśli one zostaną zapewnione, to i wzrost nadejdzie. Dopiero Romer pokazał, że liczą się jeszcze inne czynniki: głównie wiedza i kapitał ludzi. Wkrótce za Romerem poszli inni badacze i dziś takie podejście to elementarz ekonomicznego wtajemniczenia.
Ale Romer to przecież dużo więcej. Dekadę temu głośna była jego koncepcja charter cities. Czyli miast wyjętych spod prawa państw, których są częścią. Co zapewni im niezależność, pewność prawa i szybki sukces ekonomiczny. Takim miastem był dla niego Hongkong. Formalnie chiński, ale faktycznie dzięki zawartej w 1898 r. umowie „dzierżawy” zarządzany przez następne 100 lat przez niewybieralnych technokratów z Wielkiej Brytanii. W 2010 r. Romer przekonywał, że podobny model Unia Europejska powinna zastosować wobec Grecji. Wyjmując ją spod władania demokratycznych reguł, a pełnię władzy przekazując ekspertom. To było jedno z głośniejszych wystąpień z samego środka demokratycznego świata, które otwarcie kontestowało demokrację jako ustrój niesprawny i niemerytokratyczny.
To wreszcie Romer przedstawił propozycję takiej reformy języka angielskiego, która uprości jego reguły i uczyni bardziej fonetycznym. Dzięki czemu ludziom na całym świecie będzie łatwiej przychodziła jego nauka. A to zlikwiduje jedną z fundamentalnych barier dla rozwoju gospodarczego w zglobalizowanym świecie, czyli niemożność łatwego dogadania się i dobicia targu.
Reklama
UWAGA. Piszę tzw. Nobel z ekonomii, ponieważ ta nagroda nie jest uznawana za część tradycyjnego noblowskiego pakietu powołanego zgodnie z wolą słynnego wynalazcy dynamitu. Powstała na przełomie lat 60. i 70. Jej oficjalna nazwa to „Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii”

>>> Czytaj też: Spełnia się marzenie Keynesa, Nobla dostali "dentyści ekonomii". Na jaki ból zęba znaleźli rozwiązanie?