Takie propozycje zawiera projekt nowego kodeksu pracy przygotowany przez komisję kodyfikacyjną. Jeśli firma wypłaciłaby pracownikowi dodatkowe wynagrodzenie, mogłaby żądać wyłączności – podwładny nie mógłby po godzinach wykonywać żadnej innej pracy czy działalności gospodarczej. Oczywiście jeśli sam się do tego zobowiąże, podpisując umowę z zatrudniającym. Cel takiego rozwiązania jest zrozumiały – pracownicy często dorabiają sobie w czasie teoretycznie wolnym. To zaś odbija się na ich efektywności w macierzystej firmie, a nawet rodzi ryzyko wypadku przy pracy. Przedsiębiorca płaciłby zatem dodatkowo, by mieć pewność, że podwładny jest zawsze przygotowany do wykonywania obowiązków. Szkopuł w tym, że kontrakty ograniczające inną działalność najczęściej przedstawia się do podpisu wraz z umową o pracę. Kandydatowi zależy wtedy na zdobyciu etatu i nie zastanawia się on nad konsekwencjami własnych zobowiązań.

– Obecnie sytuacja na rynku pracy jest dobra dla zatrudnionych, ale w razie jej pogorszenia taka umowa uniemożliwi legalne dorabianie do pensji. Skutkiem byłby zapewne wzrost zatrudnienia na czarno – uprzedza dr Maciej Chakowski z firmy doradczej C&C Chakowski & Ciszek.

Jednocześnie dodatkowe wynagrodzenie, jakie pracownik miałby otrzymywać za wyłączność, nie byłoby właściwie zabezpieczone. Projekt określa jego górny limit (wysokość minimalnej płacy), ale nie gwarantuje żadnego minimum. Co więcej, w umowie mogłyby być przewidziane kary umowne do wysokości trzech pensji. Pracownik płaciłby je za samo naruszenie ustaleń, nawet jeśli jego działanie nie spowodowało żadnej szkody po stronie firmy.

Kary takie mogłyby być przewidziane także za złamanie umowy o unikaniu konfliktu interesów po ustaniu zatrudnienia. To kolejna, przewidziana w projekcie, forma ograniczeń – pracownik miałby zobowiązać się do niepodejmowania jakichkolwiek aktywności, które byłyby niezgodne z interesem byłego pracodawcy (np. inwestowanie w konkurencyjne przedsiębiorstwo). W tym przypadku najwięcej wątpliwości rodzi propozycja, aby w razie podpisania takiej umowy podwładny musiał informować firmę o tym, czy konkurencyjnej wobec niej działalności nie prowadzi członek jego rodziny (np. małżonek lub brat).

Reklama

– Takie rozwiązanie budzi wątpliwości konstytucyjne. Zmuszałoby pracowników do donoszenia na własną rodzinę – podkreśla dr Chakowski.

>>> Czytaj też: Nic w internecie nie jest prywatne. Pogódźmy się z tym i uczmy od Chińczyków