Mamy niezbite dowody, że Saddam Husajn ma związki z terrorystami z Al-Kaidy – mówił we wrześniu 2002 r. sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld. – Spotkania odbywają się od lat. Niewykluczone, że terroryści zostali przeszkoleni w zakresie broni chemicznej i biologicznej – dodawał. W ciągu kilku kolejnych miesięcy na podstawie tej deklaracji budowano irackie casus belli. Niemal cały świat uwierzył, że władze w Bagdadzie mają broń masowego rażenia i są śmiertelnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa. Gdy Amerykanie obalili Husajna, całą uwagę skierowano na poszukiwanie jego arsenałów. Ludzie tacy jak Rumsfeld wiedzieli, że to blef. Zdawali sobie sprawę, że chodziło jedynie o narrację uzasadniającą wypowiedzenie wojny. Temat, który skutecznie zaciemni głębszy sens geopolitycznej przebudowy Bliskiego Wschodu. Gdy dziennikarze jeździli za żołnierzami korpusu Marines zaangażowanymi w poszukiwanie broni masowego rażenia, szef Pentagonu i waszyngtońscy neokonserwatyści szacowali, jak zainstalowanie proamerykańskich władz nad Tygrysem i Eufratem zmienia balans sił między Saudami, perskim Iranem, Turcją i Syrią.
Dekadę po operacji Iracka Wolność BBC wyemitowało reportaż, z którego wynikało, że cała wiedza o arsenałach Saddama pochodziła od dwóch szpiegów. Osób średnio zorientowanych w temacie, za to dobrze kłamiących. Wywiad USA jednemu z nich nadał pseudonim Curveball – Podkręcona Piłka. Jakby szyderczo dając do zrozumienia, że świadomie korzysta z usług osób, które mówią to, co władze w Waszyngtonie chcą usłyszeć.
W ten sposób neokonserwatyści stali się pionierami tego, co dziś nazywamy postprawdą. Ich podkręcone piłki były początkiem praktyk Donalda Trumpa i Antoniego Macierewicza. Szef polskiego MON, odgrzewając temat zdrady dyplomatycznej Tuska, jawi się jako wzorowy uczeń Rumsfelda, Richarda Pearla czy Paula Wolfowitza. Nie ma w tym szaleństwa. Raczej zimna kalkulacja, jak poradzić sobie z problemem deficytu dowodów na zdradę i zamach w Smoleńsku.
Minister Macierewicz pełni swój urząd półtora roku. Podlegają mu dwie wojskowe służby specjalne – SKW i SWW. Z jego inicjatywy powołano podkomisję smoleńską. Prokuratorem generalnym jest jego kolega z rządu. Podobnie zresztą jak szef dyplomacji. MON współpracuje z prokuratorem Luisem Moreno-Ocampo. Sympatyzujący z prawą stroną sceny politycznej tygodnik „Do Rzeczy” pyta jednak w najnowszym wydaniu, jakie są efekty jego prac. Tekst Wojciecha Wybranowskiego „Gry Smoleńskie” można potraktować jako syndrom zmęczenia Macierewiczem: minister ma wszystkie narzędzia, by udowodnić swoje tezy, dlaczego zatem wciąż brakuje mu twardych danych?
Reklama
Oskarżenie Donalda Tuska o zdradę zmienia logikę dyskusji. Zamiast pytań o to, kiedy w Polsce pojawi się wrak, rozgorzeje dyskusja o polityce rządu PO wobec Rosji tuż przed 10 kwietnia 2010 r. Zamiast rozliczać dowody na zamach, skupimy się na analizie decyzji polskich władz tuż po katastrofie tupolewa. Zresztą nie będzie to dyskusja zupełnie bezpodstawna. Tak jak niepozbawiona sensu była debata o stanie irackich magazynów z bronią masowego rażenia.
Macierewicz ma pełne prawo pytać, dlaczego 10 kwietnia za podstawę prawną wyjaśniania katastrofy przyjęto konwencję chicagowską. Ma pełne prawo pytać, dlaczego nie grano na czas i nie zdecydowano się na negocjowanie dwustronnej umowy polsko-rosyjskiej określającej zasady ustalania okoliczności tragedii. Sytuacja była bez precedensu. Można było szukać bezprecedensowych rozwiązań. W ten sposób szef MON ma szansę zwyczajnie zamęczyć Tuska. Podkręcić piłkę, która w ostatnim czasie wytraciła swoją dynamikę.