Na wstępie przesłuchania Gajek nawiązał do listy ostrzeżeń publicznych, którą prowadzi KNF. Jak mówił, pomysł ten wziął się z doświadczeń innych europejskich krajów. "Wtedy była koncepcja, którą przywiózł ktoś z nadzorców zagranicznych, koncepcja +omszałego kamienia+" - powiedział. Jak tłumaczył, chodziło o ujawnienie podejrzanych firm. "To jest bardzo skuteczne, tego doświadczyli inni nadzorcy, jak również my" - dodał.

"W tym kontekście dla nas dziwny jest przypadek Amber Gold, ponieważ w tym przypadku to nie zadziałało. Jakby jakieś mechanizmy gdzieś były, które dawały tej firmie jakąś odporność na te wszystkie działania i ona przetrwała ten okres ujawnienia" - wskazał.

Gajek zwrócił uwagę, że w samym 2010 r. ukazało się bardzo dużo publikacji prasowych na temat Amber Gold, gdzie wprost pisano o tym, że Amber Gold został wpisany na listę ostrzeżeń. "Setki tysięcy ludzi mogło się dowiedzieć poprzez prasę o tym, że ta firma istnieje i budzi poważne wątpliwości co do zasad swojego działania" - mówił.

"Dla nas było rzeczą zdumiewającą, że mimo takiego nagłośnienia sprawy, ona się wlokła" - dodał świadek, nawiązując do działań prokuratury.

Reklama

Jak zaznaczył, w tamtym okresie przedstawiciele KNF sądzili jednak, że opieszałość prokuratury wynika ze złożoności spraw zgłaszanych przez Komisję. "One były złożone, dotyczyły przestępstw, które były niespotykane w starym systemie, przestępstw o dużej komplikacji intelektualnej" - mówił.

Podczas przesłuchania, Gajek odniósł się też do kwestii zmiany na stanowisku szefa KNF - w październiku 2011 r. Stanisława Kluzę zastąpił Andrzej Jakubiak. Jak mówił świadek, po tym jak Jakubiak w dość szybkim czasie zapoznał się ze sprawą Amber Gold, wyraził opinię, że jego poprzednik "zrobił bardzo dużo" w tej sprawie.

Gajek dodał, że Jakubiak informował go też o swoich planach związanych ze sprawą Amber Gold. "Wyraził to mniej więcej w taki sposób, że wysyłamy na dniach pismo do prokuratora generalnego i sprawa będzie załatwiona. On miał taką koncepcję, że to pismo załatwi sprawę, że to będzie koniec tego wszystkiego" - powiedział.

Chodzi o pismo z 24 listopada 2011 r. do ówczesnego szefa PG Andrzeja Seremeta. Pismo to zawierało szereg krytycznych uwag na temat postępowania ws. Amber Gold prowadzonego przez prokuraturę Gdańsk-Wrzeszcz. Nie trafiło ono jednak do Seremeta, ale zostało przekazane do departamentu postępowania przygotowawczego PG, który skierował je do zastępcy prokuratora apelacyjnego w Gdańsku, a stamtąd przekazano je do gdańskiej prokuratury okręgowej.

Podczas przesłuchania Gajek dodał, że o Amber Gold dowiedział się w 2009 r. "Dowiedziałem się o tej sprawie jako jednej z wielu spraw. Wtedy to nie była jakaś wyjątkowa sprawa, nikt jej tak nie traktował" - relacjonował.

Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała, kiedy KNF uznała, że sprawa Amber Gold wymaga "większego zaangażowania".

"Myślę, że ta świadomość pojawiła się, że tam jest coś specyficznego w tej firmie, w roku 2011, kiedy wybuchła sprawa z liniami lotniczymi. Nagle było zdziwienie, że jakaś firma, która coś tam kombinuje, bierze się za wielkie interesy lotnicze. To pokazywało, że tam mogą być jakieś specyficzne cechy w tej firmie, że mimo tych wszystkich działań ma taką żywotność i niesłychaną zdolność do rośnięcia" - ocenił Gajek.

Grupa Amber Gold była właścicielem powstałych w połowie 2011 r. linii lotniczych OLT Express, których upadłość ogłoszono latem 2012 r.

"Wtedy się pojawiła taka świadomość, że za tą firmą może stać coś większego; że nie jest to jakiś drobny cwaniak, który próbuje oszukać parę osób" - dodał Gajek. Jak mówił, wydawało mu się wtedy, że "albo to jest jakiś samorodny geniusz biznesu, który nagle zrobi coś wielkiego w Polsce, albo, że to jest raczej próba jakiegoś maskowania czegoś innego". (PAP)