Rządy na całym świecie coraz chętniej rozdają biedniejszym obywatelom pieniądze zamiast zapewniać im wsparcie w postaci usług czy pomocy rzeczowej. W niektórych przypadkach, rząd uzależnia taką pomoc od spełnienia określonych wymogów – np. wysłania dzieci do szkoły, czy też ich zaszczepienia, w innych – świadczenia te są zupełnie bezwarunkowe.

- Co do zasady świadczenie w gotówce jest lepsze od rzeczowego. Wyjątki mogą być dwa. Po pierwsze, gdy wiadomo na co pieniądze będą wydane – wtedy po prostu efektywniej jest zrobić jedno duże zamówienie. To jednak rzadko się zdarza – ludzkie potrzeby i okoliczności są zbyt zróżnicowane. Po drugie, gdy istnieje obawa, że pieniądze będą źle użyte – mówi Maciej Bitner, główny analityk Wise Europa.

Ekspert zwraca jednak uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię. - Dawanie ludziom pieniędzy to substytucja dochodu. Pomoc rzeczowa odbierana jest jako pomoc, a nie jako dochód. Utrzymany jest – ważny dla kapitalizmu w warunkach demokratycznych – związek między pracą a dochodem. Pomoc może być bez pracy, ale dochód nie – mówi Bitner. - Zarabianie daje nam możliwość decydowania o wydatkach. Dawanie gotówki to wolność bez odpowiedzialności, czyli bez pracy. I to ten trzeci, pozaekonomiczny powód skłania mnie do sympatyzowania raczej z pomocą rzeczową niż z gotówkową. Dochodowo można pomagać najbiedniejszym przez obniżanie opodatkowania, a nie dawanie gotówki - dodaje.

Marnotrawienie pieniędzy to mit

Tu pojawia się odwieczny problem: czy beneficjenci rządowych programów pomocy w formie wypłat gotówki rzeczywiście wydają otrzymane pieniądze na najpotrzebniejsze? Przykładowo, krytycy programu 500 plus już dawno alarmowali, że gotówka od państwa może być przez Polaków przeznaczana na zakup alkoholu czy innych używek, w niektórych przypadkach obserwowano nawet wzrost interwencji policji związanych z nadużywaniem alkoholu zaraz po wypłacie pieniędzy wynikających z harmonogramu 500 plus.

Reklama

Raport opracowany przez ekspertów z Banku Światowego i Uniwersytetu Stanforda dowodzi jednak, że założenia o marnotrawieniu pomocy gotówkowej od państwa przez najbiedniejszych są błędne. Autorzy raportu - David Evans i Anna Popowa - przeanalizowali 19 różnych badań, które pokazują związek między transferami gotówkowymi dla najbiedniejszych z poziomem wydatków na papierosy i alkohol. Raport bazuje na danych z państw rozwijających się, głównie z Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji.

Okazuje się, że wypłacanie pieniędzy najbiedniejszym ma negatywny wpływ na poziom konsumpcji tych używek. Żadne z 19 badań nie dowiodło, że transfery pieniężne widocznie zwiększyły spożycie alkoholu i papierosów. Wręcz przeciwnie, wiele z nich wykazało, że pomoc ta prowadzi do zmniejszenia konsumpcji.

Jak wytłumaczyć taką zależność? Zdaniem autorów raportu, transfery gotówkowe mogą zmienić sposób planowania budżetu gospodarstwa domowego. Jak pisze Quartz, wielu rodzicom przed otrzymaniem dodatkowej gotówki, jakiekolwiek wydatki na edukację czy opiekę zdrowotną mogą wydawać się bezcelowe. Jednak większa pula pieniędzy do dyspozycji stawia ich przed poważną decyzją. Zaczynają dochodzić do wniosku, że inwestycja w kształcenie dzieci to rozsądny krok, a dążąc do tego celu, często rezygnują z picia i palenia.

Istnieje też zjawisko zwane „The Flypaper Effect”. Z badań naukowców zajmujących się ekonomią behawioralną wynika, że kiedy gotówka przyznawana jest gospodarstwom domowym czy organizacjom na konkretny cel, beneficjenci zwykle tego celu się trzymają. I to nawet jeśli nikt ich do tego nie zmusza. W większości przypadków, rządowa pomoc pieniężna dla najuboższych ma być z założenia przeznaczana na finansowanie potrzeb rodziny.

Ekonomiści Banku Światowego i Uniwersytetu Stanforda zauważają też, że przyznawana przez państwo pomoc gotówkowa jest najczęściej ofiarowywana kobietom. Naukowcy udowodnili, że jeśli kobieta odpowiada na domowy budżet, istnieje większa pewność, że dodatkowe pieniądze zostaną wydane na żywność i opiekę medyczną dla dzieci.

Upowszechnienie modelu życia na koszt społeczeństwa?

Raport ekonomistów Banku Światowego i Uniwersytetu Stanforda bazuje na danych z biedniejszych państw Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji, jednak jego wnioski można też przełożyć na polskie realia.

- Wyniki raportu wskazują, że program 500+ prawdopodobnie nie doprowadzi do wzrostu konsumpcji tytoniu i alkoholu. Nie znaczy to jednak, że jest to dobry program, gdyż zwiększenia spożycia używek stanowi tylko jedno i bynajmniej nie najpoważniejsze ryzyko – uważa Maciej Bitner, główny ekonomista Wise Europa.

Zdaniem eksperta, rządowy program zniechęca do podejmowania legalnej pracy. - Widać to było już w danych za ten rok, a moim zdaniem będzie jeszcze gorzej. Nie rozumiem, dlaczego nie uzależniono wypłaty świadczenia od aktywności zawodowej. Drugim problemem jest upowszechnianie modelu życia na koszt społeczeństwa, wsparcie dla postaw roszczeniowych, a ostatecznie także – mówiąc wprost – kupowania głosów za cudze pieniądze. Pierwszy raz w historii III RP politycy obiecali powszechne rozdawanie pieniędzy i dotrzymali słowa – to będzie miało długofalowe konsekwencje polityczne – ocenia Bitner.

Kolejną kwestią są koszty budżetowe programu. - 25 mld zł to nie jest drobna suma w sytuacji spowalniającego tempa wzrostu i już wysokiego długu publicznego. Istnieje ryzyko, że w razie na przykład gwałtownego spadku wpływów podatkowych, rząd wybierze cięcie dużo ważniejszych długookresowo wydatków, bo nie będzie w stanie wycofać się lub chociaż ograniczyć tego programu – mówi ekonomista.

Według projektu budżetu na 2017 r. dochody budżetu państwa wyniosą 325,4 mld zł, a wydatki 384,8 mld zł. Maksymalny poziom deficytu ma sięgnąć 59,3 mld. Rządowe prognozy zakładają, że PKB Polski wzrośnie w przyszłym roku o 3,6 proc., przy średniorocznej inflacji na poziomie 1,3 proc., nominalnym wzrośnie wynagrodzeń sięgającym 5 proc. i wzroście zatrudnienia o 0,7 proc. Konsumpcja prywatna ma wzrosnąć nominalnie o 5,5 proc.

>>> Czytaj więcej: Jak oszczędzają Polacy i na co wydają środki z programu 500+?

Ukłon w stronę polityki społecznej i demografii

Więcej pozytywnych skutków funkcjonowania programu 500 plus widzi prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego prof. Elżbieta Mączyńska. - To ukłon w stronę polityki społecznej i - przynajmniej z założenia - prodemograficznej. Sytuacja demograficzna w Polsce jest bowiem bombą z opóźnionym zapłonem. Wszystkie prognozy wskazują, że w Polsce do 2050 r. będzie nas mniej o ok. 5 milionów. To ogromny ubytek – mówiła ekonomistka agencji PAP w połowie listopada.

- Przez wszystkie lata transformacji zaniedbywano sferę społeczną, mimo że w Konstytucji RP mamy zapisaną społeczną gospodarkę rynkową, co oznacza równoważenie celów gospodarczych, społecznych i ekologicznych. Mączyńska podkreśla przy tym, że program 500 plus nie jest bez wad. Jej zdaniem jednym z największych mankamentów jest fakt, że wypłaty świadczeń nie są uzależnione od poziomu dochodów gospodarstw domowych. Zaznacza jednak, że koszty sprawdzania dochodów kwalifikujących do pomocy mogłyby być większe niż osiągane efekty, co potwierdzają analizy.

Z ostatniego badania Związku Banków Polskich i TNS wynika, że 51 proc. Polaków przeznacza pieniądze z 500+ na cele związane z edukacją, 49 proc. na wydatki bieżące, 23 proc. na wydatki związane ze zdrowiem, 15 proc. na dobra konsumpcyjne, 11 proc. na kulturę i podróże, 8 proc. na dobra trwałego użytku, 7 proc. na wydatki mieszkaniowe, a 5 proc. na samochód.

Co ważne, jeśli urzędnicy odkryją, że pieniądze z programu 500 plus wydawane są niezgodnie z celem - np. na używki, mogą zdecydować o zamianie formy świadczenia z gotówkowej na rzeczową lub opłacanie usług. "W przypadku marnotrawienia świadczenia wychowawczego, organ wypłacający to świadczenie może zatem zamienić jego wypłatę na pomoc nie tylko w formie rzeczowej, np. żywność, ubrania, lekarstwa itp., ale także na pomoc rodzinie w formie opłacania usług, np. opłacanie kursów językowych, żłobka, przedszkola, basenu, teatru, kosztów internatu, wykupienie obiadów. czy czynszu itp." - czytamy w stronie MPiPS.