Jak będzie wyglądać świat za 10 lat? Czy po naszych drogach będą jeździć samochody wydrukowane techniką 3D, będziemy nosić ubrania podłączone do internetu, a farmaceutów w aptekach zastąpią roboty? Eksperci specjalizujący się w nowoczesnych technologiach są pewni – stoimy u progu czwartej rewolucji przemysłowej.
ikona lupy />
Przyszłość świata - robotyzacja / ShutterStock

Rada Global Agenda Council on the Future of Software and Society działająca przy Światowym Forum Ekonomicznym przeprowadziła niedawno ankietę wśród ponad 800 ekspertów i menedżerów z branży IT, w której pytała, kiedy ich zdaniem postęp technologiczny doprowadzi do konkretnych przełomowych wydarzeń na świecie. Jak wynika z raportu, ponad 91 proc. specjalistów ds. technologii jest przekonanych, że w ciągu najbliższych 10 lat możemy spodziewać się, że ok. 10 proc. ludności na świecie będzie nosić ubrania podpięte do… internetu. Ponad 86 proc. uważa, że w Stanach Zjednoczonych pojawi się w tym czasie pierwszy robot – farmaceuta, a 84 proc. spodziewa się, że do masowej produkcji wejdą pierwsze samochody „drukowane” w technologii 3D. Zdecydowana większość ekspertów prognozuje też, że do 2025 roku już ok. 5 proc. produktów konsumenckich będzie powstawać drogą druku trójwymiarowego, 90 proc. wszystkich ludzi na świecie będzie mieć stały dostęp do internetu, a automatyczne samochody będą stanowić 10 proc. wszystkich aut poruszających się po drogach w USA. Do tego czasu będziemy też świadkami pierwszego przeszczepu wątroby wydrukowanej w 3D, a internet rzeczy stanie się powszechną technologią.

„Wszystkie te trendy mają coś wspólnego. Ich podstawą jest wzrost znaczenia wszelkiego rodzaju oprogramowania, stającego się platformą dla biznesu, społeczeństwa i całej gospodarki. Postęp będzie wymagał od nas doskonalenia nowych zestawów umiejętności i kompetencji - w przyszłości wszystkie firmy będą tak naprawdę firmami softwarowymi, a my będziemy integralną częścią ich systemu” – ocenia James Moody, szef australijskiej platformy wysyłkowej Mendle.

ikona lupy />
Przełomowe wydarzenia technologiczne, które zdaniem specjalistów nastąpią do 2015 roku, źródło: WEF / Media
Reklama

Galopujące tempo zmian

Klaus Schwab, przewodniczący i założyciel Światowego Forum Gospodarczego, na blogu tej organizacji wyjaśnia, na czym polega tzw. czwarta rewolucja przemysłowa i w jaki sposób różni się od poprzednich. Pierwszy przemysłowy przewrót na świecie, który miał miejsce pod koniec XVIII w. przyniósł światu maszyny parowe, maszyny tkackie i kolej. Druga rewolucja, która odbyła się na przełomie XX wieku, zaowocowała rozwojem elektryczności i masowej produkcji przemysłowej wykorzystującej taśmy produkcyjne. Główną rolę w trzeciej rewolucji przemysłowej odegrały komputery, internet, dynamiczny rozwój nauki i technologii. Ten etap rozwoju rozpoczął się w latach 60. ubiegłego wieku i trwał do tej pory. "Dziś stoimy u progu czwartej rewolucji przemysłowej, która będzie mieć ogromny wpływ na rządy, gospodarki i biznes na całym świecie" - pisze Schwab.

Zdaniem Klausa Schwaba, najważniejszą rzeczą, która różni dzisiejszą rewolucję od poprzednich, jest jej prędkość. Wielkie zmiany, które dawniej zachodziły w przemyśle i gospodarce kształtowały się powoli przez całe dekady. Technologiczny przełom naszych czasów postępuje w ekstremalnie szybkim tempie. Co ważne, wszystkie te zmiany nie zachodzą tylko i wyłącznie na jednym obszarze – dotyczą nie tylko rozwoju sieci mobilnych czy sensorów, ale też nanotechnologii, badań mózgu, druku 3D czy nauki o materiałach. Jednocześnie wszystkie te trendy wzajemnie na siebie oddziałują, co sprawia, ich skutki są jeszcze silniejsze. Czwarta rewolucja przemysłowa nie dotyczy tylko jednego produktu czy modernizacji procesu produkcji, ale jest innowacją całego systemu. Przykładem może tu być Uber – nie produkuje samochodów, ale inicjuje całkowicie nowy system transportu, tworzy tzw. gospodarkę dzielenia się ( z ang. sharing economy). Jest także przykładem tzw. ekonomii na żądanie, która już bezpośrednio wpływa na funkcjonowanie współczesnych firm i zmienia globalny rynek pracy. Więcej na ten temat przeczytasz tutaj.

W przypadku biznesu, przedsiębiorczość i szybkość reakcji będzie teraz najważniejsza. Według Shwaba, to właśnie małe i średnie firmy będą miały pod tym względem przewagę nad wielkimi korporacjami. „Dlatego też w przyszłości to nie grube ryby będą połykać mniejsze, ale te szybsze zjedzą wolniejsze. Weźmy pod uwagę chociażby Google, które stworzyło swój Alphabet jako platformę dla kilku mniejszych, bardziej wyspecjalizowanych biznesów. W bankowości tzw. fintech, czyli rewolucja technologiczna w finansach, spowoduje dezintermediację. Ostatecznie, zrestrukturyzowane zostaną modele biznesowe w każdej branży” – mówi szef WEF.

Choć większość tych przełomowych wydarzeń, do których nieuchronnie prowadzi postęp technologiczny, będzie miała pozytywny wpływ na rozwój świata, sztuczna inteligencja niesie też za sobą wiele zagrożeń. Nowa technologiczna rewolucja z pewnością zmieni kształt przyszłego rynku pracy. Jak zaznacza przewodniczący WEF, w przeszłości mieliśmy do czynienia z kreatywną destrukcją miejsc pracy. Stanowiska, które przestawały istnieć w wyniku wprowadzania kolejnych innowacji, były powoli zastępowane przez nowe miejsca pracy w innych sektorach. "Teraz scenariusz jest niepewny. Technologia i komputery sprawią, że wiele zawodów stanie się niepotrzebnych i przestanie istnieć. Tylko te państwa, które odpowiednio przygotują się do nowego modelu rynku pracy i zadbają o umiejętności pracowników, będą wygranymi" - uważa Shwab.

>>> Polecamy: Polska zapóźniona pod względem robotyzacji przemysłu [WIDEO]

„Jeżeli technologia cyfrowa będzie rozwijać się w tempie wykładniczym, jej oddziaływanie na rynek pracy w horyzoncie najbliższych 40 lat będzie nie tylko szersze niż miało to miejsce w ciągu minionego czterdziestolecia – może okazać się także bardziej gwałtowne niż za czasów pierwszej czy drugiej rewolucji przemysłowej. Prawdopodobnie zmiany będą następować szybciej niż w ciągu jednego pokolenia, co pociągnie za sobą problemy z przystosowaniem pracowników do nowych warunków ekonomicznych. Z tego powodu tak szybka cyfryzacja i robotyzacja może być zasadnie nazywana szokiem ICT, rozumianym możliwie szeroko jako wybiegający od współczesności w przyszłość szok nowych technologii” – twierdzą Maciej Bitner i Magdakena Kamińska, autorzy raportu Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonimicznych (WISE) „Czas technologii – Praca i instytucje rynku pracy w XXI wieku”.

„Uważam, że rola rządów państw będzie teraz ważniejsza niż kiedykolwiek. W świecie tak dynamicznych innowacji konieczne jest utrzymywanie szybkiego tempa tworzenia odpowiednich standardów rządów. Władze mogą więc zinterpretować to w dwojaki sposób: według zasady ‘wszystko, co nie jest zabronione, jest dozwolone' albo 'wszystko, co nie jest dozwolone, jest zabronione”. Ostatecznie będą musiały znaleźć kompromis” - ocenia Klaus Schwab.

>>> Czytaj też: Dochód podstawowy – utopia czy recepta na uzdrowienie kapitalizmu?

Czy powinniśmy się bać robotów?

Jak wynika z szacunków Oxford Martin School przy Uniwersytecie Oxforda, w wyniku postępu technologicznego, w ciągu 10-20 lat niemal połowa wszystkich amerykańskich zawodów może zostać skomputeryzowana. Według raportu WISE "Czy robot zabierze Ci pracę? Sektorowa analiza komputeryzacji i robotyzacji europejskich rynków pracy", w Polsce najbardziej podatni na automatyzację pracy są robotnicy przetwórstwa spożywczego, pracownicy administracji, pracownicy obrotu pieniężnego, sprzątaczki, robotnicy budowlani i górniczy, a także kolejarze, kasjerzy czy kierowcy ciężarówek.

>>> Polecamy: Polski pracownik kontra robot. Czy powinniśmy się bać automatyzacji pracy?

Utrata miejsc pracy to jednak nie jedyne zagrożenie związane z technologiczną rewolucją. Powszechna komputeryzacja i przenikanie świata internetu do naszego życia wymaga od nas coraz większego zaufania i uregulowania kwestii ingerencji w naszą prywatność. W świecie zdominowanym przez cyfryzację wszystko można bowiem zmierzyć i kontrolować. Szef Google Eric Schmitd podczas zeszłorocznego Forum Ekonomicznego w Davos ostrzegał, że niebawem może dojść do wojny między ludźmi i robotami. „Ten wyścig muszą wygrać ludzie. Jestem tego pewny. W tej walce najważniejsze jest to, by znaleźć obszary, w których ludzie są najlepsi”.

ikona lupy />
Zawody niesubstytuowalne przez roboty, źródło: WISE / Media

„Postęp techniczny jest jednocześnie wrogiem i sojusznikiem niewykwalifikowanych pracowników – także w obliczu rosnącego popytu na wykwalifikowaną siłę roboczą. Automatyzacja kolejnych branż zwiększa bowiem dochód do dyspozycji wszystkich uczestników rynku, powodując, że zaczyna być ich stać na realizację potrzeb dotąd mniej pilnych. Dla osób, które dotychczas nie miały wiele do zaoferowania w bardziej wyspecjalizowanych procesach produkcji może być to upatrywane jako szansa – o ile zaistnieją potrzeby, których nie jest w stanie zaspokoić wyłącznie nowoczesny przemysł” – czytamy w raporcie WISE "Czas technologii – Praca i instytucje rynku pracy w XXI wieku”.

Jak podkreślają eksperci, wiele z tych potrzeb wiąże się z aktywną uwagą ze strony drugiego człowieka i chęcią podzielenia się swoim światem z innym. Maszyna może co najwyżej udawać autentyczną komunikację – nie będzie nas podziwiała, nie rozśmieszymy jej, ani nie sprawimy jej przyjemności. Interakcja z maszyną nigdy nie stanie się spotkaniem, będzie zawsze samotną aktywnością.

Zdaniem Macieja Bitnera i Magdaleny Kamińskiej z WISE, źródeł niekończącego się popytu na pracę można upatrywać w entropii świata i rzadkości dobra, jakim jest czas. „Z entropii świata wynika potrzeba ciągłego naprawiania i porządkowania naszego otoczenia w celu dostosowania go do naszych oczekiwań, także estetycznych – zwłaszcza, jeśli zauważymy, że rzeczy piękne zwykle są również nietrwałe. W praktyce oznacza to, że nawet gdyby konstrukcja budowli konserwowanych i utrzymywanych w czystości przez roboty była możliwa, nie muszą one stać się miejscami preferowanymi do zamieszkania, chociażby z uwagi na ich mało atrakcyjny charakter” – tłumaczą eksperci. Chęć realizacji takich złożonych potrzeb estetycznych rośnie zaś wraz ze wzrostem poziomu zamożności społeczeństwa. Dzieje się tak nawet kosztem większego zapotrzebowania na związaną z nimi pracę.

Postęp technologiczny i robotyzacja mają też wpływ na sposób zagospodarowania czasu. Jak zaznaczają ekonomiści z WISE, liczba przepracowanych godzin w ciągu roku wykazuje malejący trend. Jednocześnie coraz mniej czasu poświęcamy na wykonywaniu obowiązków domowych – takich jak gotowanie, sprzątanie czy zmywanie naczyń – wszystko to już teraz robią za nas coraz bardziej nowoczesne sprzęty i roboty. „Z punktu widzenia rynku pracy, proces ten wpływa na popyt na pracę przy zlecaniu wykonania niektórych aktywności pozazawodowych, ale także generując zapotrzebowania na zawody związane z szeroko rozumianą rozrywką. Człowiek, który spędza mniej czasu na pracy zawodowej i pracach domowych, może poświęcić go na lekturę, oglądanie filmów i spektakli czy podróże – tym samym tworząc zapotrzebowanie na pracę” – piszą ekonomiści.

Ludzkość musi zwyciężyć

„Uważam, że jeśli będziemy dobrze zarządzać czwartą rewolucją przemysłową, może nam ona przynieść kulturalne odrodzenie, które sprawi, że poczujemy się częścią czegoś wielkiego: prawdziwej globalnej cywilizacji. Wierzę, że wszystkie zmiany, które przenikną przez ludzkość mogą stworzyć bardziej zintegrowane, zrównoważone i harmonijne społeczeństwo. Ale to nie będzie łatwe” – twierdzi Klaus Schwab.

Jego zdaniem, w tej gospodarczej wojnie możliwe są dwa zakończenia. "Czwarta rewolucja przemysłowa może pozbawić ludzkość serca i duszy. Ale może też wznieść społeczeństwo na nowy, zbiorowy poziom moralnej świadomości, budowany na poczucie wspólnego przeznaczenia. Musimy tylko współpracować i określić konkretne modele ról ludzi i robotów. Upewnijmy się się, że to ludzkość zwycięży w czwartej rewolucji przemysłowej”.

„Generalnie nie boimy się rewolucji technologicznej i uważamy, że pozytywy będą nadal przeważały nad negatywami. Będziemy żyć dostatniej, przez co uda się być może rozwiązać szereg problemów społecznych, ludzie będą mieli też więcej czasu na rozwijanie swoich zainteresowań” – mówi Maciej Bitner, główny ekonomista WISE.