Kryzys nie pozostawia nikogo obojętnym. Nawet Jej Wysokość, brytyjska królowa Elżbieta II, choć nie nosi przy sobie pieniędzy i nigdy nie uczestniczy w ekonomicznych dyskusjach, zażyczyła sobie wyjaśnień, co się stało w gospodarce. A brytyjska gospodarka kurczy się już piąty kwartał z rzędu.

Pytanie padło z ust królowej podczas jej listopadowej wizyty w prestiżowej London School of Economics. Profesor Luis Garicano usłyszał: "dlaczego nikt sobie nie zdał sprawy z powagi sytuacji?".

I właśnie teraz, jak poinformowano w miniony weekend, padła odpowiedź. Profesorowie LSE odpowiadają, że winna jest ślepota „finansowych czarodziejów”, którzy nie przyjmowali do wiadomości, że rzeczy mogą potoczyć się źle. Francuski Le Monde cytuje dalej list: „wszyscy zdawali się wykonywać swą pracę jak należało. Nie zauważono, że po kolei tworzyła się seria zdarzeń pozbawionych równowagi, połączonych ze sobą, nad którymi żadna władza nie miała nadzoru”. W liście mówi się też o „psychologii zaprzeczania” oraz „pobożnych życzeniach” ekonomistów i polityków – dodaje brytyjski Observer.

Koniec listu brzmi: „Wasza Wysokość, niepowodzenie w przewidzeniu chwili, zasięgu i powagi kryzysu oraz niepowodzenie w zapobieżeniu temu zjawisku (…) miały źródło przede wszystkim w braku wyobraźni wielu sławnych osób, zarówno w kraju jak i na poziomie międzynarodowym, co do możliwości zrozumienia ryzyka systemu dotkniętego w skali globalnej”. Jak komentuje Bloomberg, list ekonomistów to przeprosiny za niezdolność do przewidywania kryzysów finansowych.

List, jak relacjonowała brytyjska prasa, miał trzy strony, został podpisany przez profesora Tima Besleya i historyka Petera Hennessy. Jego treść dyskutowano podczas czerwcowego seminarium w British Academy

Reklama

Królowa konsultowała się nie tylko z ekonomistami. Przyjęła też w marcu tego roku na audiencji gubernatora Bank of England, Mervyna Kinga, który również udzielał informacji o stanie gospodarki. Było to pierwsze spotkanie w Buckingham Palace z szefem banku centralnego.

Nie tylko brytyjska królowa potrzebuje korepetycji...

Pytanie o przyczyny ślepoty ekonomistów zadaje się obecnie wszędzie. Pyta nie tylko brytyjska królowa, pytania padają i po drugiej stonie Atlantyku, gdzie problem wybuchł. Jak podsumowuje agencja Bloomberg, bankierzy centralni zawsze zwracali uwagę na to, że USA muszą zaakceptować jedną z dwóch trucizn: albo większe bezrobocie, albo większą inflację. Jednak lata 70 ubiegłego wieku nie dały wyboru, w USA było i bezrobocie i wysoka inflacja. Zarówno byłemu szefowi Fed Alanowi Greenspanowi jak obecnemu, Benowi Bernanke, nie udało się przewidzieć obecnego kryzysu. A co gorsza, dodaje Bloomberg, to Fed mogła się przyczynić do skali problemu utrzymując stopy procentowe na zbyt niskim poziomie.

Dlaczego? Można przypuszczać, że przyczyną był najpierw atak terrorystyczny z 11 września 2001, a potem początek wojny w Iraku w 2003. Stany Zjednoczone nie chciały gospodarczych kłopotów kraju podczas prowadzenia wojny. Z jakiegoś arbitralnego powodu, podsumowuje dziennikarz Bloomberga, zarówno Greenspan, a potem Bernanke uważali, że stopy procentowe w USA muszą pozostać niskie. Ale przypomina się obecnemu szefowi Fed, że jeszcze w 2002 r. zapewniał, że Fed nie dopuści do powtórki z Wielkiej Depresji. Tak się nie stało. Teraz natomiast jest czas na zakończenie monarszej władzy Fed: można zastąpić ekonomistów mechanizmami gospodarczymi, które ograniczą wpływ Fed. To zaś daje możliwość sprawdzania różnych modeli ekonomicznych, które Kongres może utrzymać lub odrzucić, w zależności o skuteczności przyjętych rozwiązań.

Dziennikarze przypominają na przykład o regule Taylora. Stanfordzki ekonomista John Taylor uważał, że krótkoterminowe stopy procentowe powinny być dostosowane do formuły uwzględniającej m.in. inflację i zatrudnienie. W opublikowanej w lutym książce Taylor zwrócił uwagę, że stopy procentowe odbiegały od tej reguły w ciągu minionej dekady. Gdyby zaś były do niej dostosowane, boom hipoteczny, który wprowadził Amerykę i za nią cały świat w kłopoty, mógłby zostać spowolniony.

Sam Milton Friedman krytykował nadmiernie szerokie uprawnienia Fed i uważał, że przyrost pieniądza w obiegu powinien być powiązany ze wzrostem gospodarki – przypomina Don Boudreaux, szef wydziału ekonomii George Mason University.

Swoją receptę na kryzys mają zwolennicy nowego parytetu złota, który sprawiłby, że ruch pieniądza byłby automatyczny, a bank centralny nie byłby potrzebny. I to rynek, a nie władze państwowe, określałby zdolność przetrwania instytucji finansowych.

Bloomberg krytycznie zwraca uwagę, że jest olbrzymia różnica w podejściu do ekonomistów między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi. „ W USA ekonomiści nie przepraszają Tronu. To oni na nim siedzą”. Zaś w Stanach tronem jest fotel szefa Fed, utworzonego w 1913 r. - z prawie nieograniczonymi możliwościami dowolnej interwencji w światowej gospodarce. Czyli z władzą znacznie większą niż władza brytyjskiej królowej.

ikona lupy />
PKB W. Brytanii / Bloomberg