ikona lupy />
Steve Easterbrook zaczynał karierę od stażu w PwC. / Dziennik Gazeta Prawna
Kilka lat temu Steve Easterbrook, będąc szefem brytyjskiego oddziału McDonald’s, zabiegał, by zaprzestać używania słowa „McJob”, które w potocznym języku oznacza mało ambitną, mało perspektywiczną i słabo płatną pracę. Jego nowe zajęcie McPracą zupełnie takie nie jest – w zeszłym tygodniu największa na świecie sieć fast foodów poinformowała, że od 1 marca to właśnie 47-letni Brytyjczyk będzie jej nowym prezesem. Zadaniem drugiego w historii nie-Amerykanina na czele jednej z najbardziej amerykańskich firm będzie zatrzymanie odpływu klientów.
Reklama
Liczby bowiem nie kłamią. McDonald’s ma ponad 35 tysięcy lokali w 119 krajach świata, ale także wyjątkowo trudny rok za sobą. W IV kw. 2014 r. globalne przychody firmy spadły o 7 proc. – do 6,6 mld dol. – w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej, zaś zyski – aż o 21 proc. do 1,1 mld dol., co oznacza pierwszy kwartalny spadek zysków od kilkunastu lat. Co szczególnie bolesne, zmniejsza się sprzedaż na kluczowym rynku amerykańskim, gdzie firma nie zanotowała wzrostu od października 2013 r., a klienci coraz częściej porzucają McDonald’s na rzecz sieci fast casual, jak Chipotle Mexican Grill czy Panera Bread. Nie było zatem szczególnym zaskoczeniem, że kierujący firmą od niespełna trzech lat Don Thompson – pierwszy czarnoskóry prezes McDonald’s – został skłoniony do przejścia na emeryturę.
Easterbrook predyspozycje do odwrócenia niekorzystnych trendów ma jak mało kto. W firmie pracuje od kilkunastu lat, ale dzięki niedawnej półtorarocznej przerwie, podczas której kierował innymi sieciami gastronomicznymi, ma też spojrzenie człowieka z zewnątrz. Na dodatek uchodzi za niebojącego się zmian i innowacji.
– Razem z kolegą przechodziliśmy przez park, wsiadaliśmy w linię Metropolitan i jechaliśmy do Harrow. Tam był sklep sportowy, do którego zawsze zaglądaliśmy, i McDonald’s. Mieliśmy po kilka funtów w kieszeni, co wystarczało na bilet na metro, włóczenie się po Harrow i pójście do McDonald’s – tak Easterbrook opowiadał „Guardianowi” o pierwszych kontaktach z fastfoodowym gigantem. Urodzony w podlondyńskim Watford Easterbrook miał wówczas 11 lat, a McDonald’s dopiero zaczynał ekspansję w Wielkiej Brytanii.
Późniejszy szef wcale nie zaczynał od podawania hamburgerów. Po ukończeniu nauk przyrodniczych na uniwersytecie w Durham i stażu w księgowości w PricewaterhouseCoopers, w 1993 r. dołączył do departamentu finansowego w brytyjskim oddziale McDonald’s, po czym, stopniowo awansując, w 2006 r. został już jego szefem. Zasługą Easterbrooka jest to, że sieć, która na początku wieku traciła na popularności w Wielkiej Brytanii, znów odzyskała blask. Przyczyniły się do tego zmiana wystroju w lokalach, nowe pozycje w menu i kampania na rzecz pozbycia się wizerunku sieci serwującej niezdrowe jedzenie oraz mało przyjaznej środowisku (wtedy też walczył ze słowem „McJob”). W nagrodę rok później został szefem McDonald’s na Europę Północną.
W 2011 r. niespodziewanie odszedł z McFamilii i objął stanowisko prezesa Pizza Express, które niedługo później zamienił na taką samą funkcję w sieci Wagamama z japońskim jedzeniem. Miłość do hamburgerów okazała się jednak silniejsza i po półtorarocznej przerwie powrócił do McDonald’s – tym razem do amerykańskiej centrali, gdzie był jednym z wiceprezesów i kierował wizerunkiem firmy jako chief brand officer. – Jesteśmy firmą unikającą ryzyka, bardzo metodyczną, rozważną i skrupulatną w tym, co robimy, ale kiedy jesteś w kłopotach, nie ma czasu na działanie w ten sposób – mówił w grudniu, przekonując, że potrzebuje ona odważniejszych zmian.