Zakłady lotnicze Antonowa w podkijowskim Hostomelu dostały się Ukrainie w spadku po ZSRR. Zalewająca przez lata swoją produkcją rynki lotnicze „demoludów” i krajów trzeciego świata firma praktycznie stała zamknięta na głucho. Dziś, zamiast chwalić się liczbą budowanych i sprzedanych nowych samolotów oraz kolejnymi kontraktami, raportuje o kolejnych etapach budowy kadłuba jednego samolotu zamówionego przez MSW Peru.

Teraz sytuacja ma się zmienić – w maju ukraiński prezydent Wołodymyr Zelenski ogłosił plany stworzenia narodowego przewoźnika lotniczego, który woziłby pasażerów samolotami wyprodukowanymi przez Antonowa. „Moim marzeniem jest stworzenie nowoczesnej, państwowej linii lotniczej na poziomie Turkish Airlines albo Singapore Airlines. Państwo jest gotowe wyłożyć na to pieniądze” – mówił Zelenski.

„Stworzenie państwowego przewoźnika pomoże zapewnić pracę w Antonowie, a budzący zaufanie narodowy przewoźnik lotniczy stanie się oparciem dla państwa” – opowiadał wiceszef prezydenckiej administracji Cyryl Tymoszenko. „Antonowskie samoloty mogą z łatwością obsługiwać regionalne rejsy pomiędzy miastami Ukrainy i do najbliższych krajów. Antonow to przedsiębiorstwo, które zużywa jakieś zasoby. Lepiej zrobimy zamówienia, stworzymy firmę lotniczą. Oni będą pracowali, budowali samoloty. Przewoźnik lotniczy będzie woził ludzi. Państwo zawsze powinno mieć pewność, że jeśli coś się wydarzy jest na kim się oprzeć – na państwowym przewoźniku lotniczym” – komentował. W przedstawionej przez niego koncepcji istnienie narodowego przewoźnika ma być swoistą „polisą ubezpieczeniową” na wypadek nadzwyczajnej sytuacji. Trwają wyliczenia, ile kosztowałaby realizacja tego planu.

"Rząd nie wyklucza partnerstwa z dużymi, zagranicznymi przewoźnikami lotniczymi – to szansa dla polskiego LOT-u."
Reklama

„Ministerstwo infrastruktury przygotowuje koncepcję stworzenia takiej firmy w oparciu o Antonowa i kilka portów lotniczych” – poinformował w połowie czerwca ukraiński premier Denis Szmyhal. Na początek w Hostomelu miałoby powstać sześć samolotów. Rządowe wyliczenia pokazują, że oprócz reanimacji Antonowa można liczyć na kilkadziesiąt tysięcy nowych miejsc pracy w podmiotach z nim kooperujących.

Jak poinformowało ministerstwo infrastruktury samoloty Antonowa miałyby wozić pasażerów na trasach krajowych. Rząd nie wyklucza partnerstwa z dużymi, zagranicznymi przewoźnikami lotniczymi – to szansa dla polskiego LOT-u, który mógłby przejąć kontrolę nad przewozami wielomilionowej masy ukraińskich emigrantów zarobkowych kursujących między rodzimym krajem a Europą.

Przeciąganie liny

Na przełomie kwietnia i maja 2020 r. koncern Ukroboronprom, w skład którego wchodzi przedsiębiorstwo państwowe Antonow, przeprowadził kontrolę firmy. „Podstawą dla przeprowadzonej kontroli jest polecenie premiera w sprawie sprawdzenia informacji, co do istnienia zagrożeń funkcjonowania DP Antonow. Samo polecenie ma klauzulę „do użytku służbowego” i przedsiębiorstwu nie udostępniono wyników. Nie przedstawiono też listy zagrożeń, które stały się podstawą kontroli. Informujemy, że DP Antonow nie zważając na kwarantannę jest finansowo stabilny i w pełnym wymiarze wykonuje wzięte na siebie zobowiązania” – informowało kierownictwo firmy.

Wcześniej Antonow powiadomił o decyzji likwidującej – mającej istotne znaczenie dla sukcesu projektu odbudowy ukraińskiego lotnictwa – stanowisko dyrektora do spraw restrukturyzacji i rozwoju oraz wiceprezesa zarządu do spraw marketingu i sprzedaży.

Pod koniec maja sprawą przyszłości ukraińskiego sektora lotniczego zajmowała się Rada Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony. Przedstawiciele ukraińskiej branży lotniczej zwracali uwagę na nieefektywność działań Ukroboronpromu.

Niejako w odpowiedzi Ukroboronprom odwołał dyrektora Antonowa. Sprawą kierowania firmą zajęły się sądy, które co chwila albo przywracają go na stanowisko, albo uznają jego odwołanie za zgodne z prawem.

Marketingowy strzał w stopę

Na razie jednak pomysł stworzenia przez Ukrainę narodowego przewoźnika i zarabiania na międzynarodowych przewozach lotniczych ma dość kiepski marketing. Zagraniczni kontrahenci, w tym polscy, chcący skorzystać z usług ukraińskiego lotnictwa i płacący za to grube pieniądze, są przedstawiani przez stronę ukraińską nie jako klienci, którym po prostu należy się rzetelnie wykonana usługa, ale jak proszący o pomoc, której Ukraina łaskawie udziela.

„Ukraina to nie jest bogaty kraj, ale postanowiliśmy, że powinniśmy zrobić wszystko co możliwe, żeby pomóc cierpiącym. Ukraińscy inżynierowie zaprojektowali i zbudowali największy na świecie samolot transportowy, który dostarczył środki medyczne z Chin do Polski, Francji, Niemiec i innych krajów Unii Europejskiej” – komentował Zelenski na łamach New York Times, przedstawiając usługę, za którą Polska oraz inne kraje sowicie stronie ukraińskiej zapłaciły, jako akt dobroczynności ze strony Kijowa.

"Zagraniczni kontrahenci, w tym polscy, chcący skorzystać z usług ukraińskiego lotnictwa i płacący za to grube pieniądze."

Za lot An-225 Mrija z Chin z ładunkiem 103 ton sieć hipermarketów budowlanych Epicentr K, należąca do deputowanego ukraińskiego parlamentu oligarchy Aleksandra Geregi, zapłaciła pod koniec kwietnia 2020 r. 1,3 mln dol. To kilkaset tysięcy dolarów mniej niż rachunek wystawiony w tym samym czasie polskim kontrahentom Antonowa. Różnica w cenie dla „swojego” i klientów ukraińskiego przewoźnika z Europy Zachodniej była jeszcze większa.

Wcześniej w podobnym tonie przedstawiciele ukraińskich władz wypowiadali się na forum krajowym. Marketingowo to słaby pomysł, bo nikt nie lubi, kiedy kupując usługę wychodzi na żebraka, a tym bardziej, kiedy sprzedaje mu się usługę po zawyżonej cenie. W dodatku, jeśli już ktoś komuś w tej sytuacji pomagał, to raczej państwa zachodnie korzystające z przewozów Antonowa Ukrainie. Jak przyznał wiceszef prezydenckiej administracji Cyryl Tymoszenko przez ostatnie lata samolot po prostu stał w hangarze i generował straty.

Kto weźmie lotnisko?

Żeby latać trzeba mieć skąd startować i gdzie lądować. Ukraina chce więc rozwijać sieć lotnisk. Trwają rozmowy ze Słowacją w sprawie umożliwienia działalności istniejącego lotniska w Użhorodzie na Zakarpaciu. Jeszcze w czasach ZSRR zbudowano je na ówczesnej granicy z Czechosłowacją, do której przylegał pas startowy. Dzisiaj lądowania i starty są możliwe wyłącznie od strony Słowacji, a to wymaga zgody tamtejszego nadzoru lotniczego. Do normalnego funkcjonowania tego lotniska konieczna jest międzynarodowa umowa pomiędzy Ukrainą a Słowacją, która regulowałaby zasady korzystania przez Kijów ze słowackiej przestrzeni powietrznej w tym rejonie.

W planach jest stworzenie hubu cargo na bazie lotniska w Chmielnickim na Podolu. Jednak i tu sytuacja nie wygląda dobrze. Spowodowane pandemią wstrzymanie ruchu lotniczego podcięło finansowe fundamenty nawet tych nielicznych ukraińskich portów lotniczych, które do tej pory przynosiły zyski.

"Zaangażowanie polskiego kapitału w ukraińskie porty lotnicze i przejęcie kontroli nad którymś z mocno zapuszczonych portów na południowym wschodzie Ukrainy pozwoliłoby utworzyć polski przyczółek gospodarczy."

Potężne kłopoty ma główne ukraińskie okno na świat – międzynarodowy port lotniczy w podkijowskim Boryspolu. I nic dziwnego, skoro w maju 2020 r. odprawiło zaledwie 2 proc. liczby pasażerów w porównaniu z majem 2019 r. Na skraju bankructwa znalazł się drugi co do wielkości port lotniczy Ukrainy – port lotniczy im. Sikorskiego w Kijowie. Jego sytuacja jest tak zła, że ukraińscy artyści zorganizowali koncert charytatywny, by zebrać choć trochę pieniędzy i nie dopuścić do upadłości. Wiele regionalnych lotnisk od dawna jest na garnuszku władz lokalnych i bardziej udaje niż rzeczywiście prowadzi działalność. W tej sytuacji chyba nikogo nie dziwi, że Ukraina poszukuje chętnych do zajęcia się tą częścią lotniczego tortu.

Prezydent Wołodymyr Zelenski w maju 2020 r. zaproponował Izraelowi przejęcie lotniska w Czerkasach w centralnej Ukrainie, tradycyjnie obsługującego ruch czarterowy dla izraelskich chasydów udających się do Humania – centrum kultu religijnego tego odłamu judaizmu.

Ruchy wokół portów lotniczych to szansa dla Polski. Zaangażowanie w tę sferę ukraińskiej gospodarki polskiego kapitału i przejęcie kontroli nad którymś z mocno zapuszczonych portów lotniczych na południowym wschodzie Ukrainy pozwoliłoby utworzyć polski przyczółek gospodarczy. A to perspektywiczny rejon, w którym skupione są kluczowe ośrodki przemysłowe i obszary bogate w czarnoziemy. A na początek na pewno umożliwiłoby ściąganie stamtąd pracowników sezonowych.

Szukanie pieniędzy

Ukraińskie plany dotyczące sektora lotniczego są ambitne, gorzej jak zwykle z finansowaniem. Pieniędzy na lotnictwo jest tak mało, że w maju 2020 r. ukraiński parlament w pierwszym czytaniu przyjął zmiany do powietrznego kodeksu Ukrainy wprowadzające opłaty od osób wylatujących z ukraińskich portów lotniczych oraz ładunków wywożonych i wwożonych drogą lotniczą. Za każdego pasażera przewoźnicy będą musieli zapłacić 0,5 dolara przy przewozach krajowych i 2 dolary przy międzynarodowych, za tonę ładunku cargo 2,5 dolara w granicach kraju i 10 dolarów przy rejsach z i za granicę. Zebrane w ten sposób kwoty mają być przeznaczone na „państwowy, specjalny fundusz finansowania wydatków na działalność lotniczą i udział Ukrainy w międzynarodowych organizacjach lotniczych”.

Według danych Ukrstatu w zeszłym roku transport lotniczy przewiózł na Ukrainę 100 tys. ton towarów i 13,6 mln pasażerów, więc w grę wchodzi maksymalnie 28 mln dol. Co ciekawe z płacenia zwolniono najbogatszych Ukraińców i polityków, którzy do przelotów wykorzystują własne lub czarterowane niewielkie odrzutowce – zgodnie z propozycją ustawową opłaty nie będą pobierane od przewozów poniżej dziesięciu pasażerów podróżujących jednym nieregularnym rejsem.

Michał Kozak