Obserwator Finansowy: Bilans amerykańskiej Rezerwy Federalnej wynosi już około 7 bln dolarów. Dług publiczny USA też rośnie jak na drożdżach, stanowi już 107 proc. PKB. Fed prowadzi politykę zerowej stopy procentowej a ostatnio zdecydował, że w gruncie rzeczy będzie lekceważył wysoką inflację. Co to wszystko oznacza dla przyszłości dolara amerykańskiego?

Prof. Enrico Colombatto: Zanim zaczniemy mówić o przyszłości dolara, zerknijmy na jego teraźniejszą pozycję. Najlepiej widać siłę waluty w relacji do złota. Jeśli spojrzymy, ile dolarów musimy wydać na uncję złota teraz, a ile musieliśmy wydać kilka miesięcy, czy kilka lat temu, to zobaczymy, że siła nabywcza amerykańskiej waluty zmniejsza się znacząco. Podobne zjawisko zaobserwujemy, jeśli zaczniemy mierzyć siłę nabywczą dolarów w akcjach.

Nikt nie zna przyszłości, ale jeśli pyta się mnie Pan o moją opinię co do siły dolara za kilka lat, to uważam, że ona będzie mniejsza, niż jest dziś. Siła nabywcza dolara amerykańskiego będzie malała w długim terminie. Zresztą, uważne śledzenie tego, co się dzieje w różnych sektorach amerykańskiej gospodarki potwierdza moją prognozę. Proszę zwrócić uwagę, że w USA trwa boom na rynku nieruchomości. Inwestorzy uciekają z kapitałem w aktywa, które mogą pomóc im przetrwać okres podwyższonej inflacji. Nieprzypadkowo też mamy od kilku miesięcy wielką hossę na złocie i na akcjach.

Wielu ekspertów dziwi się, że w obliczu tak dynamicznego „druku” dolara i innych harców amerykańskich władz na razie nie widać wielkiej słabości dolara. Co prawda USD Index jest na poziomie najniższym od połowy 2018 roku, jednak rzeczywiście trudno stwierdzić, że dolar jest wyjątkowo słaby. Skąd bierze się jego relatywna siła?

Reklama

Oczywiście, można powiedzieć – patrząc na to, co robi Fed – że dolar jest obecnie silniejszy, niż się spodziewali najwięksi pesymiści. I to jest swego rodzaju niespodzianka. Wydaje mi się, że jest proste wyjaśnienie tego zjawiska. W tej chwili dwie najważniejsze waluty to euro i dolar. Europejski Bank Centralny – podobnie jak Fed – prowadzi ekspansję monetarną na wielką skalę. Jeśli mamy super luźną politykę pieniężną i w eurolandzie, i w dolarlandzie, to jest remis. Kapitał to widzi, i nie ucieka panicznie w kierunku euro.

Ale przecież widać było wyraźną słabość dolara w relacji do euro w ostatnich tygodniach. Od połowy maja do początku września amerykańska waluta osłabiła się w stosunku do europejskiej o 9 proc.

Strefa euro została uszkodzona przez pandemię koronawirusa o wiele bardziej, niż USA. Niektóre kraje Starego Kontynentu, takie jak Włochy, są w tym roku skazane na skurczenie się gospodarki o 10 proc. lub nawet więcej. Średnie tempo zmiany PKB w strefie euro powinno w tym roku wynieść około minus 10 proc. Gdy spojrzymy na USA, to ich gospodarka skurczy się w tym roku o około 6 proc. Gospodarka amerykańska okazała się bardziej fleksybilna i bardziej odporna na szok, niż europejska. Nie sądzę też, żeby odbicie gospodarcze w Europie było silniejsze, niż w USA. Rynki zapewne sądzą podobnie i ten fakt jest w cenie euro i dolara.

Niemniej jednak, to osłabienie się dolara do euro w ostatnich tygodniach pokazuje właśnie coraz bardziej marną formę greenbacka. Jeśli takie waluty, jak dolar i euro słabną w relacji do innych walut, to w relacji do siebie powinny pozostawać na mniej więcej takim samym poziomie. Jednak tak się ostatnio nie działo.

Dalsza relacja euro do dolara zależy oczywiście od tego, co będzie robił Fed i co będzie robił Europejski Bank Centralny w zakresie polityki pieniężnej. Trzeba jednak mieć świadomość, że obie waluty raczej będą słabnąć w długim terminie.

Czy dolar w przyszłości zachowa swój status bezpiecznej przystani? W marcu, podczas krachu na giełdach, kapitał uciekał do dolara. Czy tak będzie w kolejnych okresach tzw. rynkowego risk off? A może dolara zastąpią w tej roli takie waluty, jak frank szwajcarski lub jen japoński?

Nie wiem, co będzie za 30 lat. Ale jestem pewien, że w ciągu najbliższej dekady dolar zachowa status safe haven. Dlaczego? Obecnie dolar jest główną walutą rezerwową świata, większość międzynarodowych transakcji handlowych odbywa się w dolarach. Oczywiście, można sobie wyobrazić, że w najbliższych latach jego udział w rezerwach banków centralnych czy w transakcjach handlowych nieco spadnie, o kilka punktów procentowych, ale nie spodziewam się czegoś więcej, niż takich właśnie kosmetycznych korekt.

Dlatego trudno sobie wyobrazić, że dolar w ciągu najbliższych kilkunastu lat mógłby zostać zastąpiony przez jakąś walutę. A jeśli już, to na pewno nie przez te wymienione przez Pana. Jedynym realnym, wiarygodnym konkurentem dla dolara jest obecnie euro, które jest jednak obarczone wieloma problemami i błędami, głównie politycznymi.

Czy wyobraża Pan sobie – i pod jakimi warunkami – że dolar utraci status głównej waluty rezerwowej świata, którym cieszy się od porozumienia z Bretton Woods? Przed takim rozwojem sytuacji ostrzegli ostatnio analitycy Goldman Sachs. I która waluta może wtedy zastąpić dolara? Może chiński juan?

Tutaj rozmawiamy już w perspektywie naprawdę długoterminowej, całych dekad. Wydaje mi się, że są tylko dwaj pretendenci do tronu. Pierwszym jest euro, drugim chiński juan. Problem z euro jest taki, że na dobrą sprawę nie wiadomo, czy za 10 lat będzie istniała Unia Europejska. Europejska waluta jest bardzo delikatnym bytem, podobnie jak UE. Jestem w stanie sobie z łatwością wyobrazić, jak w najbliższych latach z Unii wychodzą takie kraje, jak Hiszpania czy Włochy. To byłby początek końca bytu politycznego, jakim jest UE.

Nad chińskim juanem też wisi ryzyko polityczne, ale innego rodzaju. To jest waluta, której kurs nie jest wolny. On jest kontrolowany przez Bank Ludowy Chin. By waluta stała się główną walutą rezerwową świata, inwestorzy i banki centralne muszą mieć pełne zaufanie do emitenta. I tutaj mam pytanie do Pana: czy kupiłby Pan chińskiego juana w okresie niepewności, wiedząc, że Partia Komunistyczna Chin w nocy może ręcznie zmienić kurs?

Oczywiście, że nie.

No widzi Pan. Rynek wie, że z juanem może się tak stać, a nie stanie się tak z dolarem, szwajcarskim frankiem czy brytyjskim funtem. Dlatego dopóki juan jest zależny od widzimisię chińskich władz, dopóty nie będzie mógł być poważnym pretendentem do tronu na rynku forex. To nie jest kwestia tego, że rynek ocenia negatywnie politykę gospodarczą czy pieniężną władz Państwa Środka. To nie jest kwestia tempa rozwoju gospodarczego Chin. To jest kwestia tego, że waluta kraju, w którym panuje pewien rodzaj autorytaryzmu, nie jest wolna.

Jakie byłyby następstwa utraty przez dolara statusu głównej waluty rezerwowej świata?

Reperkusje dla USA byłyby znaczące. Inwestorzy zaczęliby odpływać stopniowo z Wall Street, a także zaczęliby pozbywać się dolarów. To by znacząco obniżyło siłę nabywczą dolara, a więc i poziom życia Amerykanów. Obywatele amerykańscy zaczęliby bardziej dywersyfikować swoje portfele, sprzedając krajowe aktywa i wychodząc z pieniędzmi za granicę. To poskutkowałoby dalszą przeceną dolara, ale w pewnym momencie przyniosłoby wielkie korzyści dla amerykańskich eksporterów, bo ich towary stałyby się bardziej atrakcyjne cenowo.

Czyli USA powtórzyłyby ścieżkę Wielkiej Brytanii: od imperium do kraju rozwiniętego, który jednak ma rozliczne problemy i nie odgrywa dominującej roli na globalnej szachownicy…

Dokładnie. Po I wojnie światowej funt brytyjski stracił status najważniejszej waluty świata, bo Wielka Brytania utraciła status najważniejszego, najmocniejszego imperium.

Przy czym trzeba zauważyć, że my – jako Europejczycy – moglibyśmy mieć spore problemy gospodarcze w następstwie realizacji takiego scenariusza dla dolara. Amerykański rynek zbytu dla naszych towarów zapewne by się mocno skurczył. Najwięksi europejscy eksporterzy, którzy są skoncentrowani na USA, już dziś powinni zacząć dywersyfikować swoje rynki zbytu.

Podobno amerykańskie instytucje rządowe, wraz z prywatnymi firmami doradczymi, pracują nad projektem CBDC (Central Bank Digital Currency) – czyli nad zdigitalizowaniem dolara. Czy to się może udać? Co by się stało z kursem dolara, gdyby Fed jako pierwszy bank centralny dużej rozwiniętej gospodarki zaoferował konkurencję dla bitcoina, czyli narodową kryptowalutę?

Samo stworzenie kryptodolara zapewne by się udało. Ale nie sądzę, żeby odniósł wielki sukces. Bitcoin zapewnia anonimowość, jest poza nadzorem jakiegokolwiek rządu i nikt nie może zwiększyć podaży bitcoinów. Podaż kryptodolara mogłaby być zwiększana przez Fed. Jeśli chodzi o zachowanie kursu dolara po starcie kryptodolara, to nie mam szklanej kuli, nie wiem, co by się stało.

Jaki wpływ na notowania dolara mogą mieć listopadowe wybory prezydenckie w USA? Niedawno Donald Trump zapewnił, że jeśli on wygra, dolar pozostanie silny.

Inwestorzy widzą, że prezydent Trump dobrze żyje z Wall Street. I wiedzą, że dlatego wybór Trumpa na kolejną kadencję będzie oznaczał utrzymanie relatywnej siły dolara i spokoju na giełdzie. Natomiast, jeśli wygra Joe Biden, pojawi się niepewność. Inwestorzy zaczną wyobrażać sobie rożne nieciekawe scenariusze dotyczące polityki gospodarczej i fiskalnej. Mam tu na myśli podwyżki podatków i zwiększanie wydatków budżetowych. A jak wiadomo, niepewność jest tak samo fatalna dla rynków, jak złe wiadomości. Spodziewałbym się przeceny dolara po wygranej Bidena.

Jaka jest więc Pańska prognoza krótko i średnioterminowa dla dolara? Wiadomo, że dolar lubi się poruszać w długich trendach.

Spodziewałem się, że kurs euro/dolar dojdzie do bariery 1,20. Jak widać, ma on problem z jej przełamaniem. Być może w krótkim terminie kurs skieruje się jeszcze w kierunku 1,21. Gdyby tak się stało, to byłaby świetna okazja dla tych, którzy lubią inwestować na forex, do zajmowania krótkich pozycji. Uważam, że słabość dolara z ostatnich tygodni jest przejściowa i ma on spore pole do umocnienia w średnim terminie. Spodziewałbym się, że za jakiś czas, za kilka miesięcy, możemy zobaczyć kurs euro/dolar nawet w okolicach 1,10. Już za kilka tygodni może się znaleźć w okolicach 1,15. Szansę na taki scenariusz oceniam na aż 70 proc., pod warunkiem zwycięstwa w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa.

– rozmawiał Piotr Rosik

Enrico ColombattoProfesor ekonomii na Uniwesytecie Turyńskim, dyrektor Institut de Recherches Economiques et Fiscales (IREF) w Paryżu. Ekspert think tanku Geopolitical Intelligence Services, dla którego analizuje m.in. sytuację na rynkach walutowych. Członek komitetu programu Institutions, Economics and Law (IEL). Autor i współautor kilku książek, m.in. “The Economics You Need” (Routledge, 2016) oraz “Markets, Morals, and Policy-Making: A New Defense of Free-Market Economics” (Routledge, 2012).