ObserwatorFinansowy.pl: W czasie pandemii banki są podobno niezwykle restrykcyjne. Konsumenci nie dostają kredytów hipotecznych, a firmy – inwestycyjnych. Wrześniowe opracowanie NBP wskazuje jednak, że w odniesieniu do sektora przedsiębiorstw niefinansowych trudno mówić o tzw. credit crunch.

Piotr Boguszewski: Tak, faktycznie, przy czym należy dodać, że już samo zdefiniowanie credit crunch, czy bardziej po polsku – nadmiernego zaostrzenia warunków uzyskania kredytu – przysparza wielu problemów. Kluczem jest tu słowo „nadmierne”. Przecież nie możemy mylić anomalii z pożądaną ostrożnością banków, czy po prostu z małą podażą dobrych projektów biznesowych firm w trudnych czasach, w których w przypadku wielu inwestycji ani ich kredytowanie, ani realizacja nie byłyby racjonalne. W szczególności, tam gdzie duże ryzyko, a jeszcze gorzej – niepewność, tam oczekujemy od instytucji finansowych szczególnej rozwagi.

W takich czasach spada też chyba popyt na kredyt?

Owszem. I jeśli obserwujemy wyraźny spadek aktywności kredytowej banków, to częściowo jest on efektem właśnie niższego popytu na zewnętrzne finansowanie, w tym kredyt, a nie decyzji podażowych tych instytucji. Diagnoza ryzyka credit crunch wymaga więc ustalenia siły wpływu tego czynnika. Obecnie jest to szczególnie trudne, gdyż nałożyły się na siebie dwa komponenty – zwykłe cykliczne spowolnienie gospodarki splotło się z nadzwyczajnymi, wywołanymi administracyjnymi decyzjami o czasowym wstrzymaniu działalności niektórych branż ograniczeniami w przemieszczaniu się osób, przewozie części towarów, etc. Obrazowo – mieliśmy puste pokoje hotelowe, puste sale kinowe, puste stoliki w restauracjach. Duży spadek aktywności gospodarki zmniejszał więc w wielu firmach popyt na kredyt obrotowy. Ponieważ w części z nich wystąpiły jednoczesne problemy z płynnością – m.in. ze względu na konieczność ponoszenia kosztów stałych przy braku przychodów – firmy te intensywnie musiały poszukiwać źródeł kompensujących deficyty. Według badań ankietowych NBP wiele z nich, z tego powodu, ograniczyło inwestycje, wstrzymało je lub całkiem z nich zrezygnowało. To oczywiście przełożyło się na spadek ewentualnego popytu na kredyt inwestycyjny ze strony takich podmiotów.

Reklama

A czy są listy branż, które z założenia kredytu nie dostaną? Jeśli mam np. rentowny hotel i potrzebuję tylko małego kredytu, to dobrze, że bank mi go nie da?

To ważne pytanie, wokół którego istnieje szereg nieporozumień. Przede wszystkim nie jest tak, że te odmowy to automatycznie jeden z przejawów credit crunchu. Zawsze w gospodarkach istnieją tzw. obszary schyłkowe, związane czy z produktami, czy z technologiami o malejącym znaczeniu społecznym w dłuższym horyzoncie. Przykładem może być górnictwo węgla kamiennego, czy część technologii energetycznych opartych na tym nośniku. W takiej sytuacji istnieje bardzo mała szansa, że przedsiębiorstwo z tego właśnie obszaru może dysponować opłacalnym projektem inwestycyjnym, i to jeszcze o akceptowalnym poziomie ryzyka. Banki, unikając angażowania się w finansowanie tak niepewnej działalności postępują więc racjonalnie i o żadnej „nadmierności”, a więc credit crunchu, nie ma tu mowy.

Nie jest natomiast dobrze, jeśli banki stosują zasadę automatyzmu w stosunku do branż, które przeżywają okresowe trudności, choć nawet w tej sytuacji należy pamiętać o wymogach racjonalności. Załóżmy, że podmiot z tej przykładowej branży hotelarskiej ma sensowny biznesplan, ale występuje o relatywnie mały kredyt, powiedzmy 100 tys. złotych. Ponieważ jest to branża podwyższonego ryzyka, to weryfikacja takiego wniosku jest bardziej skomplikowana, dłuższa i droższa. Przy niedużej kwocie kredytu może się to po prostu bankowi nie opłacać.

Pytanie, czy bank „nie wyszedłby na swoje”, stosując wyższą marżę w przypadku takiego kredytu? Tu też jest pewna pułapka, bo nie jest oczywiste, czy projekt inwestycyjny tej firmy, z tak ryzykownej aktualnie branży, nadal będzie opłacalny dla przedsiębiorstwa przy wyższych kosztach finansowania zewnętrznego. Gdyby nie był, to w tym przypadku również nie można mówić o credit crunch, bo umowa kredytowa nie dochodzi do skutku nie dlatego, że bank jest „nadmiernie” powściągliwy w udzielaniu kredytów, a dlatego, że firma nie dysponuje projektem, którego finansowanie byłoby opłacalne zarówno dla niej, jak i dla banku.

Czyli nic złego się nie dzieje, nawet jeśli takie czarne listy branż rzeczywiście są?

Powszechność odmów w stosunku do przedsiębiorstw z danej branży interpretowana jako zjawisko świadczące o występowaniu credit crunchu, nosi znamiona wspomnianego automatyzmu decyzji kredytowych. Przynajmniej tak byłoby w zwykłych czasach. Pamiętajmy jednak, że obecnie mamy do czynienia z tzw. szokiem administracyjnym. Dotyka on, z mocy prawa, wszystkich lub prawie wszystkich przedsiębiorstw prowadzących określoną działalność. O ile w warunkach „zwykłego” kryzysu jednocześnie istnieją restauracje w lepszej kondycji ekonomicznej i w gorszej, o tyle w okresie lockdownu zamknięte były przecież wszystkie. Usprawiedliwiało to więc w takich przypadkach unifikację decyzji banków.

„W badaniu SON0720 przeważają przedsiębiorstwa handlowe i przemysłowe oraz mniejsze firmy z sektora MSP. Przedsiębiorstwa te wskazywały na trudności w negocjacjach z bankami i doświadczyły pogorszenia dostępności kredytowej mimo posiadanej w większości przypadków zdolności kredytowej” – czytamy w raporcie. To kto właściwie jest zagrożony credit crunch?

W świetle tych wyników sytuacje takie były w analizowanej próbie ponad 700 firm bardzo rzadkie i dotyczyły co najwyżej kilku procent respondentów. W szczególności, marginalne było zjawisko, które tak naprawdę jest istotą credit crunch – tzn. sytuacja odmowy finansowania dobrego projektu inwestycyjnego właśnie ze względu na ową nadmierną ostrożność banków.

Czy firmy, które dostały odmowę kredytową po wybuchu pandemii dostałyby ją również wcześniej?

To pytanie dotyka bardzo ważnego problemu powodującego, że nawet powyższe kilka procent należy traktować z pewną powściągliwością. O ile ankiety są, w mojej ocenie, chyba najlepszą metodą badania potencjalnego zjawiska credit crunch, o tyle to też nie jest metoda doskonała. Obie strony kontraktu kredytowego mogą bowiem mieć naturalną tendencję do formułowania lekko obciążonych odpowiedzi – będą się one bowiem starały obiektywizować swoje działania. W szczególności, przedsiębiorstwa spotykające się z odmową kredytu mogą mieć tendencje do szukania „winy” tylko po stronie banku. Interpretując wyniki, musimy więc pamiętać o tych uwarunkowaniach psychologicznych. W naszej próbie był to jednak problem marginalny, gdyż spora część firm spotykających się z taką odmową otwarcie sygnalizowała swoją ograniczoną zdolność kredytową już w okresie przedpandemicznym.

Spora część firm spotykających się z odmową kredytu otwarcie sygnalizowała swoją ograniczoną zdolność kredytową już w okresie przedpandemicznym.

„Siła i charakter szoku związanego z pandemią sprawiają jednak, że istotnie wzrosło ryzyko kredytowe we wszystkich kategoriach kredytów i pojawiło się ryzyko nadmiernego ograniczenia podaży kredytu (credit crunch)” – to komunikat po posiedzeniu Komitetu Stabilności Finansowej z 15 czerwca 2020 r. Zatem w czerwcu ostrzeżenia przed credit crunch były zasadne, a we wrześniu credit crunch praktycznie nie występuje?

Nie ma tu sprzeczności, jeśli dokładniej zinterpretujemy obie te diagnozy. Otóż z analiz opartych na SON07 (sondy z przełomu lipca i sierpnia zrealizowanej na próbie ok. 700 przedsiębiorstw – przyp. red.) i nowszych danych wynika, że do września credit crunch, przynajmniej na większą skalę, w Polsce nie wystąpił. Natomiast KSF mówił o groźbie pojawienia się takiego zjawiska w horyzoncie zmaterializowania się ponadprzeciętnego ryzyka kredytowego; w dodatku w odniesieniu nie tylko do firm. W przypadku przedsiębiorstw niefinansowych, to jednak przecież także odleglejsza przyszłość. Kondycja finansowa tego sektora, mimo że wyraźnie osłabiona przez kryzys COVID-19, pozostaje, jak na skalę tego wstrząsu, niezła, ale widzimy to jednak dopiero teraz, a nie w czerwcu.

Jest to zresztą zasługą z jednej strony dużej, uwarunkowanej też doświadczeniami historycznymi, elastyczności naszych przedsiębiorstw i niezłych rezultatów sektora przed wybuchem pandemii, a z drugiej – wdrożenia szeregu programów pomocowych (tzw. tarcz), w tym także działań Narodowego Banku Polskiego. Warto też podkreślić, że diagnoza KSF wskazuje na konieczność uważnego monitorowania sytuacji także w odleglejszej perspektywie niż wrzesień i nie tylko w sektorze przedsiębiorstw niefinansowych. To szczególnie ważne w warunkach wciąż bardzo wysokiego ryzyka gospodarczego, w tym niepewności co do dalszego przebiegu pandemii.

A może credit crunch jeszcze nam grozi? Ponad 60 proc. długu w bankach to należności konsumentów, a nie firm. Gdy skończy się pomoc z tarcz antykryzysowych, pogorszy się być może sytuacja na rynku pracy i spłacalność kredytów konsumenckich, co wpłynie na bilanse banków i możliwość udzielania kredytów firmom. Można sobie wyobrazić taki scenariusz?

No właśnie. Wyobrażać sobie nie tylko można, ale i trzeba – po to głównie, by się nie sprawdził. I także z tego powodu tak ważne jest monitorowanie sytuacji przedsiębiorstw niefinansowych. Bo stabilna sytuacja tego sektora to także brak głębszych wstrząsów na rynku pracy, a więc i zaburzeń w sytuacji finansowej pracowniczych gospodarstw domowych.

„W drugim kwartale 2020 roku najczęstszą, sięgającą 60 proc. przyczyną wydania negatywnie decyzji kredytowej zostały czynniki niezależne od przedsiębiorstwa, co można tłumaczyć wysoką niepewnością” – czytamy w raporcie. Ta niepewność już zniknęła?

Nie. Natomiast różne wskaźniki niepewności wskazują na jej lekki spadek. Na jej poziom w najbliższym czasie będą miały zasadniczy wpływ zapewne dwa czynniki – dalszy rozwój pandemii, która na świecie niestety przyspiesza oraz efekty pomocy dla krajowych firm. W szczególności to, na ile po wstrzymaniu strumieni środków pomocowych przedsiębiorstwa odzyskają zdolność do samodzielnego radzenia sobie w aktualnej sytuacji. Tu jestem jednak raczej optymistą; tak jak i nasi respondenci.

Czy może Pan wyjaśnić paradoks płynności firm? Z raportu wynika, że wskaźniki płynności finansowej szybkiej i gotówkowej firm szybko rosną, ale odsetek firm deklarujących brak problemów z płynnością maleje.

Najprostszym wyjaśnieniem jest … rozsądek przedsiębiorców. Firmy zdają sobie sprawę, że dostały spory zastrzyk pieniędzy, ale były to nadzwyczajne środki pomocowe, a nie powtarzalny zysk z działalności operacyjnej. To zasadnicza różnica. Firmy wiedzą przecież jak działają koszty stałe, groźne dla każdego przedsiębiorstwa w sytuacji ryzyka niedostatecznego popytu. A przyszłe przychody wciąż obarczone są dużą niepewnością. Obok innych skutków niepewność zwiększa zapotrzebowanie na płynne środki. Stąd pozorny paradoks – mam więcej pieniędzy, ale nie czuję się pewnie, bo potrzebuję też większej poduszki finansowej.

Firmy zdają sobie sprawę, że dostały spory zastrzyk pieniędzy, ale były to nadzwyczajne środki pomocowe, a nie powtarzalny zysk z działalności operacyjnej.

Jak ważne jest badanie potencjalnego credit crunch, skoro polskie małe i średnie firmy i tak finansują się głównie ze środków własnych?

Choć temat credit crunch jest popularny medialnie, chyba zbyt rzadko wskazuje się na pewien aspekt jego ekonomicznego znaczenia. Otóż nadmierne ograniczanie podaży kredytu może mieć wymierne skutki ekonomiczne wtedy, gdy taki stan będzie się utrzymywał przez dłuższy czas i/lub dotyczył finansowania dużych albo wielu małych inwestycji. A firm z sektora MSP jest właśnie bardzo dużo. Oczywiście faktem jest, że w polskich przedsiębiorstwach tradycyjnie dominującą rolę w finansowaniu projektów inwestycyjnych pełnią środki własne. Sektorem tak finansującym te projekty są właśnie przedsiębiorstwa małe i średnie.

Przyczyn tego stanu jest wiele, ale to m.in. krótsza historia kredytowa takich firm, mniejszy majątek mogący stanowić zabezpieczenie kredytów, brak wykwalifikowanych pionów finansowych, przygotowujących dokumentację kredytową, etc. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wiele naszych średnich firm to na tle przedsiębiorstw z krajów najwyżej rozwiniętych firmy małe, a więc o trudniejszym dostępie do finansowania bankowego. Powyższa struktura finansowania w jakimś stopniu czyni naszą gospodarkę może nieco bardziej odporną na zjawisko credit crunch. Nie znaczy to jednak, że można je lekceważyć, bo dynamiczny rozwój szeregu przedsiębiorstw, także z sektora MSP, zależy jednak od możliwości pozyskiwania zewnętrznych środków finansowych; zwłaszcza w przypadku realizacji większych projektów inwestycyjnych.

Firmy małe stają się większymi np. poprzez inwestycje. Czy w skłonności firm do inwestowania widać jakąś poprawę?

W październiku ukaże się kolejna edycja Szybkiego Monitoringu NBP z najnowszymi danymi na ten temat.

– Rozmawiał Marek Pielach

Dr Piotr Boguszewski – doradca w Departamencie Analiz Ekonomicznych NBP, odpowiedzialny za cykliczny szybki monitoring przedsiębiorstw. We wrześniu ukazał się nadzwyczajny raport „Aktywność kredytowa sektora przedsiębiorstw niefinansowych w Polsce w okresie pandemii COVID-19”.