W czasie dyskusji zatytułowanej „Ile zabraknie pieniędzy i skąd je wziąć?” Patkowski stwierdził, że musimy odejść od postrzegania długu i deficytu budżetowego jako czegoś jednoznacznie złego. Deficyt jest pożyczaniem pieniędzy przez państwo, czyli pożyczaniem na korzystniejszych warunkach, niż mogą pożyczać inne podmioty w gospodarce narodowej - tłumaczył. To pewien koszt, ponoszony przez Skarb Państwa, który zawsze zadłuża się taniej niż inne podmioty - dodał wiceminister.

Patkowski wyraził zadowolenie z toczącej się dyskusji na temat sensowności 60 proc. limitu długu publicznego w relacji do PKB, który znajduje się w polskiej konstytucji. Zauważył, że mimo iż polski dług nominalnie wzrasta, to koszty jego obsługi w tym roku maleją. „Dopóki koszty obsługi długu nie pożerają istotnej części budżetu, to jest bezpiecznie” - argumentował.

Zdaniem wiceministra, dodatkowym środkami bezpieczeństwa długu powinno być skupienie go w polskich rękach i to, żeby był we własnej, a nie obcej walucie.

Reklama

Najważniejsze jednak - konkludował Patkowski - jest to, czy są nabywcy dla długu i po jakiej cenie. Powinno cieszyć, że znajdujemy nabywców i to przy rekordowo niskiej rentowności - podkreślał wiceminister.

Odmiennego zdania był główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak. Jak przypomniał, Grecja czy Argentyna były bankrutami, ale dług grecki czy argentyński do ostatniej chwili był kupowany.

"Nabywcy to żadna gwarancja bezpieczeństwa, gwarancją taką powinny być wewnętrzne reguły, wiążące poziom zadłużenia i deficytu z tym co długofalowo dzieje się w gospodarce" - dowodził Jankowiak.

Ekonomista i prezes fundacji Instrat Jan Zygmuntowski wskazywał z kolei, że 60 proc. limit nie ma żadnego oparcia w regułach ekonomicznych i raczej ma charakter polityczny. Badania pokazują, że nie ma sztywnego limitu długu, powyżej któregoś dzieje się coś złego, ważna jest rentowność i to, czy jest to zadłużenie krajowe czy zagraniczne - dowodził.