Po dekadach nieobecności, za sprawą skokowego wzrostu cen energii, znów pojawiła się w Europie inflacja. Wiele wskazuje na to, że będzie ona nabierała tempa. Na krótką metę dla rządów to dobra wiadomość. Inflacja redukuje długi, zwiększa wpływy budżetowe, zazwyczaj nakręca koniunkturę gospodarczą. Jej drobna wada polega na tym, że jeśli wymknie się spod kontroli, najpierw zabiera zwykłym ludziom dorobek całego życia, a następnie czyni z nich skorych do buntu desperatów. Politycy, którzy w normalnych czasach uchodzą za wichrzycieli lub szaleńców, łapią wtedy wiatr w żagle, tak jak stało się w Niemczech w czasach, gdy 1 kg mięsa zdrożał w pół roku do ponad 1 bln marek.

Francuski apetyt

Pod koniec 1922 r. Niemcy zaczęły się pogrążać w gospodarczym kryzysie. To powodowało, że spłata wojennych reparacji przychodziła im z trudem. „Rósł chroniczny deficyt budżetowy państwa. Pokrywając niedobór, emitowano banknoty, których liczba gwałtownie się zwiększała. Rząd J. Wirtha nie czynił niczego, by inflację powstrzymać” – pisze w książce „Kryzys 1923 roku w Niemczech” Tadeusz Kotłowski. „Im większy bowiem występował spadek pieniądza, tym łatwiej rząd pozbywał się swych olbrzymich długów wewnętrznych i dowodził, że Niemcy nie są w stanie spłacić odszkodowań” – dodaje. Jednak zabiegi kanclerza Josepha Wirtha, by Londyn i Paryż zgodziły się na zawieszenie spłat reparacji, nic nie dawały. Zwycięskie mocarstwa konsekwentnie żądały wypełnienia zobowiązań wynikających z traktatu wersalskiego.
Wraz z biedą w Niemczech rósł opór przeciw „polityce wypełniania”. Bezradny rząd Wirtha upadł 14 listopada 1922 r. Nowy, centroprawicowy gabinet Wilhelma Cuno wznowił próby uzyskania moratorium na spłatę reparacji, a także chciał pozyskać kredyt stabilizacyjny od Stanów Zjednoczonych. Premiera Francji, Raymonda Poincaré’go, zaniepokoiła wówczas możliwość, że wsparta przez Waszyngton Republika Weimarska wstrzyma kolejne transze gotówki, których III Republika bardzo potrzebowała. Poincaré brał pod uwagę fakt, że Niemcy mogą nie mieć wystarczających zasobów złota i dolarów, by kontynuować spłaty. Dysponowały jednak nadal twardą walutą, jaką był wówczas węgiel, którego najbogatsze w Europie złoża znajdowały się w Zagłębiu Ruhry. W połowie grudnia 1922 r. premier Poincaré pojechał do Londynu, aby wysondować wśród brytyjskich przywódców, jak zareagowaliby na przejęcie przez francuskie wojsko kontroli nad tamtejszymi kopalniami oraz zakładami przemysłowymi. Pomysł Francuza nie wzbudził entuzjazmu w rządzie Zjednoczonego Królestwa, lecz Poincaré szukał jedynie pretekstu dla uzasadnienia agresywnych poczynań Francji. Zaraz po sylwestrze zwołał w Paryżu konferencję sojuszników z czasów I wojny światowej. Pomysły wkroczenia do Zagłębia Ruhry z entuzjazmem poparli delegaci Włoch i Belgii, wietrząc korzyści dla swoich państw. 9 stycznia 1923 r. Międzysojusznicza Komisja Odszkodowań przesłała kanclerzowi ostrą notę, wyliczając w niej zaległości w będących częścią reparacji dostawach węgla i drewna. „Opóźnienia te były stosunkowo niewielkie, zaledwie kilkutygodniowe. Formalnie jednak, mimo sprzeciwu przedstawiciela Anglii, komisja musiała uznać zaistniałe fakty” – pisze Kotłowski. Następnie wydała oświadczenie głoszące, iż rząd Republiki Weimarskiej „umyślnie nie wykonuje swych zobowiązań”. W pełnej mobilizacji czekało pięć dywizji francuskich, dwie belgijskie oraz cały kontyngent włoskich urzędników. Rozkaz Poincaré’go nadszedł 10 stycznia i dowodzący operacją gen. Jean-Marie Degoutte poprowadził sojusznicze wojska na Zagłębie Ruhry.
Reklama