Ekonomistka zaznaczyła, że obecna fala inflacji jest zaskoczeniem dla świata. "Nie spodziewaliśmy się, że popyt na towary będzie większy niż podaż, a stało się to dlatego, że gospodarki odbiły się trochę szybciej, niż przewidywaliśmy" - powiedziała w Popołudniowej rozmowie w RMF FM.

Wskazała, że jednym z czynników, które napędza wzrost cenzakłócenia w łańcuchach dostaw, co sprawia, że "produkcja nie jest w stanie dotrzymać kroku popytowi". Zaznaczyła jednak, że w Polsce na problem z dostawami nakłada się jeszcze bardzo rozgrzany rynek pracy, czyli spadające bezrobocie i rosnące płace.

Jej zdaniem, walka z inflacją wymaga schłodzenia gospodarki. "Podnosimy stopy procentowe po to, żeby inwestycje stały się droższe. Tych inwestycji jest mniej, wtedy jest mniejsze zapotrzebowanie na pracowników, firmy mogą zatrudnić ludzi, płacąc im mniej. Jest większe bezrobocie, koszty w przedsiębiorstwach są niższe, czyli nie ma potrzeby podwyższania cen. Można wręcz te ceny obniżyć. Czyli duszenie inflacji wymaga zwiększenia bezrobocia" - wyjaśniła.

Ekonomistka mówiła też, że inflacja najbardziej uderza w najuboższych, ponieważ tzw. dobra podstawowe drożeją szybciej niż produkty luksusowe. "Inflacja wiąże się ze wzrostem nierówności" - podsumowała. Wskazała, że np. w Niemczech na podstawowe świadczenia, gospodarstwa domowe przeznaczają ok.7 proc. swojego budżetu, podczas gdy w Polsce jest to średnio ok. 15 proc. a gospodarstwach najbiedniejszych nawet 28 proc.

Reklama

Zdaniem głównej ekonomistki EBOR zahamowaniu wzrostu inflacji może służyć czwarta fala pandemii Covid-19. "Dziesięcioprocentowy spadek mobilności przekłada się na dwuprocentowy spadek we wzroście gospodarczym" - wskazała Javorcik.

Pytana o to, czy grozi nam pęknięcie bańki na rynku mieszkań, powiedziała, że "jeśli w porę zatrzymamy inflację, to bańka nie wybuchnie. Problem będzie w momencie, gdy inflacja wymknie się spod kontroli i trzeba będzie zareagować bardzo wysokim podniesieniem stóp procentowych, co bardzo podwyższy koszty obsługi kredytów".