"Faktycznie, biorąc pod uwagę wzrost gospodarczy w ostatnich latach był on bardzo wysoki, ale jednocześnie obarczony czynnikami ryzyka – bazował bowiem (i dalej bazuje) na spożyciu gospodarstw domowych i zapasach. Budowanie wzrostu gospodarczego na konsumpcji i rosnących zapasach to nie jest dobry pomysł. Dla utrzymania potencjału wzrostu gospodarki niezbędne są bowiem inwestycje, w tym przede wszystkim inwestycje przedsiębiorstw - powiedziała Starczewska-Krzysztoszek, odnosząc się do sobotniej konferencji premiera Mateusza Morawieckiego podsumowującego trzy lata rządów Zjednoczonej Prawicy.

Oceniła, że wysoki wzrost gospodarczy jest nie tyle zasługą działań rządu, ale wynikiem ogólnie dobrej koniunktury gospodarczej na świecie, w tym w Europie." Polska gospodarka jest silnie związana z europejską, do krajów UE trafia ok. 80 proc. całego eksportu" - dodała.

Zdaniem Starczewskiej-Krzysztoszek, dużym wsparciem rozwoju gospodarczego był program 500+, który znacznie pobudził konsumpcję gospodarstw domowych stabilizując ich sytuację dochodową. Ale - jak podkreśliła - motorem rozwoju powinny być inwestycje.

"W latach 2016-2017 inwestycje nie wspierały wzrostu gospodarczego, w 2016 r. wręcz go osłabiły. W 2018 r. (trzy kwartały) jest już lepiej, ale przede wszystkim dzięki inwestycjom finansowanym ze środków publicznych, a głównie z funduszy unijnych.

Reklama

Natomiast wzrost inwestycji przedsiębiorstw jest, jak na tak dynamicznie rosnącą gospodarkę, niewielki. A to na nich powinien opierać się wzrost gospodarczy, jeśli chcemy utrzymać zdolność do konkurowania przy tak niebywale zmieniającej się dzięki nowym technologiom gospodarce światowej. W 2017 r. nakłady inwestycyjne przedsiębiorstw średnich i dużych wyniosły 126 mld zł (nominalnie), o ponad 10 mld zł mniej n iż dwa lata wcześniej " - zaznaczyła ekspertka.

Zdaniem ekspertki, inwestycje firm nie rosły, ponieważ prawo było (i ciągle jest) niestabilne, trudno planować rozwój, gdy nie wie się, jakie czekają przedsiębiorców obciążenia podatkowe i administracyjne. A drugą przyczyną, której znaczenie rosło od 2017 r., był brak rąk do pracy. Przedsiębiorców i polską gospodarkę ratowali pracownicy, głównie z Ukrainy i Białorusi. "W Polsce pracuje 570 tys. cudzoziemców płacących składki na ubezpieczenie społeczne, a należy zakładać, że 3-4 razy tyle pracuje bez rejestracji" - zaznaczyła.

"Ma to m.in. związek z przywróceniem przez PiS niższego wieku emerytalnego, z czego skorzystało wiele osób. Efektem tego jest niedobór pracowników, a w przyszłości może to być znacznym obciążeniem dla budżetu, gdyż wypłaty emerytury są stałym wydatkiem, niezależne od sytuacji finansów państwa.

Jak zauważała, obniżka CIT do 15 proc. (a od 2019 r. do 9 proc.) dla małych przedsiębiorstw - o czym mówił premier - nie ma dużego wpływu na wzrost gospodarczy, gdyż dotyczy ona tylko spółek prawa handlowego, których wartość sprzedaży brutto nie przekracza 1,2 mln euro. Takich przedsiębiorstw jest nie więcej niż 8-9 proc., a ich znacznie dla gospodarki, ze względu na małą skale działania, jest niewielkie. Z drugiej strony - jak mówiła – większość polskich firmy jest słaba kapitałowo i trzeba je raczej zachęcać do inwestowania obniżając podatki i wprowadzać takie ulgi dla całego sektora przedsiębiorstw.

Wzrost gospodarczy powinien opierać się na innowacyjności i ucyfrowieniu i choć premier deklaruje, że rząd stawania na takie rozwiązania, to faktycznie wydatki na badania i rozwój są na poziomie 1 proc. PKB (20,6 mld zł), podczas, gdy Polska deklarowała, że na ten cel przeznaczy do 2020 r. ok. 1,7 proc. PKB, tj. co najmniej 37-38 mld zł - argumentowała Starczewska-Krzysztoszek. (PAP)

autor: Anna Wysoczańska