"Niestety, nadal nie przebija się w środowisku ekspertów hipoteza, że temu osłabieniu dynamiki gospodarczej będzie towarzyszyć inflacja, czyli wzmożenie wzrostu cen. A będą one rosnąć w wyniku czynników oddziałujących z obu stron: zarówno popytowej jak i podażowo-kosztowej" - stwierdził Kropiwnicki w wypowiedzi przesłanej agencji ISBnews.

Dodał, że wiele instytucji (w tym MFW, OECD, S&P) nie ma wątpliwości, że Polskę czeka recesja w tym roku i wskazał, że "bezsporne" jest już to, że ożywienie gospodarcze w przyszłym roku nie będzie wystarczająco silne, by nasz PKB był wyższy niż w 2019.

Członek RPP wskazał na szereg wydatków, które generują popyt, ale nie są związane z produkcją dóbr i usług konsumpcyjnych.

"Wzrost wydatków państwa na cele społeczne stwarza kolejny strumień popytu, za którym nie idzie bezpośrednio wzrost podaży. Wzrost rent i emerytur też ma tu znaczenie. A także wypłaty rekompensat za straty w wyniku okresowego zawieszenia świadczenia usług lub produkcji dóbr w wyniku regulacji dotyczących walki z pandemią. Do tego dochodzą wielkie wydatki budżetu państwa na cele infrastrukturalne: Centralny Port Komunikacyjny wraz z siecią linii kolejowych, Via Carpatia, Przekop Mierzei - i jeszcze kilka programów poprawiających infrastrukturę komunikacji kolejowej i drogowej w naszym kraju" - wymienił Kropiwnicki.

Po stronie podażowo-kosztowej znaczenie będzie miał nie tylko upadek sporej liczby producentów dóbr i usług.

"Odnotujmy także wzrost cen płodów rolnych (warzyw i owoców) w okresie zagrożenia suszą. Nie zmalały one, gdy przyszły deszcze. Ograniczenie podaży nastąpiło także w usługach turystycznych. Ograniczenie wakacyjnych wyjazdów zagranicznych zarówno w wyniku decyzji administracyjnych (okresowe zamknięcie granic, zawieszenie połączeń lotniczych i kolejowych) oraz w wyniku naturalnych obaw potencjalnych wczasowiczów spowodowało, iż podaż tych usług dla wielu potencjalnych wczasowiczów i turystów ograniczyła się do terenu naszego kraju. Owocuje to wzrostem cen usług na terenie polskich gór, wybrzeża morskiego oraz pojezierza" - dodał.

Członek RPP podkreślił, że na wzrost kosztów produkcji i w konsekwencji - cen wpłynie także, w stopniu nam jeszcze nieznanym, deglobalizacja.

"Pandemia ujawniła stopień uzależnienia produkcji we wszystkich krajach Europy i Ameryki Północnej od dostaw półproduktów i części. Rynki dóbr finalnych na całym świecie uzależnione są od dostaw nawet całych wyrobów (choć pod markami 'zachodnimi'). Chiny wygrały bowiem w wielu dziedzinach produkcji konkurencję cenową. Zastąpienie tych dostaw nie będzie ani procesem łatwym ani krótkotrwałym. W dłuższym okresie kraje takie, jak Polska mogą odnieść z tego korzyści - 'wchodząc' na miejsce producentów chińskich. Będzie się to, oczywiście, wiązało ze wzrostem kosztów produkcji i cen. Wobec tego źródła wzrostu cen pozostaniemy bezradni - przynajmniej w skali mikro. Tu zresztą 'złe', czyli wzrost kosztów produkcji i cen miesza się z 'dobrym' - czyli zmniejszeniem uzależnienia od produkcji Chin i być może szansami, że ten proces będzie powodował wzrost szans Polski jako potencjalnego 'substytuta' producentów chińskich" - wyjaśnił członek Rady.













Podkreślił, że "państwo nie będzie mogło zlekceważyć ani recesji i jej skutków, ani inflacji".

"Wszystko wskazuje na to, że arsenał środków polityki fiskalnej jest dobrze rozpoznany i dobrze użyty. Ograniczeniem są tu nierozsądne bariery wynikające z Traktatu Maastricht i z naszej konstytucji. Można jednak mieć nadzieję, że gdy ograniczenia traktatowe dotyczące deficytu budżetowego i długu państwowego są kwestionowane przez takie kraje, jak Niemcy i Francja, to i nas przestaną one tak silnie krępować" - podsumował.