Prezydent został sam. Prawdę mówiąc, pozostaje samotny od długiego czasu, niczym notariusz z małego miasteczka w Galicji, zbyt wyniosły dla mieszkańców, ale zbyt mało ważny dla biskupa, dziedzica czy burmistrza.
Jednak dopiero teraz sprawa się ujawni. Dla dziennikarsko-politycznej opozycji będzie niestrawny jako ten, który nie słuchał jej idiotycznych wskazówek – a tego Dawny Salon nie wybacza tym goręcej, im bardziej jest to salon w ruinie.
Dla dziennikarsko-politycznego PiS będzie nikim, bo próbuje „sztuczek z prezesem”, a Nowy Układ tworzą ludzie manifestacyjnie oddani Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ani opozycja totalna, ani układ o totalnym apetycie nie potrzebują partnerów, tylko żeru. Stanie się nim Andrzej Duda. Niby człowiek prawicy, ale za mało, niby arbiter – ale kto w Polsce chce arbitrów?
Cenię odwagę „pana Adriana”. Nie, nie zamierzam piać nad tym, że „postawił się prezesowi”, ci, którzy chwalą prezydenta w ten sposób, liczą po prostu na chaos w obozie władzy. Cenię za to, że wyruszył w podróż, w której nie będzie mu nikt towarzyszył. To znaczy, owszem, zawsze znajdą się politycy lub publicyści o ambicjach polityków, dziwnie jakoś odrzuceni przez liczące się partie polityczne, a przekonani o swoich wielkich możliwościach. Zapewne zaczną antyszambrować u prezydenta, ale liczyć na ich umiejętności jazdy dla zespołu i jego lidera... To już lepiej liczyć na wygraną w totka.
Przykro będzie patrzeć na zabiegi PiS, aby Duda skończył jak Jacek Kurski, na kolanach i w pokorze. W innej pozycji nie robi się w prawicowej Polsce kariery politycznej. Może nie jest jednak wiele warta?
Reklama

>>> Czytaj też: Syndrom Wołodyjowskiego. Od zwycięstwa PiS prezes zrobił, co tylko mógł, by poniżyć głowę państwa