PAP: Platforma Obywatelska zdradziła, że na kampanię swojej kandydatki na prezydenta Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przeznaczy 19 mln zł. Ile na kampanię Roberta Biedronia wyda Lewica, aby przeskoczyć Kidawę-Błońską i znaleźć się w II turze wyborów z prezydentem Andrzejem Dudą?

Tomasz Trela: Lewica wyda na pewno zdecydowanie mniej dlatego, że my nie mamy tak gigantycznych subwencji, nie mamy prezesów dużych spółek miejskich, ale mamy super drużynę, zapał, energię i determinację. Mamy też pewną dewizę na te wybory: pieniądze nie wygrywają kampanii wyborczej, ani wyborów samorządowych, ani parlamentarnych, a tym bardziej prezydenckich. Mamy swój plan, swój pomysł i będziemy go bardzo skutecznie realizować przez 90 dni kampanii wyborczej, a pieniądze będą dużo skromniejsze.

PAP: Jaki to będzie rząd wielkości?

T.T.: Kilka milionów złotych, nie kilkanaście, ale kilka.

Reklama

PAP: Został pan szefem sztabu, bo wie pan jak przeskoczyć kandydatkę PO?

T.T.: Mam pewien plan i pomysł na kampanię wyborczą, ale o efektach tego planu i pomysłu dowiemy się widząc wyniki wyborcze. Podchodzę do każdej kampanii bardzo pragmatycznie: plan, zespół, realizacja i determinacją z konsekwencją może dać efekt. Mamy dobrego kandydata, który jest otwarty, który jest energetyczny, który będzie bardzo ciężko pracował, ma swój plan działania. Myślę, że jak zsumujemy to wszystko, to może dać pozytywny efekt.

W porównaniu do pani Kidawy-Błońskiej, nic jej ni ujmując, Robert Biedroń jest zupełnie innym politykiem. Ma za sobą pewne doświadczenia i historię samorządową, ma doświadczenia parlamentarne, europarlamentarne, ma dobre kontakty ze środowiskiem międzynarodowym. To są inne formaty osobowościowe.

PAP: Został pan szefem sztabu Roberta Biedronia, bo musiał to być ktoś z SLD, żeby przekonać struktury Sojuszu do kandydata?

T.T.: To nie jest tak, że to jest powód. Robert dokonując wyboru szefa sztabu brał pod uwagę wiele czynników. Z Robertem znamy się z czasów samorządowych: on był prezydentem Słupska, ja byłem wiceprezydentem Łodzi. Dobrze nam się ze sobą współpracowało, często wymienialiśmy się naszymi pomysłami, jeżeli chodzi o działalność i funkcjonowanie w samorządach.

Nie jest tajemnicą, że z sukcesem prowadziłem kampanię do Parlamentu Europejskiego profesora Marka Belki, byłem współodpowiedzialny za kampanię prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej. Gdy się podejmowałem kampanii Marka Belki, mówiono mi, że Marek Belka to fajny facet, ale nie wygrał żadnych wyborów, bo raz startował i dostał słaby wynik. A udało się zdobyć 180 tys. głosów w województwie łódzkim i to jest absolutny rekord.

To, że mam kontakty ze strukturą, w której jestem wiceprzewodniczącym, jestem w niej 20 lat od powstania SLD, to tylko potwierdza te dodatkowe argumenty.

PAP: Skoro nawiązujecie w kampanii Roberta Biedronia do kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego, to pan będzie jego Danutą Waniek, będzie pan przecież do niej porównywany jako szef sztabu.

T.T.: Profesor Waniek czy Ryszard Kalisz to oczywiście miłe i sympatyczne porównania, bo to autorzy wygranych kampanii prezydenta Kwaśniewskiego. Natomiast dobrze byłoby do tej dwójki, ale mając taki sukces jak oni. Przed nami jest ciężka robota, mam w sobie dużo pokory, więc wolałbym być oceniony po wyniku, a nie dzisiaj mówić, że na pewno te wybory wygramy, ale zrobimy wszystko, żeby te wybory wygrać od A do Z i już ten plan realizujemy każdego dnia, a będziemy jeszcze przyspieszać.

Jedno mogę obiecać: Robert Biedroń to kandydat, który będzie zawsze bardzo blisko ludzi, czy tych mieszkańców sześćsetosobowej wsi, czy wielkiej aglomeracji. Naszym celem jest pokazywanie, że prezydent powinien być prezydentem wszystkich Polaków i Polek, powinien rozmawiać o ze zwolennikami Prawa i Sprawiedliwości, Platformy Obywatelskiej, PSL-u. Powinien łączyć, a nie dzielić, a takim człowiekiem jest Robert.

PAP: Czyli Biedroń będąc blisko ludzi ma zamiar sam zbierać podpisy?

T.T.: Będzie zbierał sam podpisy, będzie sam rozdawał swoje materiały wyborcze, a wreszcie będzie szereg spotkań w miejscach, gdzie inni kandydaci nigdy nie będą i nigdy nie byli, bo chcemy przeformatować postrzeganie prezydentury, że prezydent nie jedzie tylko na zaplanowane wcześniej spotkanie, gdzie jest 300-400 osób, ale może się spotkać z kilkunastoma osobami, żeby oni przekonywali innych.

Będziemy oczywiście pokazywać i problemy krajowe, i problemy programowe. Oczywiście fundamentem kampanii będzie bycie strażnikiem konstytucji, ale będziemy wychodzić poza pewne ramy i schematy kampanii prezydenckiej.

PAP: To co oprócz praworządności i polityki zagranicznej będzie ważne w kampanii kandydata Lewicy?

T.T.: Sprawy lokalne, to, co nurtuje Polaków i Polki: ochrona zdrowia, edukacja, czyste powietrze. Chcemy pokazać, że Robert Biedroń będzie inicjatorem wielu projektów legislacyjnych, bo będą to leki na receptę za 5 złotych, 1600 zł emerytury minimalnej, która w komisji sejmowej przepadła głosami PiS i PO.

PAP: Jak połączyć szefowanie sztabem wyborczym i bycie wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego Lewicy?

T.T.: Łączyłem kampanię wyborczą z funkcją I wiceprezydenta Łodzi. Wszystko da się zrobić, tylko potrzeba poświęcić na to więcej czasu. Dla mnie nie ma problemu zacząć dzień o 6 rano i zakończyć o 2 w nocy, jeżeli jest zadanie do wykonania, więc na pewno nie ucierpi na tym praca parlamentarna, na pewno nie ucierpi praca w komisji finansów - jedyne, nad czym najbardziej ubolewam, ucierpi życie prywatne i kontakty z moją sześcioletnią córką Zosią i moją żoną, bo tego czasu będzie zdecydowanie mniej niż dotychczas.

Rozmawiał: Grzegorz Bruszewski

>>> Czytaj też: Czy wyjazd Kingi Dudy do Londynu jest dla Polski problemem? O różnicy między "drenażem" a "dryfem mózgów" [OPINIA]