Walka z rzekomymi przekrętami przy urnach to jeden z leitmotivów prezydentury Donalda Trumpa
Czy można za jednym zamachem skreślić z rejestru wyborców ponad 200 tys. osób, jeśli algorytm twierdzi, że zmienili miejsce zamieszkania? Na pewno nie na kilkanaście miesięcy przed głosowaniem, które rozstrzygnie, czy Donald Trump pozostanie prezydentem USA na drugą kadencję. I z pewnością nie w Wisconsin, jednym z „wahających się” stanów (tzw. swing states), gdzie 3,3-milionowy elektorat jest podzielony mniej więcej po równo na zwolenników republikanów i demokratów. W praktyce o wygranej często przesądza tam stosunkowo niewielka grupa politycznie rozdartych obywateli, których na ostatniej prostej zwabiła do urn skuteczniejsza machina partyjna. Demokraci do dziś nie mogą przeboleć niespełna 23 tys. głosów, które zadecydowały o tym, że w wyborach prezydenckich przed czterema laty Wisconsin padło łupem Trumpa. Hillary Clinton, pewna poparcia, jakiego tradycyjnie udzielały lewicy niebieskie kołnierzyki z rejonów przemysłowych, ani razu nie zawitała do tego stanu podczas kampanii. Efekt był taki, że milioner z Nowego Jorku, który brylował tam na wiecach, przeciągnął na swoją stronę kilkadziesiąt hrabstw zamieszkiwanych w większości przez białych robotników. W tym roku demokraci, aby odkupić swoją pychę, organizują konwencję w Milwaukee i zapewniają, że będą zabiegać o każdy głos. Dlatego nawet coś, co na pierwszy rzut oka wygląda jak rutynowe porządki w wyborczej biurokracji, może łatwo się przerodzić w polityczną wojnę rozgrywaną na sali sądowej.

Partyjne sądy

Tak się właśnie stało w ostatnich miesiącach: urzędnicy stanowi początkowo uznali, że do 2021 r. wstrzymają się z czyszczeniem rejestrów głosujących z osób, które według algorytmu przeprowadziły się do innego okręgu, aż zweryfikują każdy przypadek. W przeszłości zdarzało się bowiem, że program komputerowy generował fałszywe komunikaty: wskazywał do usunięcia wyborców mieszkających niezmiennie pod tym samym adresem, bo analizowane bazy danych (m.in. ewidencja pojazdów i rejestr ubezpieczonych) zawierają wiele informacji niekompletnych lub nieprecyzyjnych. Konserwatywna organizacja Wisconsin Institute for Law and Liberty złożyła jednak do sądu pozew, żądając natychmiastowego wykasowania oflagowanych przez algorytm nazwisk. Jak tłumaczyła – żeby uniknąć ryzyka, że 3 listopada 2020 r. ktoś zechce spełnić swój obywatelski obowiązek… dwukrotnie. Powołała się przy tym na prawo zobowiązujące urzędników do usuwania z list osób, które w ciągu 30 dni nie odpowiedziały na wezwanie do uaktualnienia miejsca zamieszkania. Tak się składa, że większość tych lokalizacji znajduje się w okręgach, które w 2016 r. opowiedziały się za Clinton.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP
Reklama