Minister spraw wewnętrznych ocenił, że organizatorzy "nielegalnych akcji" wykorzystali ludzi jako potencjalne "mięso armatnie", namawiając ich do udziału w nielegalnych wydarzeniach - pisze serwis. "Nie wzgardzili taką brudną zagrywką, jak osłona dziećmi" - oznajmił Karajeu.

"Próby rozchwiania sytuacji i skłócenia społeczeństwa były podejmowane przez tych, którym są obojętne interesy Białorusi i jej mieszkańców" - dodał.

Minister powiedział, że wielokrotnie ostrzegano obywateli i proszono ich, by byli rozsądni, opanowani i nie poddawali się wpływowi informacyjnych technologii manipulacji opinią publiczną. "Niestety nie wszyscy nas usłyszeli. W wyniku tego zostali poszkodowani zarówno uczestnicy nielegalnych akcji, jak i funkcjonariusze milicji" - oznajmił.

"Oświadczamy, że nie dopuścimy do destabilizacji sytuacji w kraju. Sił i środków do tego jest wystarczająco. Ostrzegamy, że wszelkie naruszenia prawa będą tłumione, a winni będą pociągani do określonej przez prawo odpowiedzialności" - ostrzegł szef MSW Białorusi.

Reklama

W poniedziałek na Białorusi drugi dzień trwają protesty i zatrzymania. Demonstracje rozpoczęły się po niedzielnych wyborach prezydenckich, które - według oficjalnych wyników - wygrał prezydent Alaksandr Łukaszenka. Niezależni obserwatorzy twierdzą, że w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana.

Łukaszenka oświadczył w poniedziałek, że uczestnikami powyborczych protestów "sterowano z Polski, Wielkiej Brytanii i Czech".

Polecamy: Zaginiona liderka białoruskiej opozycji Cichanouska, bezpieczna przebywana na terenie Litwy