Wizja rządzenia bez większości to perspektywa gnicia obecnego układu. Kaczyńskiego zwykłe administrowanie nie interesuje, chce osiągać cele radykalne, wręcz rewolucyjne. Z kolei przedterminowe wybory „z powodu norek” mogą wzmocnić prawicową opozycję, czyli Konfederację, być może idącą razem z Ziobrą.
Padają pytania o motywacje obu polityków, które każą im jechać po bandzie. Ziobro naciągnął cierpliwość Kaczyńskiego do maksimum. Prezes PiS odpowiedział atomową wojną. W cieniu tych zapasów niknie trochę pytanie: w co gra, lub może w co zagra, prezydent Andrzej Duda. Politycy PiS podkreślają, że nie ogłoszą decyzji wobec koalicjantów przed jego powrotem z Watykanu.
W poniedziałek na spotkaniu z działającą u boku prezydenta Narodową Radą Rozwoju padły mocne słowa. Andrzej Duda ostrzegał przed rozpadem koalicji. Mówił, że Polacy nie wybaczą człowiekowi, który doprowadzi do upadku tego rządu. W tym kontekście wymienił zarówno Ziobrę, jak i Kaczyńskiego. Nie stanął jednoznacznie w obronie PiS. Czy zatem jeśli – jak słychać z pałacu – dojdzie do zmian w rządzie, które prezydent musi zatwierdzić, nie skorzysta on z okazji, aby się wtrącić? Odmówić dymisjonowania ministrów Solidarnej Polski i Porozumienia, a w zamian zaoferować mediację?
Reklama
Także oficjalne wystąpienie prezydenckiego ministra Krzysztofa Szczerskiego nie wskazywało winnych, za to wzywało Zjednoczoną Prawicę do opamiętania. Jest jeszcze coś bardziej znamiennego: niedzielne wystąpienie prezydenta na dożynkach sugerowało sięgnięcie po weto wobec ukochanej prozwierzęcej ustawy Kaczyńskiego. Duda przedstawił jasną hierarchię wartości: owszem, humanitaryzm wobec zwierząt jest ważny, ale interes rolników ważniejszy.
To już wyraźny cios w prezesa PiS. W teorii dysponuje on większością umożliwiającą obalenie weta. W poprzedniej kadencji w przypadku różnic zdań między głową państwa i jego dawnym obozem nigdy nie próbowano jednak tego robić. Bo cała opozycja była zainteresowana podtrzymaniem weta, więc PiS nie miał stosownych trzech piątych głosów. W przypadku ustawy o ochronie zwierząt głosy większości PiS, całej Koalicji Obywatelskiej i całej Lewicy wystarczą, żeby ustawa weszła w życie wbrew prezydentowi.
Ale z punktu widzenia politycznego wizerunku PiS-owi nie potrzeba teraz otwarcia kolejnego frontu, z własnym prezydentem. Co więcej, zapowiedź Dudy wygląda raczej na rzucenie koła ratunkowego ludziom, którzy mają wobec ustawy zastrzeżenia. A przecież lider Solidarnej Polski od lat nie cierpi prezydenta, który „zdradził go” w 2011 r. i psuł mu w 2017 „reformę” sądów. Możliwe oczywiście, że kiedy Duda będzie decydował, czy wetować ustawę, czy nie, konflikt z Ziobrą będzie już wygaszony. Ale nie musi tak być. Jeśli zaś doszłoby do przedwczesnej kampanii wyborczej „z powodu norek”, takie stanowisko głowy państwa może mieć znaczenie. I nie będzie to wzmocnienie Kaczyńskiego, lecz jego krytyków.
Wątpić jednak należy, by prezydent uzgadniał cokolwiek z Ziobrą czy sceptycznym wobec ustawy Jarosławem Gowinem. Raczej kieruje się po prostu przekonaniami. Jego dziadek był rolnikiem. On sam jest wdzięczny ludności wiejskiej za masowe poparcie w wyborach. Ojciec prezydenta prof. Jan Duda głosował przeciw temu projektowi, kiedy decydowano, czy dopuścić go pod obrady (nie zrobił tego przy ostatecznym werdykcie, więc akurat on nie został zawieszony w prawach członka PiS).
Możliwe też, że prezydent szukał sposobu, aby zaznaczyć swoją obecność w zasadniczym politycznym konflikcie. Może zresztą stawia sobie cele ograniczone: wymusić na Senacie poprawki łagodzące projekt (np. dłuższe vacatio legis dla zagrożonych branż, a może wyrzucenie zakazów dotyczących uboju rytualnego na eksport). W takim przypadku Duda mógłby wystąpić jako rzecznik środowisk rolniczych bez całkowitego podważania projektu, który jest tak ważny dla Kaczyńskiego.
Jednak Andrzej Duda mógł też wejść w tę grę z bardziej daleko siężnymi celami. Do tej pory kojarzył się raczej z liberalnym skrzydłem obozu. Ale kto wie, czy nie widzi siebie po zakończeniu drugiej kadencji w roli kandydata na lidera PiS. Będzie jeszcze młody i pozbawiony szans na karierę międzynarodową czy prawniczą. Nie wiemy, jak wymiana przywództwa na prawicy się potoczy. Jeśli Kaczyński sam nie namaści następcy, wówczas wizerunek obrońcy prawicowej ortodoksji powiązany z sympatią środowisk rolniczych mógłby się prezydentowi przydać. Już teraz zagustował w roli reprezentanta prowincji.
Oczywiście czy będzie to wielki atut, można mieć wątpliwości. Już po wypowiedzi prezydenta sondaż United Survey dla DGP pokazał, że znacząca większość Polaków (71,4 proc.) popiera cele ustawy prozwierzęcej. W tym gronie jest aż 75 proc. wyborców PiS. Wizja masowego oporu wobec nowych zakazów jest więc przesadzona, a Kaczyński nie ryzykuje aż tak wiele. Ale też wśród prawicowych działaczy i wyborców może to być jedna z kwestii, które zaważą na przyszłych decyzjach. W każdym razie prezydentowi może się tak zdawać.
Gdyby z kolei tylko przeforsował poprawki w Senacie, może wystąpić jako akuszer porozumienia wewnątrz prawicy. O ile nie będzie za późno – Kaczyński prze, by załatwić problem jak najszybciej. Prezydent co prawda nie lubi Ziobry, ale nie ma też powodu pomagać Kaczyńskiemu. Podczas kampanii prezes PiS przyznał rację Dudzie w niektórych dawnych sporach. Ale ostatnio w wywiadzie dla „Sieci” znów mówił o kompromisach z prezydentem jako czymś ledwie tolerowanym. Czy przyjdzie mu tego żałować?