Co Pani jeszcze zdąży zrobić przed odejściem?

Przygotowałam wykaz spraw w toku, aby ministerstwo nie zwolniło nawet o 5 sekund. Jeszcze na zakończenie dopracowaliśmy z resortem finansów rozwiązania w ustawie o strefie inwestycji, by pakiet proinwestycyjny, pokazujący Polskę jako najatrakcyjniejsze miejsce do prowadzenia biznesu, był zatwierdzony. W Sejmie po pierwszym czytaniu, jest społeczna część pakietu mieszkaniowego. Na zaawansowanym etapie prac (przed Radą Ministrów) jest również ustawa, która wprowadza zasadę „lokal za grunt”, umożliwiając deweloperom włączenie się w realizację dostępnego budownictwa mieszkaniowego. Liczę na to, że te ustawy mieszkaniowe wejdą w życie od nowego roku. Zaawansowane są także m.in. prace nad projektem ustawy dotyczącej fundacji rodzinnej.

Reklama

Chcieliśmy zapytać o Pani dorobek. W różnych rankingach konkurencyjności Polska nadal zajmuje niezbyt wysokie pozycje.

Taka pozycja to efekt wielu składowych. Na nasz wynik wpływa m.in. to, że nie mamy elektronicznego KRS. To element, który ciąży nam od lat, tak jak inne kwestie związane z sądownictwem gospodarczym. Konstytucja Biznesu czy rosnące wydatki na badania i rozwój w firmach poprawiają naszą pozycję np. w Doing Business. Kłopot jest natomiast w obszarach, które nie pokrywają się z kompetencjami mojego resortu.

Chodzi o inne resorty, np. sprawiedliwości?

Przykład pierwszy z brzegu – jest ryzyko, że znów trzeba będzie odłożyć o pół roku wejście w życie prostej spółki akcyjnej. Pierwotnie miała ona obowiązywać od marca tego roku. Jednak od czterech lat nie udaje się wprowadzić w Polsce elektronicznego KRS, ponieważ nie był to priorytet dla ministra sprawiedliwości.

Jeśli jednak chodzi o sprawy, na które mieliśmy wpływ, to mamy wiele powodów do satysfakcji. Wspomniane wydatki na badania i rozwój w 2016 roku stanowiły 0,68 proc. PKB, a w 2019 - 1,21 proc. Jednocześnie odnotowaliśmy spektakularny wzrost eksportu, mamy dodatni bilans handlowy. W 2019 po raz kolejny obroty handlu zagranicznego osiągnęły rekordowo wysoką wartość. Eksport wyniósł niemal 295 mld euro, a import 267 mld. Wzrosła także liczba i jakość bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Wyzwaniem wciąż pozostaje wskaźnik inwestycji. Ale wierzę, że odwagę inwestycyjną obudzą nowe instrumenty, takie, jak „estoński CIT” czy ulga na robotyzację.

Ustawa o uldze na robotyzację jest gotowa, kiedy wejdzie w życie?

Liczę na to, że od nowego roku. Mam nadzieję, że mój następca Jarosław Gowin, który był współtwórcą ulgi na badania i rozwój, przejmie pałeczkę i będzie zainteresowany, jak najszybszym wprowadzeniem tej ulgi.

A co Krajowym Planem Odbudowy (KPO)?

Jesteśmy na ostatnim etapie jego przygotowania. W ministerstwie, wraz z partnerami społecznymi, opracowaliśmy strategiczne koszyki wydatków oraz konkretne projekty – od poprawy efektywności energetycznej budynków – czyli po prostu wielka termomodernizacja budownictwa mieszkaniowego, po inwestycje w sieci energetyczne, aby dostosować je do niestabilnych źródeł OZE, czy środki na rozwój farmacji i biotechnologii. Wszystkie projekty służą poprawie jakości życia i unowocześnieniu gospodarki. To z całą pewnością dziś największe wyzwanie.

Kiedy plan powinien być złożony?

Najlepiej w pierwszym możliwym terminie, czyli 15 października. Wtedy będziemy mogli negocjować z KE szczegółowe warunki skorzystania ze środków, a nie dostosowywać się do ram wytyczonych na biurkach w Brukseli. Rozmawialiśmy z komisarzami i tłumaczyliśmy, że jeśli chcemy osiągnąć cel 11 proc. energii z węgla w 2040, jak zakłada ostatnia Polityka Energetyczna Państwa, czy – ostatnio wynegocjowany z górnikami – cel zakończenia wydobycia węgla w 2049, to musimy sfinansować duże inwestycje gazowe. Dlatego w KPO, czy w Funduszu Sprawiedliwej Transformacji muszą być na to środki. W unijnych dokumentach horyzontalnych gaz wciąż traktowany jest jako paliwo kopalne – naszym celem powinna być zmiana tego stanu.

Czy wynegocjowanie zielonego światła dla infrastruktury gazowej jest do osiągnięcia przy obecnym podejściu Brukseli?

Z indywidualnych rozmów z komisarzami wynika, że tak. Choć na niższym szczeblu i w dokumentach podejście do gazu jest inne. Ale jeśli pokażemy, że Polska autentycznie zmienia kurs w polityce energetycznej, sprawa jest do wynegocjowania.

Kto będzie za to odpowiedzialny?

To nie jest temat jednowymiarowy. Z naszej strony nie jest to zatem kwestia jednego resortu, a ze strony Brukseli - nie jest to kompetencja jednego komisarza. Kwestia gazu to, z jednej strony spółki nadzorowane przez premiera Sasina, z drugiej – odpowiedzialność Michała Kurtyki nawigatora polityki klimatycznej państwa, czy resortu odpowiedzialnego za gospodarkę.

Rząd podpisał porozumienie w sprawie górnictwa. Pytanie, czy Bruksela je zaakceptuje? Pojawiły się już głosy, że wygaszenie wydobycia węgla w 2049 roku to zbyt odległa perspektywa.

Daty wygaszenia wydobycia i neutralności klimatycznej zbiegają się.

Wyśrubowanie celów klimatycznych na rok 2030, o czym ostatnio głośno, jest dla nas nie do zaakceptowania – nie podołamy technologicznie. To też należy teraz pilnie podnieść w negocjacjach, tym bardziej, że niemiecka prezydencja chce szybko zakończyć ten proces.

A czy pani zdaniem możliwe jest porozumienie z Brukselą na zasadach: wy zgadzacie się na nasze tempo wygaszania górnictwa do 2049 r., a my akceptujemy neutralność klimatyczną w 2050 r.?

Z wielu rozmów, które przeprowadziłam z komisarzami w Brukseli, sądzę, że takie porozumienie jest do zaakceptowania. Warunkiem jednak musi być przyjęty wiarygodny plan restrukturyzacji.

Co się Pani nie udało przez te kilka lat w resorcie rozwoju? Mieszkanie plus?

Odpowiadałam za obszar mieszkalnictwa i budownictwa niespełna rok. W tym czasie, pomimo pandemii, udało się w tym obszarze wrzucić piąty bieg. Uporządkowaliśmy Krajowy Zasób Nieruchomości – wyposażając go w 1,5 mld zł oraz grunty o potencjale 90 tys. mieszkań. Nowa ustawa – pozytywnie odbierana i przez samorządy, i przez opozycję – jest po I czytaniu w Sejmie. Trzeba ją wprowadzić w życie jak najszybciej. Mamy więc „dobrze wylane fundamenty” pod projekty mieszkaniowe. Wystarczy je dokończyć. Sytuacja w budownictwie mieszkaniowym generalnie jest bardzo dobra. W 2019 r. oddano do użytkowania 207,5 tys. mieszkań, co jest najlepszym wynikiem od 1980 r. i trzecim najwyższym rezultatem w Unii Europejskiej. Pomimo epidemii COVID-19 wyniki w 2020 r. są jeszcze lepsze. Na koniec sierpnia 2020 r. oddano do użytkowania o 5,5% więcej mieszkań niż w tym samym okresie 2019 r. Tak dobre rezultaty sektora mieszkaniowego sprawiają, że z roku na rok zmniejsza się deficyt mieszkaniowy, co jest podstawowym celem rządu.

Tarcza pomogła wielu polskim firmom przetrwać lockdown, ale czy, biorąc pod uwagę jej efekty fiskalne - gigantyczne zadłużenie i deficyt budżetowy - nie sądzi pani, że poszliście za daleko?

Są dwie szkoły ekonomiczne, które komentują naszą tarczę. Do pierwszej należą ekonomiści poprzedniej generacji i, ich zdaniem, oszczędzanie, paradygmat liberalnego radzenia sobie samemu są podstawową cnotą. W ich mniemaniu reguły wolnego rynku powinny zadziałać, a jeśli ktoś nie przetrwał, to znaczy, że był za słaby. Powinniśmy też mieć żelazne rezerwy i nie baczyć na to, czy utrzymamy podmioty na rynku, ewentualnie mieć środki na wspieranie tych, którzy z rynku pracy wypadną. Ekonomiści nowszej generacji, częściej patrzący na szkołę keynesowską niż friedmanowską, zwracają uwagę na to, że – choć pewnie nikt nie witał kryzysu z otwartymi rękami – jeśli musiał on nastąpić, to Polska nie mogła być lepiej przygotowana na takie wyzwanie. Mieliśmy rekordowo niskie bezrobocie, jedną z najniższych w Europie stóp zadłużenia i systematycznie rosnący PKB. To był czas na szybkie i trudne decyzje. Dzięki temu, że transfer płynnościowy trafił do firm tak szybko, dzisiaj mamy bezrobocie na poziomie 6,1 proc., trzecie najniższe w Europie - po znacznie mniejszej Litwie czy nowocześniejszej Finlandii. To także niezwykłe doświadczenie z zarządzania państwem w czasie kryzysu. Bardzo szybko przestaliśmy pracować w trybie “business as usual”. W efekcie dwa tygodnie od ogłoszenia kwarantanny były już pierwsze rozwiązania dla przedsiębiorców, a miesiąc później tarcza finansowa. Systemy informatyczne stworzyliśmy w trzy tygodnie, rozporządzenia “tarczowe” powstawały przez weekend. To bezprecedensowa sprawność i sprawczość administracji. W spokojnych czasach wystarczą dobrze zorganizowane struktury administracyjne, nawet przy słabych liderach. Gdy zaczyna dziać się coś złego, potrzebujemy niestandardowych działań. Kiedy dziś myślę o tzw. ustawie abolicyjnej, to przypominam sobie ministrów, którzy w obawie przed trudnymi decyzjami w czasie epidemii nawet nie uczestniczyli w ciężkim procesie zarządzania kryzysem.

Nie stała się pani ofiarą rekonstrukcji?

Polityka rządzi się swoimi prawami. A w los polityka wpisana jest figura tragiczna, ponieważ z góry wiadomo, jak się skończy.

Przegrani odchodzą w niesławie. Tymczasem pani jest przez wielu naszych rozmówców chwalona, ujmuje się pani teraz i za partią rządzącą, i za rządem, a mimo to w rekonstrukcyjnej układance zabrakło dla pani miejsca.

Takie decyzje podjęli liderzy koalicji. Resortów będzie mniej, koalicjantom przypadło po jednym, a na proces rekonstrukcji nałożyło się moje, odmienne od lidera Porozumienia, stanowisko w dwóch poważnych kryzysach koalicyjnych.

Nie żałuje pani, że nie spróbowała przejąć władzy w Porozumieniu?

Nie. Są dwa „charyzmaty” polityczne: zdobywca i ogrodnik. Jeden bez drugiego nie istnieje. Zdobywca koncentruje się na pozyskiwaniu poparcia, ogrodnik – planuje i realizuje uprawy. Brytyjczycy mają na to adekwatne pojęcia – politics i policy. Ja odnajduję się w ogrodzie, mniej na polowaniu. Oczywiście wiem, jak władzę zdobywać, wywalczyłam, z dużym sukcesem, mandat poselski w Poznaniu. Tyle, że dla mnie to jest środek, a nie cel aktywności publicznej.

Co dalej?

Będę posłanką. Dwóch “szeregowych posłów” wchodzi teraz w ławy rządowe, więc zamierzam ich godnie zastąpić. Nie pozwolę o sobie zapomnieć. Na pewno będę wspierać rząd przy projektach gospodarczych, bo czas pandemii, to nie jest czas przeszły dokonany, a długi zaciągnięte, w kontekście walki ze skutkami kryzysu, trzeba będzie spłacać – najlepiej poprzez dynamiczny i szybki wzrost, dla którego trzeba stworzyć odpowiednie warunki. To będzie wymagało zmian legislacyjnych. Mam też kilka spraw do załatwienia w Poznaniu, przed nami choćby dokończenie remontu dworca, rozwój fotowoltaiki na dachach spółdzielni mieszkaniowych, Muzeum Powstania Wielkopolskiego i Teatr Muzyczny. Lista spraw na całą kadencję. Mam też plan nawiązania trwałych relacji ze organizacjami pozarządowymi, z którymi współpracowałam w ministerstwie. Ruchy miejskie, alarmy smogowe, młodzieżowy strajk klimatyczny – prawica nie może zostawić tej agendy na boku.

Jak długo zamierza pani być bezpartyjną posłanką?

Na razie muszę odpocząć.

Nie wygodniej będzie odpoczywać w PiS-ie?

Nie. budowałam Porozumienie wspólnie z Jarosławem Gowinem począwszy od organizacji konwencji regionalnych aż po program. To kawał życia.

Ale ostatnimi czasy bardziej pani po drodze z PiS i Mateuszem Morawieckim.

Przyjechałam do Warszawy na stanowisko podsekretarza stanu u ówczesnego, jeszcze wicepremiera, Morawieckiego, gdy mój najmłodszy syn miał trzy lata. Z Krakowa wyjeżdżałam o 3 nad ranem w poniedziałek i wracałam w nocy z czwartku na piątek. Przez dwa lata byłam weekendową mamą, chciałabym wreszcie spłacić dług zaciągnięty u rodziny. Politycznie to nie jest dobry moment na przesiadki. To prawda, że bardzo poróżniliśmy się z premierem Gowinem. I to nie teraz, przy rekonstrukcji, ale znacznie wcześniej. Katalizatorem były wybory prezydenckie, ale podstawową różnicą była ocena działań rządu w czasie pandemii. Ja stałam na stanowisku, że w tych bezprecedensowo trudnych warunkach radzimy sobie całkiem nieźle, a gospodarka w drugim półroczu się nie zawali. Jarosław Gowin myślał zupełnie inaczej.

I dzisiaj to on wchodzi do rządu, a pani z niego wychodzi.

Bo to on jest liderem partii koalicyjnej. Po to, aby utrzymać stabilność obozu politycznego Zjednoczonej Prawicy głosowałam inaczej niż Porozumienie w sprawie tzw. ustawy futerkowej, przyjęłam też inną metodę zarządzania kryzysem wokół wyborów. Nie mam do nikogo żalu. To były przemyślane decyzje. Najważniejsza jest stabilność koalicji. Liczę na to, że premier Gowin będzie chciał tę stabilność podtrzymać, a nie bujać łódką. Bo fale i tak są dostatecznie wzburzone, niezależnie od politycznej sytuacji w rządzie.

Nie dostała pani żadnej oferty od premiera Morawieckiego?

Będziemy współpracować.

Co powinno dalej się zadziać z ustawą futerkową, która poróżniła Zjednoczoną Prawicę?

Na pewno warto zastanowić się nad wydłużeniem vacatio legis dla przedsiębiorców. Myślę, że teraz jest jeszcze szansa, aby o tym spokojnie porozmawiać. Realia polityczne były takie, że głosowanie nad ustawą futerkową było przede wszystkim głosowaniem za stabilnością Zjednoczonej Prawicy.

Czyli to był taki test prezesa Kaczyńskiego dla PiS i koalicjantów?

Test na to, czy jako koalicja jesteśmy jeszcze razem. Uznałam, jako minister ds. gospodarki, że stabilność koalicji jest podstawową wartością w czasach niepewnych, że nie możemy doprowadzić do kolejnych wyborów czy rządu mniejszościowego w sytuacji, gdy trzeba przeprowadzać czasem trudne gospodarczo ustawy.

I jako minister ds. gospodarki zagłosowała pani za ustawą, która w ciągu zaledwie roku ma wygasić całą, legalnie działającą branżę.

Już mówiłam: głosowanie nad ustawą futerkową to był pewien akt polityczny, który musiał się dokonać, a czas na poprawki jeszcze mamy, ponieważ trwają prace w Senacie. Jest jeszcze druga ważna historia. Różnica zdań między nami w Porozumieniu była duża, bo tydzień wcześniej Jarosław Gowin podpisał z młodzieżówką partyjną deklarację, w której ekologia była na pierwszym miejscu wśród postulatów. Konsekwentnie od trzech lat jako jedyna w partii wpisywałam w program Porozumienia zielony konserwatyzm, mówiłam o elektoracie miejskim, energii odnawialnej, o wychyleniu w stronę agendy ekologicznej w inny sposób, niż robią to środowiska lewicowe. Nie miałam więc problemu z poparciem ustawy. dziwiłam się moim kolegom, którzy nie chcieli jej poprzeć.

Wracając do zmian w ustawie futerkowej - do czego namawiałaby pani teraz senatorów?

Ci, którzy w legalny sposób prowadzili działalność gospodarczą przez tyle lat, mają zaciągnięte zobowiązania kredytowe, muszą mieć czas na wygaszenie tych zobowiązań. Musi więc być dłuższe vacatio legis. Dla przykładu, Holandia czy Wielka Brytania, wygaszając branże hodowli norek, wprowadziły 5-letni okres przejściowy. Jeśli nie, powinno wiązać się to z jakimiś odszkodowaniami.

A co z ubojem rytualnym?

Byłabym za jego ograniczeniem, ale też z odpowiednim vacatio legis. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że 46 procent eksportowanej wołowiny stanowi ta z uboju rytualnego. W minionych latach rekordowy wzrost eksportu drobiu zawdzięczamy podbijaniu arabskich rynków halal. To realny problem, zwłaszcza w porównaniu z branżą hodowców norek. To prawda, że ubój rytualny nie ma nic wspólnego z humanitaryzmem. Ale biorąc pod uwagę sytuację podmiotów gospodarczych, konieczne jest zracjonalizowanie procesu ograniczania uboju, by nie doprowadzić do serii bankructw.

A co z ustawą o bezkarności?

Istnieje takie pojęcie jak retrospektywna przewidywalność. Opisuje ono opinie i postawy osób, które dzisiaj z pełnym przekonaniem twierdzą, że można było przewidzieć konsekwencje działań z przeszłości. Ja tylko przypomnę, że w tamtych trudnych wiosennych tygodniach wszyscy dopytywali, gdzie są maseczki i respiratory oraz jak można je szybko kupić, jeszcze przed innymi krajami. Dzisiaj wszyscy zdają się sugerować, że przecież w marcu takiego pośpiechu nie było.

Czy po politycznych wstrząsach i rekonfiguracji obozu Zjednoczonej Prawicy czekają nas 3 lata spokoju, czy należy się spodziewać kolejnych wstrząsów?

Jako polityk odpowiem tak: mam nadzieję, że po wielu dramatycznych zwrotach akcji koalicjanci podpisali porozumienie i będą ze sobą na dobre i na złe. Nikt by nam nie wybaczył, gdybyśmy nie wykorzystali tych lat i nie stworzyli podstaw do rozwoju na najbliższą dekadę. Jeśli na poważnie myślimy o zwycięstwie obozu prawicowego w wyborach w 2023 roku, to tylko stabilność i konsekwentna realizacja rozpoczętych już projektów gospodarczych może nas do tego zwycięstwa doprowadzić.

Gdybym miała odpowiadać jako analityk, odpowiedź byłaby nieco inna, ale zostawmy ją publicystom.

Rozmawiali Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak