Ministerstwo Zdrowia podało w piątek, że badania laboratoryjne potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnych 21 629 osób – to największy dobowy wzrost zakażeń od początku epidemii. Z powodu COVID-19 zmarły kolejne 202 osoby.

Komentując najnowsze dane, specjalista chorób zakaźnych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, dr hab. n. med. Ernest Kuchar stwierdził, że liczba nowych zachorowań nie budzi jeszcze przerażenia.

"Jest ciężko, ale zbliżone trudności występują co roku w okresie jesienno-zimowym. W szczycie sezonu grypowego notuje się 100 tys. zachorowań dziennie. System ochrony zdrowia jest obecnie bardzo obciążony, jednak wciąż jest wydolny" – mówił.

Zdaniem Kuchara pewne efekty wprowadzonych ograniczeń są dziś zauważalne. "Gdybyśmy nic nie robili, wzrost zachorowań byłby trzykrotny co tydzień. Nie mamy takiego wzrostu, zatem jednak pewne efekty ograniczeń są widoczne. Nie jest to spadek, nie jest to jeszcze stabilizacja, ale jest to spowolniony wzrost. Uzyskaliśmy spowolniony wzrost przy tak małym przestrzeganiu zaleceń. Gdybyśmy naprawdę tych zaleceń przestrzegali, to pewnie mielibyśmy już spadek" – ocenił.

Reklama

Ekspert oświadczył, że jest przeciwnikiem całkowitego lockdownu. "Co to ma dać? Raz już było całkowite zamknięcie i co to dało? Nie wiem, czy cena, jaką zapłacono za poprzedni lockdown, była tego warta" – podkreślił.

"Co my zyskamy, jeśli teraz zrobimy lockdown i troszeczkę opóźnimy falę koronawirusa? Będzie miesiąc spokoju, a za miesiąc znów czeka nas to samo. Skuteczny lockdown musiałby potrwać do ciepłej pory roku, do czerwca. Czy to jest realne? Czy jest możliwe, żeby ludzie siedzieli w domach do czerwca?" – mówił.

"Trzeba zadać pytanie: jak długi lockdown jest możliwy? Jeśli jest możliwy miesięczny czy dwumiesięczny, to czy już jest pora, żeby go wprowadzać?" – dodał.