Ten artykułu pochodzi ze specjalnego dodatku Dziennika Gazety Prawnej "Narodowe Święto Niepodległości

Te liczby szokują: w czasie pierwszej wojny światowej zginęło dwukrotnie więcej Polaków żołnierzy, niż w II WŚ. Najbardziej krwawą polską bitwą XX w. było Verdun, gdzie poznańskie pułki wchodzące w skład niemieckiej armii zostały zmasakrowane przez Francuzów i straciły dziesiątki tysięcy żołnierzy.

Potężne straty

Podobna liczba Polaków poległa w największej na froncie wschodnim bitwie pod Gorlicami w maju 1915 r.; by ich pochować, trzeba było zbudować 400 cmentarzy. W sumie zginęło 530 tys. z 3 mln Polaków powołanych do armii państw zaborczych, co daje 17,6 proc. strat. Dla porównania, uważana powszechnie za najbardziej doświadczoną przez Wielką Wojnę armia francuska straciła 16 proc. osób.
Reklama
Ginęli nie tylko żołnierze, ale też cywile. Najbardziej zniszczonym miastem I wojny światowej był Kalisz. Bilans ostrzału i podpaleń dokonanych przez wojska niemieckie w nocy z 2 na 3 sierpnia 1914 r., zaledwie pięć dni po wybuchu wojny, był przerażający. Ponad 500 domów, dziewięć fabryk, kościoły, ratusz, teatr i inne budynki użyteczności publicznej legły w gruzach. Kalisz, najstarsze polskie miasto, został zniszczony w 75 proc., a z 65 tys. mieszkańców pozostało w nim zaledwie 5 tys. Na powrót do dawnej liczby ludności miasto potrzebowało 20 lat.
W przeciwieństwie do Francji, w której mimo krwawych walk na Zachodzie życie toczyło się w miarę normalnie, walec Wielkiej Wojny przetoczył się przez większość polskich ziem. Przez niektóre – kilkukrotnie. Kraków i Warszawę, miasta, które miały zostać zamienione w twierdze, opuściła jedna trzecia mieszkańców. W Warszawie 90 proc. dzieci cierpiało na szkorbut, a widok umierających z głodu ludzi nie był niczym niezwykłym. W czasie niespełna 52 miesięcy wojny 20-milionowy naród stracił niemal 15 proc. populacji. W dłuższej o 16 miesięcy II wojnie światowej – 16 proc.

Ofiary broni masowego rażenia

Polakom nie oszczędzono niczego, nawet broni masowego rażenia. Studentka medycyny Sofija Boczarska, w czasie wojny pielęgniarka Czerwonego Krzyża, w odstępie zaledwie kilku tygodni była świadkiem wielodniowej nawały artyleryjskiej, ataku gazowego i bombardowania Warszawy przez sterowce. W nocy 31 maja 1915 r. w szpitalu koło Woli Szydłowieckiej obudził ją huk armat. Gdy nagle strzały zamilkły, niespodziewana cisza wywołała u pielęgniarki przerażenie. Po chwili Sofija zobaczyła tłum biegnących, ogarniętych paniką żołnierzy.
„Ich twarze są sine, niektóre sinożółte. Mają pianę wokół ust. Wymiotują. Jeden z biegnących zatrzymuje się na moment i w odpowiedzi na moje pytania syczy: „Wytrują nas jak szczury, Niemcy wywołali mgłę, która nas goni!” – zanotuje Sofija w pamiętniku. Tego dnia pod Wolą Szydłowiecką armia niemiecka użyła fosgenu, silnie trującego i duszącego gazu. Pielęgniarka przez całą noc bezsilnie patrzyła, jak mężczyźni o posiniałych twarzach umierali straszliwą śmiercią, w pełni świadomi, na próżno próbujący zaczerpnąć powietrza świszczącymi oddechami.
Cztery miesiące wcześniej pod Bolimowem Niemcy użyli gazu łzawiącego z bromku ksylitu. Był to pierwszy skuteczny atak z użyciem broni chemicznej w Wielkiej Wojnie, jednak nie przyniósł ofiar śmiertelnych. Przed fosgenem nie było jednak ratunku.

Kraj cofnął się o stulecie

Po zakończeniu Wielkiej Wojny polskie ziemie były ogromnym pobojowiskiem. W porównaniu z 1913 r. produkcja przemysłowa spadła o 70 proc., a rolna miejscami o 80 proc. Zniszczonych było 1,5 mln domów, niemal dwa razy więcej niż we Francji. Wśród nich było 150 tys. zabytków, których historia sięgała jeszcze złotego wieku. Ale zniszczenia dotyczyły nie tylko budynków.
Po zajęciu ziem zaboru rosyjskiego przez armię niemiecką zostały one potraktowane jak wojenny łup. Rozpoczął się rabunek wszystkiego, co miało wartość dla wojska i przemysłu zbrojeniowego. Wywieziono 71 dużych fabryk, w tym 32 z samej Warszawy, skonfiskowano 80 proc. surowców, obrabiarek, silników elektrycznych, spalinowych i parowych, transformatorów, maszyn tkackich, a nawet warsztatów kowalskich. Aby pozyskać metale, brygady niemieckiej Centrali Surowców Wojennych zdejmowały druty elektryczne, zrywały blachę z dachów, rekwirowały kościelne dzwony i organy. Konfiskowano zboże i konie, uniemożliwiając rolnikom obsianie pól. Masowo były wycinane lasy i wybijana zwierzyna łowna.
W ciągu czterech lat wojny dawna „kongresówka”, najwyżej rozwinięta gospodarczo część imperium rosyjskiego, cofnęła się o stulecie. Gdy Polska odzyskiwała niepodległość, 78 proc. robotników z dawnego zaboru rosyjskiego nie miało pracy. Ogółem straty materialne na ziemiach polskich wyniosły 73 mld ówczesnych franków i były niemal trzy razy wyższe niż we Francji.

Pandemia i narodowy entuzjazm

Nie był to jednak koniec koszmaru. W kraju, podobnie jak w całej Europie i na całym świecie panowała zaraza, jakiej nie widziano od średniowiecza. Grypa nazwana hiszpanką w ciągu dwóch lat zabiła więcej ludzi, niż wojna. Na ziemiach polskich pierwsze zachorowania pojawiły się w lipcu 1918 r. we Lwowie, skąd wirus rozprzestrzeniał się wzdłuż trasy kolejowej Lwów – Kraków – Katowice. W Krakowie masowe zachorowania rozpoczęły się we wrześniu, a w Warszawie miesiąc później. Z powodu wojny wojskowa cenzura zabraniała informowania o epidemii; zakazane było nawet drukowanie nekrologów ze wzmiankami o przyczynie śmierci. To również sprzyjało rozprzestrzenianiu się wirusa.
Gdy w listopadzie 1918 r. Polska odzyskiwała niepodległość, chorował cały kraj. Informacje o hiszpance mogły być podawane, brakowało jednak instytucji, która zbierałaby dane. Dlatego jedną z pierwszych decyzji odrodzonego państwa było powołanie Państwowego Centralnego Zakładu Epidemiologicznego, przemianowanego później na Państwowy Zakład Higieny.
Lekarz Karol Rozenfeld wspominał: „Zaskoczeni znienacka, staliśmy wszyscy bezradni w obliczu klęski, której ogromu ani zmniejszyć ani nawet w przybliżeniu określić nie byliśmy w stanie. Ogólne uczucie grozy zwiększała niemoc terapii, bezowocność wszystkich wysiłków w przypadkach złośliwych, szybko kończących się śmiercią”.
Śmiertelna fala pandemii wygasła po czterech miesiącach, w styczniu 1919 r. Hiszpanka wróciła do Polski wiosną 1919 r., miała jednak łagodniejszy przebieg. Ostatecznie zaczęła znikać na początku 1920 r. Liczby ofiar hiszpanki w Polsce nigdy nie policzono, według obecnych szacunków mogło to być 200–250 tys. osób.
Dlaczego tak wielkie katastrofy tak słabo zapisały się w pamięci Polaków? Odzyskana niepodległość osłodziła wszystkie cierpienia. Moment, na który czekało sześć pokoleń Polaków, wreszcie nadszedł. Spełniły się marzenia zwykłych ludzi i proroctwa wieszczów. Na fali ogromnego entuzjazmu rozpoczęła się odbudowa kraju, której tempo i skala nie miały precedensu w historii.