Pytany w TVN24 o szacunki dotyczące tego, jak duża część populacji Polski jest odporna na koronawirusa po szczepieniach i przejściu choroby, minister poinformował, że przeprowadzono dwa takie badania - jedno w aglomeracji śląskiej, a drugie ogólnopolskie. Dodał, że zwłaszcza na podstawie ogólnopolskiego badania można "wykonywać pewnego wnioskowania na całej populacji".

"Oba te badania obejmowały mniej więcej po 1 tys. 200 osób, i w obu tych badaniach mieliśmy przeciwciała stwierdzone u mniej więcej 15-20 proc. osób. Czyli można sobie powiedzieć, że mniej więcej te 20 proc., (czyli) wydaje się, że te 7-8 milionów ludzi w Polsce, to minimum ma odporność. Bo mówię o tym efekcie posiadania przeciwciał, bo część osób, które tych przeciwciał nie wykazuje, też może mieć odporność" - powiedział. Dodał, że według niego "to pokazuje, że mamy już taki konkretny szacunek, właśnie mniej więcej 7-8 milionów osób, które musiały przejść w jakiś sposób - oczywiście też często bezobjawowy - Covida".

Pytany, czy "rozluźnienie i większa swoboda w spotykaniu się" jego zdaniem mają kluczowe znaczenie dla wzrostu zakażeń, a nie na przykład powrót dzieci do szkół w klasach I-III, minister zaznaczył, że nie łączyłby ostatniego wzrostu zakażeń tylko z jednym czynnikiem, "a już na pewno nie ze szkołami".

"Wydaje się, że wszystkie te luzowania, które były wykonywane, czyli i odpowiednio szkoły, i galerie handlowe, przecież też hotele otworzyliśmy niedawno, to wszystko powoduje właśnie taką reakcję społeczną, która jest coraz bardziej nastawiona na to, że +pandemia nie jest już takim zagrożeniem+" - powiedział.

Reklama

Niedzielski podkreślił, że niezależnie od tego czynnika, "cały czas mutacje mają tutaj ogromne znaczenie, bo one są bardziej zakaźne, ale też widzimy, że systematycznie odbywa się wzrost udziału tych mutacji w zbadanych przez nas próbkach".

Szef MZ wskazał, że w styczniu udział mutacji w tych próbkach był na poziomie ok. 5 proc., a w tej chwili - jak przekazał - "te udziały w próbkowaniu są mniej więcej 10-procentowe, a regiony, które są najbardziej dotknięte (mutacjami Covid), to Warmia i Mazury, czy północna część woj. podlaskiego, gdzie udziały te są stosunkowo większe". Dodał, że potwierdziły to również badania przesiewowe nauczycieli w tych regionach.

"Najbardziej narażone" na mutacje koronawirusa jest według niego woj. warmińsko-mazurskie, a następnie kolejno woj. kujawsko-pomorskie i pomorskie oraz tylko północna część Podlasia.

"Natomiast wydaje się, że to jest taka sytuacja, że falę drugą przechodziliśmy od południa na północ (kraju), to znaczy, że najpierw ta fala druga dotknęła Małopolski, Podkarpacia i potem się przekraczała stopniowo na północ Polski. I w gruncie rzeczy, to co mamy w woj. warmińsko-mazurskim, to jest takim nieprzerwanym od ponad półtrora miesiąca wzrostem zakażeń, czyli to jest w gruncie rzeczy druga fala w tym regionie, na którą się nałożyły właśnie te dodatkowe elementy, czyli i poluzowanie postaw, a z drugiej strony pojawienie się też mutacji (koronawirusa)" - ocenił.

Podsumował, że w tym regionie obserwujemy według niego "takie przyspieszenie, które ma charakter jeszcze w zasadzie nałożenia się na końcówkę drugiej fali na północy Polski".