W mitach tworzonych ku pokrzepieniu serc wojny wygrywa się bohaterskimi żołnierzami. Ale prawda jest taka, że o wiktorii przesądza logistyka. Wygrywają ci, którzy potrafią szybciej zmobilizować armie, odpowiednio je odziać i uzbroić, zapewnić im transport, mając przy tym opracowany w szczegółach plan działań dla każdej jednostki. Wszystko to wymaga gigantycznej pracy wielkich sztabów ludzi, dbających o to, by działania wojenne nie stały się chaosem. Bez dobrego planowania bohaterstwo żołnierzy zamienia się w marnotrawienie ich życia, bo wojna to najokrutniejsza z gier zespołowych.
Ludzie, którzy 4 marca 1939 r. zaczynali przygotowywać polskie plany wojenne, mieli tego świadomość. Każdego dnia w Sztabie Głównym pracowali nad nimi z wielkim poświęceniem. A jednak do września całościowego planu obrony ojczyzny przygotować im się nie udało.

Spuścizna po Marszałku

Wraz z postępami choroby Józef Piłsudski tracił zaufanie do współpracowników i coraz surowiej oceniał ich umiejętności. Jednym z ubocznych efektów zmian, jakie zachodziły w osobowości człowieka niepodzielnie rządzącego Polską, stała się marginalizacja Sztabu Głównego.
Reklama
Piłsudski tak nisko cenił swoich podwładnych, iż zdecydował, że wszelkie plany wojenne muszą powstawać pod jego kierunkiem. Ale gwałtownie pogarszający się stan zdrowia nie pozwalał mu na tak wymagającą pracę. Gdy więc Marszałek umarł w maju 1935 r., Polska dopracowanych planów obronnych nie miała. Przejmując po nim funkcję generalnego inspektora Sił Zbrojnych (GISZ), wówczas gen. Edward Śmigły-Rydz zdawał sobie sprawę z tych zaniedbań. Postanowił więc przywrócić Sztabowi Głównemu (SG) jego rangę. Szefem SG mianował w czerwcu 1935 r. odznaczającego się zdolnościami organizacyjnymi i pracowitością gen. Wacława Stachiewicza. Jednak awansowany na marszałka Śmigły-Rydz uznał, że wzorem poprzednika kluczowe koncepcje strategiczne przygotuje sam, wspierany przez pracujących z nim na co dzień ludzi z GISZ.
To ambitne zamierzenie pozostało w sferze marzeń, bo Śmigłego-Rydza od Piłsudskiego różniło niemal wszystko. „Metoda pracy marszałka Śmigłego była całkowicie odmienna od metody pracy jego poprzednika. Marszałek Śmigły albo z własnej inicjatywy podawał dyrektywy, albo przedstawiane mu projekty przyjmował, zmieniał lub odrzucał. W dyskusje jednak się nie wdawał” – pisze syn szefa Sztabu Głównego Bogdan Stachiewicz w książce „Generał Wacław Stachiewicz. Wspomnienie”.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP