Kartka wyborcza ma swoją moc. Gdy w 2007 r. liczba Polaków w "wieku poprodukcyjnym" stanowiła 16 proc. populacji, furorę zrobiło hasło: "Uratuj Polskę. Zabierz babci dowód na wybory". Tak liberalni politycy i ich elektorat wyrażali niechęć wobec starszych osób, kojarzonych wówczas z Radiem Maryja i głosowaniem na PiS. Przez dekadę społeczeństwo sukcesywnie się starzało i dziś liczba emerytów przekracza już 20 proc. populacji Polaków. Co więcej, są oni przyzwyczajeni do regularnego uczestniczenia w wyborach. Nic dziwnego, że Prawo i Sprawiedliwość zafundowało im waloryzację oraz trzynastą emeryturę. Do idei odbierania dowodów osobistych staruszkom nikt już nie próbuje wracać. Starsi wyborcy stali się bardzo wypływową grupą, lepiej wykształconą i świadomą swoich praw.
Na Zachodzie obawa przed dyktatem gerontokracji zrodziła już pomysły zezwolenia na udział w wyborach nastolatkom, by równoważyć wpływy starców. Echem tej idei była zgłoszona przez Jarosława Gowina propozycja głosowania rodzinnego, by rodzice mieli prawo wypowiedzieć się w imieniu nieletniego potomstwa. Jak dotychczas wszelkie tego typu rozwiązania pozostają w sferze teorii. Tymczasem w społeczeństwach krajów wysokorozwiniętych coraz więcej aspektów codziennego życia kręci się wokoło starzejących się konsumentów. Dostosowują się do nich nie tylko ugrupowania polityczne, lecz także przemysł rozrywkowy, media, banki, usługodawcy etc. Wszystko prezentuje się pięknie, poza jednym niuansem. Nowoczesna cywilizacja opiera się na ludzkiej pracy, generującej dochód, który umożliwia konsumpcję. Z upływem lat każdy człowiek wnosi tej pracy coraz mniej. Na starość, by godziwie żyć, musi mieć dochód gwarantowany przez państwo, zwłaszcza jeśli nie ma dzieci lub nie może na nie liczyć. Tak rodzi się kluczowe pytanie, skąd wziąć na to środki, nie zarzynając przy tym finansowo młodszych pokoleń? Zwłaszcza gdy one same zaczynają pytać, w imię czego muszą oddawać dochód na bezdzietnych starców. Treść udzielanych odpowiedzi nadal zależy od tego, o czyj głos muszą w pierwszej kolejności zabiegać elity władzy oraz w jakim same są wieku. Ale patrząc na wskaźniki demograficzne, to w dalszej przyszłości bezpieczna starość może mieć makabryczny finał.

Wiek mądrości

Reklama
"Gdy stary pies szczeka, daje mądre rady" – mówi dalekowschodnie przysłowie, oddając w syntetyczny sposób, jak w starożytnej kulturze Chin postrzegano rolę wiekowych osób. Bezwzględnego szacunku dla nich 2,5 tys. lat temu uczyli chińscy filozofowie Konfucjusz i Lao-Tsy (Laozi), zwany Starym Mistrzem. Starość oznacza doświadczenie i mądrość, wręcz zbliżenie się do doskonałości. "Gdy miałem lat piętnaście, skupiałem swe wysiłki na nauce. Gdy osiągnąłem lat trzydzieści, ustaliły się me zasady, w wieku lat czterdziestu zaś nie miałem już wahań. W wieku lat pięćdziesięciu pojąłem wolę Niebios. Gdy osiągnąłem wiek lat sześćdziesięciu, rozumiałem wszystko, co się kryło za tym, co mówiono mi. Dopiero gdy dożyłem lat siedemdziesięciu, mogłem iść za pragnieniem mego serca, nie przekraczając tym żadnej z reguł" – zapisał w "Dialogach" Konfucjusz.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP