ikona lupy />
DGP
Eksperyment, jak przypominają Joshua Robinson i Jonathan Clegg, autorzy książki „Klub”, zaczął się na przełomie lat 80 i 90. XX w., gdy grupka cwaniakowatych biznesmenów postanowiła zrobić porządek z futbolem. Z grubsza powtórzyć to, co premier Margaret Thatcher uczyniła z brytyjską gospodarką. A więc najpierw trzeba wytypować paru faworytów i dać im wielkie pieniądze, które dotąd miała do dyspozycji cała branża. A co z resztą? Niech sobie umiera, jak nie potrafi się dostosować.
Oto, co się wydarzyło: grupka najsłynniejszych angielskich klubów (Manchester United, Arsenal Londyn, Liverpool, Tottenham Hotspur i Everton) – a właściwie ich nowi właściciele – dogadali się z prywatnymi stacjami telewizyjnymi w sprawie sprzedaży praw do pokazywania ich meczów. Wielka Piątka podzieliła między siebie większość pieniędzy z tego tytułu. A następnie powiedziała pozostałej setce zawodowych drużyn piłkarskich ze wszystkich klas rozgrywkowych, że mogą się do nich przyłączyć. Przy czym nie ma mowy o żadnej równości. Zyski nie będą dzielone solidarnie.
Reklama
Większość ugięła się pod szantażem mniejszości. I tak powstała Premier League. Biznesowy projekt zbudowany wedle zasad wprost z neoliberalnego podręcznika. Tu zwycięzcy biorą wszystko, dzięki czemu pogłębiają przewagę nad pozostałymi, a reszta udaje, że wciąż ściga się w tej samej konkurencji. Choć wszyscy wiedzą, że to coraz bardziej obrazek przypominający wyścigi na 100 m przedszkolaków z jamajskimi sprinterami.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP