W podejściu do sztuki konserwatyzm jest czymś obrzydliwym, to myślenie w rodzaju „My wiemy, czym jest sztuka, a reszta jest do d..y” - mówi w wywiadzie Zbigniew Warpechowski, performer i poeta. Jeden ze współzałożycieli międzynarodowej grupy Black Market, skupiającej artystów sztuki performance.
Może pan, klasyk awangardy, znany na świecie performer, wyjaśni mi, dlaczego mam finansować faceta, który kładzie się na krucyfiksie i udaje akt seksualny? Mam się godzić na obrażanie uczuć religijnych, bo to galeria?
To prawda, jest w Polsce grono artystów, którzy nie mają nic do powiedzenia i uznają, że najlepszym i najłatwiejszym sposobem na zaistnienie jest sprowokować, napluć na krzyż czy na Matkę Boską, sprofanować. Te najtańsze, obrzydliwe chwyty nie mają nic wspólnego ze sztuką.
To dlaczego to robią?
Co roku jakiś tysiąc osób kończy u nas studia jako magistrowie sztuki i każdy chce zaistnieć jako artysta, każdy chce się wybić. Jeśli brakuje mu talentu, to szuka poklasku przez wymierzone w religię prowokacje. To najprostsze.
Reklama
Dla pana to prowokatorzy, ale wielu uznaje ich za wielkich artystów.
Może, lecz mnie proszę z tymi ludźmi nie kojarzyć, nie chcę być z nimi łączony w żaden sposób.
Tak samo mówił Jerzy Bereś, wielki rzeźbiarz i performer szokujący tym, że rozbierał się do naga w czasie swoich występów.
I Bereś miał rację.
I Beresia, i pana oskarżano o to, że za tym, co robicie, nie stoi sztuka. To wygłup, każdy by tak umiał…
Owszem, oskarżano, i co mam z tym zrobić? Jestem opluwany od 50 lat, dla takich ludzi jak Waldemar Łysiak performance to najpodlejszy rodzaj sztuki. I co? Przecież z tym się nie da polemizować.
„Róg pamięci’, rok 1997, pan w stroju Mojżesza rozbija tablice z przykazaniami…
Po kolei, bo zanim do tego doszło, zobaczyłem w Warszawie wielki billboard filmu „Skandalista Larry Flynt”, z mężczyzną ukrzyżowanym na kobiecym kroczu. Jednocześnie wyczuwalna była wielka fala new age i uznałem, że to czas, by wstrząsnąć ludźmi, spytać, czy wiedzą, co robią, i ponownie, jak Mojżesz, rozbić tablice z dziesięcioma przykazaniami. Robię więc performance, w którym ten gest powtarzam. Potem zdejmuję strój Mojżesza i wychodzę oklejony zdjęciami porno, na podłodze plakat „Skandalista Larry Flint”, a ja wyciągam Biblię, wyrywam kartki, zwijam w rulonik i wkładam w prezerwatywy...
No właśnie, przecież…
Zaraz, zaraz, moment. To nie był koniec, bo z tych ruloników układam na podłodze napis „New Age”. Wtedy znów wchodzę jako Mojżesz, dmę w róg i rozbijam drugą tablicę z przykazaniami.
Dla bardzo wielu osób samo wyrywanie kart z Biblii i wkładanie w prezerwatywę…
To skandal?