Taką tezą podzieliłam się z zaprzyjaźnionym duchownym. Herezja – odpowiedział uśmiechając się. – To się nie może udać. Nie obawiał się skutków, nie straszył piekłem – uznał, że transhumanizm dążący do transformacji znanego nam dziś Homo Sapiens do formy nieśmiertelnego nadczłowieka, nazywanego „Człowiekiem Plus” to utopia, na którą szkoda czasu. Czyżby? Jeszcze w 1869 r. chirurg James Y. Simpson zauważył, że „żołnierz na polu bitwy pod Waterloo ma większe szanse na przeżycie niż człowiek, który idzie do szpitala”. Czyli zaledwie 150 lat temu leczenie przez otwieranie człowieka było dla niego zagrożeniem, a nie szansą.

Żeby dać czytelnikowi wyobrażenie, jak krótkim okresem jest 150 lat posłużę się analogią wykorzystaną przez znanego amerykańskiego astrofizyka. Neil deGrasse Tyson historię świata pokazał na 12-miesięcznym dobrze nam znanym kalendarzu juliańskim. Jeśli każdy miesiąc odpowiada miliardowi lat, to człowiek pojawia się dopiero w ostatnich sekundach ostatniej minuty ostatniego dnia roku. Jego historia na Ziemi zajmuje nie więcej niż 7 sekund. Siedem sekund. Krócej niż zegarowi oznajmiającemu nadejście nowego roku zajmie 12 uderzeń. Jeśli więc przez 150 lat medycyna, w niej chirurgia, poczyniła taki postęp nie mam wątpliwości, że przy dzisiejszym tempie zmian technologicznych i miliardowych inwestycjach w rozwój sztucznej inteligencji (SI), przez najbliższych pięć, sześć dekad świat zmieni się nie do poznania. Człowiek także.

Średnia długość życia wydłuża się i jest to droga dwukierunkowa – żyjemy dłużej, bo medycyna daje nam coraz większe szanse, ale z drugiej strony ponieważ żyjemy dłużej domagamy się od państwa, by o nas lepiej dbało w coraz dłuższej jesieni życia. Dotyczy to każdego miejsca na Ziemi. W październiku 2018 roku prestiżowy medyczny magazyn „Lancet” opublikował prognozy średniej długości życia w 195 krajach w 2040 roku. Polacy do tego czasu będą żyli o 5 lat dłużej – 82,65 lat w miejsce 77,89 w 2016 r. Największą zmianę jakości odczują jednak kraje biedne lub rozwijające się – Syria, Chiny, Nigeria.

Reklama

Według autorów tej analizy trzy z sześciu najważniejszych czynników, które sprzyjają przedwczesnej umieralności to schorzenia związane z zaburzeniami cukrzycowymi: wysoki poziom cukru we krwi oraz (związane z nim często) wysokie ciśnienie krwi i wysoki wskaźnik masy ciała (BMI), a mówiąc inaczej – otyłość (pozostałe to palenie, alkohol i zanieczyszczenie powietrza).

W tym kontekście najnowszy sukces polskich lekarzy naukowców z Lublina nie jawi się jako eksperyment badawczy, lecz pilnie pożądane rozwiązanie ratujące życie. Jako pierwsi na świecie wydrukowali oni w technice 3D bioniczną trzustkę wraz z naczyniami ją otaczającymi. Do jej medycznego wykorzystania droga jeszcze daleka, ale ich wynalazek może doprowadzić do prawdziwej rewolucji – w każdym tego słowa znaczeniu. Założeniem projektu jest bowiem stworzenie trzustki „szytej na miarę” z komórek macierzystych pacjenta (co wyeliminuje ryzyko odrzutu), z wykorzystaniem inżynierii materiałowej i inżynierii tkankowej. Na razie naukowcy pod kierunkiem dr hab. med. Michała Wszoły planują pierwsze testy na żywym organizmie – chcą wszczepić wydrukowane płatki trzustkowe myszom. Jesienią będą je sprawdzać na świniach. Zanim pierwszy człowiek będzie mógł otrzymać taki sztuczny organ minąć może nawet kilka lat. Tak nam się wydaje dzisiaj, bo rozwój biotechnologii w Polsce nabiera takiego tempa, jakby chciał się ścigać z producentami kolejnych modeli smartfonów.

Nie ma darmowych obiadów

Zdrowie jest cenne, a im dłużej statystycznie żyjemy i im bardziej w leczeniu polegamy na nowych technologiach, tym jest ono także bardziej kosztowne – nowe terapie lekowe, nowe metody leczenia operacyjnego coraz częściej opierają się na najnowocześniejszych – i nietanich – technologiach, z czego my jako pacjenci wolimy nie zdawać sobie sprawy. Rośnie presja na rządy, by na leczenie przeznaczać coraz więcej publicznych środków. W 2019 r. na opiekę zdrowotną w Polsce przeznaczono ponad 102 mld zł ze środków publicznych (budżet NFZ, plus budżet państwa). Około 40 mld zł Polacy dodatkowo wykładają także z prywatnych kieszeni. Te kwoty rosną z roku na rok, mimo że jeśli chodzi o udział wydatków publicznych na zdrowie na poziomie 4,7 proc. (dane Eurostat za 2017 r., najnowsze dostępne), Polska wciąż jest raczej w ogonie krajów unijnych. Dzięki wydatkom prywatnym odsetek wzrasta do ok. 6,5 proc. PKB, ale naszej pozycji w europejskim rankingu to nie poprawia.

Zgodnie z zapowiedziami rządu nakłady na zdrowie mają nadal wzrastać, aż do poziomu 6 proc. PKB, co ma zostać osiągnięte w 2025 r. Według Najwyższej Izby Kontroli, w 2017 r. w porównaniu do roku 2016 nakłady na świadczenia były o 5,4 mld zł wyższe. Łączne koszty świadczeń finansowanych przez NFZ wyniosły 76,4 mld zł (wzrost o 7,59 proc. rdr).

Tylko w Polsce koszty leczenia zabójczej cukrzycy sięgają 7 mld zł rocznie. Według prognozy Instytutu Ochrony Zdrowia, niemal podwoją się zaledwie do 2030 r. Z powodu powikłań cukrzycy każdego roku umiera ponad 21 tys. Polaków. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała cukrzycę za epidemię XXI wieku. Według Międzynarodowej Federacji Diabetologicznej, liczba zgonów z powodu tej choroby jest już wyższa niż z powodu HIV/AIDS, gruźlicy i malarii razem wziętych. Bioniczna trzustka z Lublina, która w przyszłości może przywrócić wytwarzanie insuliny w organizmie chorego mogłaby uratować niejedno życie. I ograniczyć wydatki na leczenie.

Takie myślenie od zawsze stoi za każdym wynalazkiem. Równolegle etycy, filozofowie, teolodzy i antropolodzy prowadzą dyskusję o granicach ludzkiego poznania i ingerencji. W XXI wieku do tej debaty dołączyli transhumaniści, grupa coraz silniejsza, która jednak już dawno przestała teoretyzować.

Narodziny Człowieka Plus

Człowiek od zawsze próbuje się ulepszać, od zawsze szuka leku na śmierć, jedynego egalitarnego elementu wszystkich istnień. Współczesny człowiek uzbrojony w technologię ma ewoluować do ostatecznej formy nadczłowieka, transczłowieka, postczłowieka. „Stadium człowieka naturalnego jest tylko czasowo najwyższe”, pisze dr Teresa Grabińska w bardzo ciekawej pracy „Ochrona bytu osobowego w obliczu transhumanizmu”.

Definicja transhumanizmu, przedstawianego symbolem >H lub H+ (od ang. Human – stąd wyrażenie Człowiek Plus), wciąż zakłada, że jest to ruch intelektualny i kulturowy, ale dziś jego zwolennicy wolą już raczej wprost mówić o rozwoju równoległego gatunku, nowego rodzaju bytu „łączącego w sobie element biosfery (tzw. człowieka naturalnego), i element antroposfery, w jej najtwardszym przejawie – technosfery”, jak pisze dr Grabińska.

Służą temu cztery coraz bliżej współpracujące ze sobą dziedziny: genetyka, robotyka, informatyka i nanotechnologia, które za dr Grabińską nazywam w skrócie GRIN. To ich połączone siły prowadzą do przeobrażenia gatunku w Człowieka Plus. A badań prowadzonych w różnych częściach świata są setki. Także bardzo radykalnych.

W listopadzie 2018 r., chiński naukowiec He Jiankui pochwalił się udanym eksperymentem: w Chinach na świat przyszły zmodyfikowane genetycznie bliźniaczki, których genom zmieniono tak, by były one odporne na wirusa HIV. Świat się oburzył. Nawet rząd w Pekinie wyraźnie odciął się od samowolki swojego naukowca (inna sprawa, czy szczerze, i czy rzeczywiście była to samowolka). On sam, jak napisał portal WP.pl, zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Równie dobrze może siedzieć w chińskich kazamatach, co w ekstrawaganckim laboratorium gdzieś na świecie.

Jeszcze zachowujemy więc pozory etycznego rozwoju gatunku. Ale jak długo potrwa oburzenie, jeśli okaże się, że eksperyment się udał? Nie chodzi przecież o zmianę koloru oczu czy włosów, ale o ratunek przed śmiertelną chorobą. Jak szybko padnie pytanie, czym się to różni od przeszczepu narządu? A jak szybko finansowy argument o zaoszczędzonych – bo wyeliminowanych – kosztach leczenia HIV czy AIDS? Czy nie będzie to zachęcający do zgody na takie praktyki głos w dyskusji? Projekty zakładające skokową niemal ingerencję w integralność człowieka prowadzone są na całym globie niezależnie od siebie.

Eryk Mistewicz w tekście „Człowiek, człowiek plus i sztuczna inteligencja” przywołuje badania Newtona Howarda, wybitnego naukowca, który deklaruje, że za kilka lat będzie w stanie wprowadzać do mózgu implanty wspomagające intelekt. „Efekty: zwiększenie IQ i wszelkich możliwości mózgu, lepsze panowanie nad emocjami, zmiennym humorem, wyeliminowanie depresji. Oczywiście, implant dojdzie do kory mózgu, dotykamy w ten sposób miejsca tworzenia się ludzkich emocji”.

– Wprowadzane dobrowolnie pod skórę chipy już teraz umożliwiają ludziom stworzenie lepszej wersji samego siebie, kreując wrażenie bycia kimś wyjątkowym. Technologia poszerza zmysły, pozwalając dostrzec i usłyszeć więcej, poczuć to, czego nie odczuwają zwykli ludzie to tzw. human enhancement technology – mówi dr Dominika Kaczorowska-Spychalska z Katedry Marketingu na Wydziale Zarządzania UŁ.

Na razie są to przede wszystkim projekty testowe, które nazwalibyśmy ułatwiającymi życie, na przykład inteligentne implanty, które pozwalają zachipowanym użytkownikom na dostęp do obiektu bez posiadania kluczy, obsługę sprzętów i autonomicznych pojazdów bez kodów i haseł dostępu, możliwość poruszania się komunikacją miejską bez biletu czy dokonanie zakupów z listy precyzyjnie sprofilowanych ofert. Eksperymenty z podskórnymi mikrochipami trwają w Szwecji, Australii, Belgii, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Holandii. Coraz częściej mówi się o tym również w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

– Takimi projektami buduje się zaufanie i społeczną akceptację dla nowych technologii. Technologia wchodzi w nasze życie małymi kroczkami, niemal niezauważalnie, głaszcze nas po ręce, utwierdzając w przekonaniu, że wszystko jest w porządku, pod kontrolą, że jesteśmy bezpieczni. I że naprawdę wcale nie musimy wiedzieć, jak to wszystko działa – mówi dr Dominika Kaczorowska-Spychalska.

Nowoczesne technologie raz zaakceptowane szybko się zaś popularyzują. A wtedy przymykamy oko na skutki uboczne albo konsekwencje, które mogą wystąpić w długim okresie.

– Tak jak dziś nie zastanawiamy się najczęściej, kto i jak dysponuje wiedzą o nas pozyskaną w profilowaniu dzięki obecności na portalach społecznościowych, tak rzadko myślimy w kontekście chipowania o utracie części wolności, np. o tym jak sterowalni moglibyśmy być jako społeczeństwo czy grupa klientów – mówi dr Dominika Kaczorowska-Spychalska.

Mark Gatson z University of Reading w Wielkiej Brytanii udowodnił, że możliwe jest zarażenie wirusem komputerowym człowieka z chipem w ciele, i doprowadzenie do sytuacji, w której staje się on jego nosicielem, infekując przy okazji urządzenia pozostające w pobliżu.

– Przeciwnicy takich rozwiązań mają też obawy, czy w dłuższej perspektywie chipy, stymulując nowe możliwości naszych zmysłów, nie będą jednocześnie ograniczały lub upośledzały w jakimś stopniu funkcji, które dotychczas posiadaliśmy – podkreśla dr Kaczorowska-Spychalska.

Ale jak tu się przejmować wpływem chipa obsługującego inteligentny dom, gdy Rosjanie pracują nad alternatywą całego człowieka. Projekt pn. Inicjatywa 2045 (znany też jako Nieśmiertelność 2045 lub Avatar 2045) zakłada stworzenie w ciągu najbliższego ćwierćwiecza humanoida wyposażonego w system podtrzymywania czynności ludzkiego mózgu poza ludzkim ciałem, mającego osobowość i świadomość. Ostatnim etapem ma być avatar, nieśmiertelne ciało-hologram. Za projektem stoi rosyjski miliarder Dmitrij Itskow. Biorą w nim oczywiście udział czołowi rosyjscy naukowcy z obszaru nauk GRIN, a to pozwala zakładać, że zapewne także i rosyjski rząd. Cel nie pozostawia wątpliwości – tu cytat: „stworzenie i realizacja nowej strategii rozwoju ludzkości”.

Oszustwo, które dowodzi wartości

Firma analityczna International Data Corporation prognozuje, że w tym roku wydatki na rozwój szeroko rozumianej sztucznej inteligencji sięgną 35,8 mld dol. i zostaną co najmniej podwojone zaledwie w ciągu trzech kolejnych lat, do roku 2022. Ponad 13 mld dol. firmy chcą wydać na oprogramowanie, nakłady na sprzęt (głównie serwery) mają sięgnąć 12,7 mld dol. Dziś najwięcej inwestują USA i Europa, ale w kolejnych latach palma pierwszeństwa przypadnie raczej Japonii (roczny wzrost o 58,9 proc.) i Chinom (wzrost o 49,6 proc.).

Temat SI jest tak nośny, że firmy udają przed inwestorami, że się w niego angażują. 40 proc. z 2830 technologicznych start-upów z 13 krajów europejskich, twierdzących, że są zaangażowane w projekty związane ze sztuczną inteligencją nie ma żadnych związków z tym sektorem rynków – wynika z analizy przeprowadzonej przez londyński fundusz MMC Ventures. Oszustwo najwyraźniej popłaca, bo w 3 lata spółki deklarujące zaangażowanie w tę technologię zebrały od inwestorów od 15 do 50 proc. więcej kapitału niż tradycyjne spółki komputerowe. Ten proceder dowodzi jednak, jak ważna stała się SI dla rozwoju.

Człowiek słabe ogniwo

Błyskawicznie rozwijająca się sztuczna inteligencja już teraz zmusza nas do rewizji etyki i zasad społecznych zachowań. „Niewykluczone, że zaprogramowane przez producentów pojazdy zmienią nie tylko dotychczasową organizację ruchu ulicznego, lecz także nasze myślenie na temat dobra i zła”, pisze Tomasz Kwarciński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego w bardzo ciekawym i ważnym artykule „Moralność autonomiczna – sztuczna inteligencja zamiast sumienia”.


Po raz pierwszy w historii stajemy przed koniecznością oddania decyzji moralnych maszynom sterowanym SI – autonomicznym pojazdom, które w perspektywie kilku lat pojawią się na drogach całego świata. „Co się stanie, gdy pojazd autonomiczny zdoła przewidzieć kolizję, ale nie będzie w stanie jej uniknąć? Czyje życie i zdrowie powinno być w wówczas chronione: pasażerów czy przechodniów? Nawet jeśli zgodzimy się, że pasażerowie mają pierwszeństwo, czy nadal będziemy tak myśleć, jeśli alternatywą będzie wjechanie w grupę ludzi? A co jeśli samochodem autonomicznym podróżuje młody mężczyzna, a na jezdni znajduje się staruszka, kobieta w ciąży, dziecko, pies?”, pyta autor i opisuje wyniki projektu badawczego naukowców z MIT, którzy zadali takie pytania internautom na całym świecie. Wyniki badań świadczą o tym, że opinie moralne są istotnie zróżnicowane kulturowo. Większość badanych przedkłada jednak: życie ludzi ponad życie zwierząt, życie młodszych ponad starszych, ocalenie większej liczby ludzkich istnień ponad mniejszą.

Czy to oznacza, że „ślepy los” straci zatrudnienie, a zdarzeniami na drogach zaczną zarządzać algorytmy stworzone przez ludzi lub przez inne algorytmy?

Debata o tym, czy nie posuwamy się zbyt daleko trwała zawsze. Ale jak dotąd nigdy się nie zatrzymaliśmy. W ostatnich dekadach silniejszy od moralnych rozterek był zwykły strach towarzyszący pojawieniu się sztucznej inteligencji. Człowiek bał się skutków własnego działania – myślących maszyn, jak terminator albo komputerowy program z Matrixa.

Dziś już chyba nie. Jesteśmy racjonalni, widzimy, że sztuczna inteligencja weszła w nasze codzienne życie i na dobre się w nim zadomowiła, nie siejąc spustoszenia. Przestaliśmy się obawiać buntu maszyn. Przeciwnie – chętnie oddajemy im prawo decydowania, chociaż najczęściej nie tak to widzimy. Satelity, autonomiczne samochody, spersonalizowane aplikacje liczące każdy krok i kilogram (przy okazji niespuszczające nas z oka), pierwsze e-diagnozy medyczne, mapy drogowe, które dyktują, jak i którędy jechać, internet rzeczy i samoucząca się technologia.

Najlepiej to widać właśnie w kinie, które bardzo zmieniło kąt postrzegania rzeczywistości. Kino s-f ostatnich lat pokazuje nam przyszłość w świecie niemal takim samym, jaki dobrze znamy, nieco tylko podrasowanym, wplatając w niego wątki s-f, sztucznej inteligencji i nowych technologii. Na tym swojskim tle jeszcze wyraźniejszy staje się więc przekaz, w którym człowiek okazuje się być najsłabszym ogniwem łańcucha istnienia materii ożywionej (w taki czy inny sposób). Doskonale widać to w świetnym futurystycznym serialu „Czarne lustro”, pokazującym potencjał naszego świata wynikający z rozwoju technologii w nieco tylko oddalonej przyszłości. Akcentuje potencjalne groźne konsekwencje wynikające z upowszechnienia technologii GRIN i SI. Skupia się jednak nie na „wadach” maszyn, lecz na słabościach człowieka, który z kreatora nowego oblicza świata, zbyt często staje się najsłabszym ogniwem, wykorzystującym sztuczną inteligencję do działań determinowanych najniższymi ludzkimi pobudkami.

W pojedynku na etyczne zachowania człowiek przegrywa ze swoim wynalazkiem także w serialu „The Crossing” (Przejście). Poznajemy w nim nadludzką istotę Apax. Nie maszyna to, lecz człowiek nowej generacji, o rozwiniętych procesach poznawczych i zmysłowych, nadludzkiej sile mięśni, u którego, dzięki inżynierii genetycznej, doprowadzono do eradykacji markerów chorobowych. Nie, nie „doprowadzono” – doprowadził do tego człowiek, eksperymentując, modelując, przesuwając granice. Apax w Ameryce przyszłości, mniej więcej za 150 lat, eksterminuje słaby i chorowity gatunek ludzki. Jednostka Apax w krytycznym momencie jest jednak bardziej ludzka niż jej twórcy.

W filmie „Extincion” (Zagłada) człowiek, jako gatunek także zawodzi, ale też człowiek jako jednostka staje na wysokości zadania. Ratuje świadome swojego jestestwa sztuczne istnienia, a mówiąc: „Nikt nie powiedział mi, że będę tu zabijał dzieci, rodziny” uznaje ich człowieczeństwo.

Sztuczna inteligencja pojawia się już u Lema, w latach 50. I już wówczas autor konfrontuje z nią moralność człowieka. W opowiadaniu „Polowanie”, odnalezionym niedawno i opublikowanym w kwartalniku „Przekrój” (jedyny ukończony i poprawiony przez Lema utwór, którego nigdy nie oddał do druku) sztuczna inteligencja – której Lem jeszcze tak nie nazywa, ale nadaje jej wszelkie sugerowane dziś dla niej cechy – jest człowiekowi podległa, chociaż nie uległa. Jest świadoma. Zarówno swojej roli, jak i swoich cech istoty będącej czymś znacznie więcej niż zabawką. Czy myśli pojawiające się w głowie ściganej istoty są elementem programu, czy niedostrzeganego przez człowieka człowieczeństwa? Ja widzę ten tekst jako przestrogę: fakt, że humanoidalną istotę zabija na koniec 12-letnie dziecko, dziewczynka, powinien dać nam do myślenia.

Morału nie będzie, ale temat do przemyśleń mam nadzieję tak. Bo trzeba się chyba liczyć z tym, że pewnego dnia sztuczna inteligencja po prostu stanie się mądrzejsza od człowieka. I co wtedy? Jeśli to od demiurga zależy jego dzieło, to zamiast martwić się, czy roboty odbiorą nam miejsca pracy (co, poza wszystkim, nie jest prawdą) powinniśmy się zastanowić, jak włożyć im „do głowy” jak najwięcej pozytywnych ludzkich cech: empatii, uczciwości, szczerości, umiejętności współpracy i koegzystencji. Ale skoro sami sobie z tym nie radzimy, to czy uda nam się nauczyć tego sztuczną inteligencję?

Autorka: Katarzyna Mokrzycka