ikona lupy />
Silvana Galderisi profesor psychiatrii i dyrektor Instytutu Psychiatrii na Uniwersytecie Kampanii „Luigi Vanvitelli”. Szefowa Europejskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (EPS) - fot. Materiały prasowe / DGP
W Polsce coraz głośniej mówi się o likwidacji szpitali psychiatrycznych. Czy to w ogóle możliwe?
Oczywiście. Taka zmiana jest niezbędna dla dobra pacjentów, bo szpitale to przeżytek.
Psychiatria może istnieć bez leczenia zamkniętego?
Reklama
Pobyt w placówce zamkniętej nie przekłada się na polepszenie jakości niesionej pomocy, szczególnie gdy trwa on długi czas. Dlatego umieszczenie w szpitalu pacjenta z zaburzeniami psychicznymi powinno być ostatecznością, w chwili kryzysu. Później – dość szybko – taka osoba powinna wrócić do naturalnego otoczenia: pracy, nauki, kontaktu z innymi ludźmi. Leczenie pozaszpitalne jest o wiele efektywniejsze niż hospitalizacja.
Czy gdzieś już zlikwidowano szpitale?
We Włoszech już ich praktycznie nie ma. Ale muszę uczciwie przyznać, że nie był to proces łatwy do przeprowadzenia. Został zapoczątkowany w 1979 r. i trwał ponad 20 lat. Dopiero wtedy zostali wypisani wszyscy pacjenci.
Po prostu wypisywaliście pacjentów z placówek?
Tak, ale cała operacja była bardziej skomplikowana. Jednym z problemów było to, że wielu z nich było już w bardzo podeszłym wieku i nie miało ani rodzin, ani krewnych. Bardzo trudno było im wrócić do normalnego życia, musieliśmy więc zbudować dla nich system, który zapewniały szpitale. Zagwarantowanie opieki medycznej i pielęgniarskiej w nowych domach było bardzo trudne. Co więcej, pacjenci musieli mieć możliwość – w razie zaostrzenia choroby – powrotu do szpitali…
Ale przecież je zamykaliście.
Oddziały psychiatryczne uruchamialiśmy w szpitalach ogólnych. Na początku pracujący w nich personel nie był z tego zadowolony. Bo jak to? Tu pacjenci z chorobami serca czy nerek, a obok chorzy z problemami psychicznymi? Ale ten opór udało się nam przełamać. Oczywiście, na budowę nowego systemu potrzebne są pieniądze. W najbogatszych regionach Włoch, np. w Trieście, reforma udała się zdecydowanie lepiej i wiązała się z mniejszymi problemami. Z kolei na biedniejszych obszarach było znacznie trudniej, bo całą infrastrukturę trzeba było budować niemal od podstaw. Największym problemem były braki kadrowe, co spowodowało, że na początku cały ciężar opieki nad chorymi spadł na rodziny.
Cały wywiad przeczytasz w
Współpraca