Ponad 40 mln zł rocznie kosztuje podatników utrzymanie dwóch teatrów operowych w Warszawie – po tym jak z jednej zadłużonej instytucji zrobiono dwie. Obie funkcjonują pod kroplówką finansów publicznych. Żadna nie jest artystyczną wizytówką stolicy.
Przez pół wieku Warszawska Opera Kameralna (WOK) interesowała tylko entuzjastów sztuki. Najważniejszy był Mozart, Rossini czy Monteverdi. Jednak sześć lat temu jej muzycy wyszli na ulicę – zagrali na pikiecie pod pomnikiem Kopernika na Nowym Świecie. Nad instrumentami powiewał transparent z dramatycznym apelem do ministra kultury: „Tylko Pan może nas uratować!”. Ówczesny szef tego resortu Bogdan Zdrojewski musiał też wysłuchać „Requiem” Mozarta pod oknami swego urzędu na Krakowskim Przedmieściu. Po tym jak samorząd województwa mazowieckiego, któremu WOK podlega, zmniejszył tej instytucji dotację (z ok. 19 mln zł w 2011 r. do ok. 18 mln zł w 2015 r. i do 16 mln zł w 2016 r.), na muzyków padł blady strach. Wieszczono grupowe zwolnienia, obniżki wynagrodzeń i odwołanie premier. Domagano się od ministra, by nie dopuścił do likwidacji opery.
Dramat WOK trwał latami: pracownicy narzekali na brak podwyżek i na coraz mniej ekstra płatnych koncertów zagranicznych; z kolei finansujący instytucję samorząd zarzucał jej nadmierne koszty wynagrodzeń. Przeprowadzona między marcem a kwietniem 2012 r. kontrola z nadzorującego instytucję urzędu marszałkowskiego wykazała m.in. płacowe nadużycia – prawie trzy czwarte kosztów utrzymania szło na pensje dla artystów często nieobecnych na próbach i koncertach. Publiczność pozostawała wierna, ale nigdy nie dawało się zapełnić 160 miejsc na widowni. I nagle, mniej więcej przed rokiem, doszło do kadrowego trzęsienia ziemi. Desygnowana przez władze samorządowe Mazowsza na dyrektorkę WOK Alicja Węgorzewska-Whiskerd przeprowadziła wiosną 2017 r. grupowe zwolnienia – pracę straciło prawie 150 osób. Związki zawodowe toczyły wielomiesięczne boje o pracowników. Podczas rozmów z nową dyrekcją przewodniczący operowej Solidarności miał nawet stracić przytomność. Jednak kadrowy nóż był już w użyciu. Wycięto m.in. orkiestrę Sinfonietta.
Wokół WOK zawrzało. W prasie ukazało się kilka artykułów na temat sytuacji w warszawskim teatrze, a krytycy muzyczni przekonywali o zamachu na WOK czy wręcz „rozmontowywaniu tej instytucji ”. Nowy minister kultury (Piotr Gliński objął ten urząd jesienią 2015 r.) postanowił pochylić się z troską nad losem zasłużonych muzyków z wieloletnim stażem. Jego resort utworzył więc nową instytucję dla bezrobotnych artystów. Tak powstała Polska Opera Królewska – podlegająca już bezpośrednio pod Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (MKiDN). Cel był jasny: ochrona wartości wytworzonej w toku ponad pięćdziesięciu lat działalności WOK. Nowy teatr operowy powstał 1 sierpnia 2017 r.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP
Reklama