Odszedł Stephen Hawking, fizyk. Zastanawiał się, czy czas miał początek i czy będzie miał koniec. Jego czas się skończył – i z tej okazji chciałabym przypomnieć, że w samej Drodze Mlecznej, niewielkim zakątku bezkresnego wszechświata, jest podobno aż 400 mld gwiazd.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Co więcej, Droga Mleczna jest jednak tylko jedną ze 100 tys. galaktyk w supergromadzie Laniakea (to po hawajsku „niezmierzone niebo”). Obok Laniakei wiszą w odwiecznej pustce jeszcze cztery inne supergromady galaktyczne, każda pełna gwiazd jak morze kropli wody. Co jest dalej, trudno nam pojąć. Wokół tych wszystkich gwiazd, niezliczonych gwiazd, pchane spokojną siłą grawitacji krążą planety – duże, małe, skaliste, gazowe, płynne, pełne lodu, ognia lub substancji, o których nie śniło się filozofom. Dni są na nich dłuższe lub krótsze; nad niektórymi wschodzą nocami różne liczby różnych księżyców. Wśród nich podobno jest tyle ziemiopodobnych światów, że na każde ziemskie ziarnko piasku przypada ich sto. To niebywałe – nie, to zwyczajnie niemożliwe – żeby nigdzie, w całym tym bezkresie, w nieskończonej różnorodności warunków, przy nadpodaży czasu, nie pojawił się jakiś niezwykle inteligentny gatunek, który potrafi zbudować statek kosmiczny albo odpowiedzieć na nasz radiowy sygnał. No więc... gdzie Oni są?
Ten problem – sprzeczność między wysokim prawdopodobieństwem istnienia inteligentnych cywilizacji a ich uporczywą niewidocznością – nazywa się, od nazwiska włoskiego noblisty, paradoksem Fermiego. Ta cisza, zwana Wielką Ciszą, jest wyjątkowo irytująca dla nas, Ziemian, którzy mamy przecież na punkcie kosmitów chorobliwą obsesję. Kręcimy o nich filmy i piszemy książki; od pierwszych dni na Błękitnej Planecie wciskamy małym Ziemianom pluszowe zielone ludki. Dlaczego się nie pokazują? Gdzie są? Czy Hawking, znawca kosmosu, myślał tylko o nieożywionym wszechświecie, czy miał dla nas jakąś odpowiedź w sprawie nieziemskiego życia?
Reklama

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP