Z Maciejem Żyliczem rozmawia Mira Suchodolska
W jakim miejscu znajduje się nauka w Polsce?
W ciągu ostatnich 30 lat zbudowaliśmy struktury finansowania nauki w systemie grantowym, powstało Narodowe Centrum Nauki (NCN) czy Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR). I to była ogromna rewolucja dla większości pracowników naukowych. Oczywiście nie dla tych młodych, bo dla nich to była normalność, ale dla starszego pokolenia to był szok. Ale jakoś to przeżyliśmy i teraz mamy system, który owszem, promuje ludzi młodych, bo np. NCN musi 30 proc. pieniędzy dawać naukowcom poniżej 35. roku życia, ale też ten system sprawia, że jesteśmy rozdrobnieni. Aby utrzymać dobry zespół naukowy, trzeba mieć wiele grantów. I to powoduje, że naukowiec się rozprasza – na aplikowanie o pieniądze, na to, by te granty rozliczyć etc. Brakuje solidnego finansowania tego, co nazywamy działalnością statutową. Powinno być tak, że połowa środków na działalność naukową pochodzi z grantów, połowa ze stabilnego finansowania. A stworzyliśmy system grantowy, ale pozostałe elementy się nie zmieniły. Jest za mało pieniędzy. I to powoduje, że owszem, niektóre dyscypliny naukowe, jak np. analiza matematyczna, fizyka cząstek elementarnych, fizyka dużych energii czy biologia strukturalna rozwijają się bardzo dobrze i są w rankingach światowych na 14. czy 13. miejscu, natomiast pod względem pieniędzy wydawanych na naukę jesteśmy na ok. 30.
Jest jeszcze Fundacja na rzecz Nauki Polskiej (FNP), której pan szefuje, ona dysponuje własnymi funduszami, a także potężnymi środkami pochodzącymi z kasy unijnej.
Reklama
Nasi laureaci i beneficjenci to zaledwie ok. 1 proc. środowiska naukowego. NCN wspiera jakieś 15‒20 proc., statystyk NCBiR nie znam, ale wychodzi na to, że w Polsce ok. 70‒80 proc. naukowców w ogóle nie stara się o granty. Może ludzie nie mają do nas przekonania, a może, w przypadku nauk humanistycznych, naukowcy nie potrzebują tworzyć zespołów, więc udaje im się indywidualnie uprawiać naukę. A może część ludzi, ten przeważający odsetek, tak naprawdę nie uprawia nauki?
Mocna teza, ale w wielu przypadkach może być prawdziwa.
(śmiech) W naszej strukturze naukowej jest wielka różnorodność pod względem jakości pracy. Są świetni ludzie, później jest duża grupa osób, które ich doganiają, a dalej większość. W fundacji staramy się, żeby tych wybitnych i bardzo dobrych było jak najwięcej. Realizujemy program „Homing”, którego celem jest zachęcenie do powrotu do Polski ludzi wykształconych, którzy robią kariery za granicą. To m.in. z myślą o nich utworzyliśmy program „First Team”, by mogli założyć pierwszy zespół naukowy. To jest trudne, nie tylko u nas, ale wszędzie, poza Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi – bo struktura, składająca się ze starych i łysych profesorów, jest skostniała. Mamy też program „Team” pozwalający uruchomić projekt badawczy ‒ tutaj nie ma ograniczeń wiekowych czy stażowych ‒ w którym o grant mogą się starać zarówno doktorzy, jak i profesorowie. 40 proc. szefów zespołów, którzy uzyskują tu środki, to ludzie 40-letni i młodsi. To oznacza, że na równych prawach konkurują ze sobą doświadczeni naukowcy i początkujący, a ci ostatni często wygrywają.