Z Magdaleną Trysińską rozmawia Robert Mazurek
Ile polskich słów pani zna?
Dużo.
A ilu z nich pani używa?
Reklama
Znacznie mniej. À propos, jakiś czas temu sprowokowałam rozmowę z synem, chwaląc się, że mam epicką torbę.
Co on na to?
„Mamo, nie używaj słów, których nie rozumiesz”. „To jaka ta torba może być?” „Zajebista, nie epicka”.
Syn nie wiedział, że…?
…Nie wiedział, od czego pochodzi „zajebisty” i dlatego nie uznawał tego za wulgaryzm. Studenci polonistyki również nie wiedzą.
Epika też im się nie kojarzy z prozą?
Nie, nie, już nie! Kiedyś powiedziałam: „Wiecie, że «Pan Tadeusz» jest epicki?”. „Naprawdę?!”. Oni już znają to słowo głównie z angielskiego „epic”.
Wielu wzięło sobie do serca pojęcie minimum leksykalnego.
I przy nim pozostali. A wie pan, że to im wystarcza?
Trzeba znać, proszę wybaczyć, słowa „j…ć” i „k…a”, by utworzyć z 50 czasowników i przymiotników.
Ta kreatywność językowa, widoczna także przy tych konstrukcjach, jest ogromna i twórcza.
No właśnie…
Powinnam pana pochwalić.
Za mówienie „właśnie” zamiast dokładnie?
Tak, chociaż to „dokładnie” jest już starym błędem językowym, dobrych kilkanaście lat temu to tępiono. Zresztą niektóre błędy i kalki językowe wracają. Przez lata tępiono słowo „wiodący” jako rusycyzm pochodzący od „wieduszczij”, teraz się je tępi jako pochodzące z angielskiego „leading”.

Cały wywiad z Magdaleną Trysińską przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP