Wraz z rozprzestrzenianiem się pandemii w USA, Indiach i Brazylii, druga fala nabiera mocy wśród tych krajów, którym wcześniej udawało się powstrzymywać koronawirusa. Statystyki zakażeń rosną bardzo szybko, szczególnie w Europie, gdzie nadchodzi sezon zimowy, który wiąże się z dodatkowym obciążeniem w formie zachorowań na choroby sezonowe takie, jak grypa. Próbując powstrzymać skalę negatywnych zjawisk, które przytłoczyłyby krajowe systemy opieki zdrowia, władze we Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii skłoniły się ku zaostrzeniu zasad społecznego dystansowania, a w przypadku Irlandii i Izraela – zarządzenia krótkich, ostrych lockdownów, które stanowią swoiste awaryjne wyjście bezpieczeństwa.

Jeśli istnieje cokolwiek tak trudnego do usunięcia, jak sam koronawirus, to jest nim żywiołowe przekonanie wielu osób, że twardy lockdown przyniesie gorsze konsekwencje niż sam Covid-19. Sceptycy lockdownu, do których zalicza się również kilku naukowców, uważają, że lockdowny pociągają za sobą poważne straty gospodarcze oraz prowadzą do zniszczenia wspólnot i zwiększenia nierówności. Lepiej byłoby, argumentują przeciwnicy lockdownu, gdybyśmy pozwolili wirusowi rozprzestrzeniać się wśród młodych i zdrowych osób, chroniąc jednocześnie tych bardziej narażonych.

Niektórzy uważają, że ta dyskusja oddaje rosnący podział w świecie nauki, choć przekonanie takie dalekie jest od prawdy. Jak się bowiem okazuje, władze odpowiedzialne za zdrowie publiczne w prawie wszystkich krajach odrzucają ideę odporności zbiorowej. Niestety duża część dyskusji skupia się wokół zamieszania co do tego, dlaczego i kiedy epidemiolodzy uważają, że lockdown może pełnić korzystną funkcję oraz dlaczego poglądy sceptyków lockdownów są wybrakowane.

Na początek trzeba uczciwie przyznać, że obie strony tego sporu często przypisują nieprawdziwe poglądy stronie przeciwnej. Niektórzy sceptycy lockdownu zachowują się tak, jakby zwolennicy lockdownu chcieli go wprowadzać na cały czas do momentu wynalezienia szczepionki na koronawirusa. Tymczasem lockdowny wśród zwolenników tego pomysłu są traktowane jako drastyczne narzędzie, które ma być zastosowane przez krótki okres – jako swoisty hamulec awaryjny. Z kolei sceptycy lockdownu są przedstawiani jako ci, którzy chcą, aby nie robić nic, tymczasem opowiadają się oni za ochroną tych najbardziej narażonych.

Reklama

Czasowy lockdown może być kluczową metodą walki z epidemią

Porzućmy politykę i pewne liczby pozwolą nam się skupić na najważniejszej rzeczy: dlaczego w czasie, gdy jeszcze nie mamy szczepionki, lockdowny mogą być kluczowe. Otóż epidemia potrafi się rozprzestrzeniać bardzo szybko i istnieje nieodłączna asymetria pomiędzy wzrostami i spadkami zakażeń. Bez doskonałego systemu testowania populacji i śledzenia kontaktów, niestety potrzeba bardzo ostrego lockdownu, aby zmniejszyć statystyki zakażeń. Podczas gdy uzyskanie gwałtownego wzrostu zakażeń jest bardzo łatwe.

Weźmy dla przykładu Wielką Brytanię. Liczba zakażeń w tym kraju stale rosła od połowy sierpnia po tym, jak poluzowano wcześniejsze ograniczenia, a rząd zaczął zachęcać ludzi do powrotu do pracy. 21 września brytyjscy badacze opracowali najgorszy scenariusz, w którym dochodzi do zakażeń rzędu 50 tys. przypadków dziennie w połowie października, jeśli nie będzie żadnych ograniczeń. Badacze ci zostali skrytykowani przez sceptyków, że sieją tylko strach. Tymczasem Wielka Brytania jest już wcale nie tak daleko od najgorszego scenariusza. Przy poziomie ok. 20 tys. zakażeń dziennie i podwajaniu tej liczby co każde siedem dni, kraj osiągnąłby poziom 50 tys. całkiem niedługo, a później przekroczyłby dalej tę granicę.

Na podstawie tych prognoz doradcy rządowi rekomendowali Londynowi wprowadzenie we wrześniu krótkiego twardego lockdownu, ale rząd nie zdecydował się na to. Ci sami doradcy sugerowali, że dwutygodniowy lockdown, począwszy od 24 października, mógłby uratować tysiące osób przed śmiercią i obniżyć liczby do bezpieczniejszych poziomów. Naukowcy ci nie sugerują długiego lockdownu, ale podkreślają, że krótkie i ostre zamknięcia mogą zredukować czasowo liczbę zakażeń i zresetować licznik, przy jednoczesnej minimalizacji kosztów społecznych i gospodarczych. Czas i zakres takich interwencji są kluczowe.

Sceptycy słusznie wskazują na te koszty, w tym pozbawienie dzieci możliwości chodzenia do szkół. Przeciwnicy lockdownu argumentują, że tego wszystko można by uniknąć, gdyby pozwolić wirusowi na swobodne rozprzestrzenianie się wśród młodych i zdrowych przy jednoczesnej ochronie starszych i bardziej narażonych. Ale taka ochrona bardziej narażonych wydaje się niemożliwa, biorąc pod uwagę fakt, że w ich gospodarstwach domowych są również młodzi ludzie, a ci starsi zależą od opieki tych młodszych i bardziej odpornych. Natomiast już niezależnie od wieku, wiele osób cierpi na długoterminowe konsekwencje przebycia Covid-19.

Główne uzasadnienie dla wprowadzania lockdownów jest dziś takie samo, jak było wiosną – chodzi o zmniejszenie liczby zakażonych, zapobieżenie przeciążeniu szpitali i kupienie czasu w celu wypracowania lepszych narzędzi śledzenia kontaktów.

Ponadto, na co wskazuje wiele osób, lockdown jest jednym z kilku narzędzi walki z Covid-19 – obok noszenia maseczek, mycia rąk, dystansowania czy pracy zdalnej – i nie byłby konieczny, gdybyśmy mieli skuteczny system śledzenia kontaktów. Niestety wielu krajom daleko do tego momentu. Do tego czasu walka z Covid-19 bez stosowania okresowych lockdownów wydaje się mało prawdopodobna.