FutureNet miał być portalem społecznościowym, którego użytkownicy zarabiają realną gotówkę. W obietnice twórców serwisu uwierzyło podobno 3,5 mln osób.
Sponsor Red Bull Racing, czyli zespołu F1. Sponsor tytularny najbardziej utytułowanego polskiego klubu koszykarskiego Śląska Wrocław. Sponsor kilku klubów piłkarskich, w tym grającego w niemieckiej Bundeslidze VfB Stuttgart. Operator kilku restauracji i kawiarni reklamujący się podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Polski biznes (choć formalnie zarejestrowany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich), nasza krajowa wizytówka, z której moglibyśmy być wszyscy dumni. Moglibyśmy, gdyby nie to, że mówimy o tworze, który do złudzenia przypomina piramidę finansową.

Nic się tu nie dzieje

254 kroki. Dokładnie tyle trzeba przejść, by spod drzwi wejściowych do siedzib Komisji Nadzoru Finansowego i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (mieszczą się w tym samym budynku) dotrzeć do restauracji „powered by FutureNet”. Jeszcze bliżej do niej jest z gmachu Ministerstwa Finansów. Więcej niż pewne, że wielu pracowników resortu, KNF lub UOKiK jadło tam obiad i piło kawę. Pod nosem instytucji finansowych wyrósł biznes, w którego obietnice od 2014 r. w samej Polsce uwierzyło prawie 100 tys. osób. Z naszych szacunków wynika, że ta rzesza ludzi włożyła do firmy ponad 200 mln zł. Po co?
Reklama
Bo FutureNet ma być nowym Facebookiem. Tylko o wiele lepszym, gdyż za korzystanie z niego otrzymuje się pieniądze. Tak jak bowiem na prawdziwym Facebooku są wyświetlane reklamy, na czym zarabia Mark Zuckerberg, tak za oglądanie reklam w portalu FutureNet pieniądze powinni otrzymywać użytkownicy.
„Facebook generuje dziennie milionowe dochody z reklam, a my jako jego użytkownicy nic z tego nie mamy. U nas internauci mogą zarobić na tym, co i tak już robią: na klikaniu, lajkowaniu, wrzucaniu zdjęć i oglądaniu reklam. Wszystko, co należy zrobić, to zarejestrować się za darmo w systemie i robić to, co do tej pory robiliśmy na innych takich portalach, czyli dodawać posty, filmy, komentować, udzielać się w dyskusjach, pisać prywatne wiadomości. I my za to płacimy” – wyjaśniał w 2016 r. założyciel biznesu Roman Ziemian.

Sęk w tym, że generalne prawidła ekonomii w przypadku FutureNet nie działają. Nie mogą działać, gdyż żaden poważny reklamodawca nie jest zainteresowany płaceniem za wyświetlanie swoich reklam w serwisie społecznościowym o popularności o wiele mniejszej niż Facebook przy jednoczesnym braku możliwości targetowania (czyli dobierania odpowiedniej grupy docelowej) przekazu. W przypadku FutureNet trudno zresztą mówić o popularności. Zarejestrowaliśmy się w serwisie. Nie mamy żadnego znajomego, nasz wirtualny doradca nie jest w stanie nam nikogo zaproponować, „tablica” jest więc pusta. Mówiąc najkrócej: nic się nie dzieje. Kiepsko jak na konkurenta Facebooka.

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP