Jej zdaniem, w Polsce trend ten zaczyna się pojawiać i z pewnością się przyjmie na większą skalę. "Może to jednak przyjąć bardziej skomercjalizowaną formę, bo w samej idei sharing economy chodziło o wymianę, pozyskanie dodatkowych przychodów, znajomości, doświadczenia, natomiast coraz częściej zauważam, że u nas stawiamy na biznes, że ludzie po prostu chcą zarabiać na tym pieniądze" – zaznaczyła.

Lorenc jest doktorantką na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Specjalizuje się m.in. w zarządzaniu marketingowym w turystyce.

Jak przypomniała, znana od wieków idea ekonomii współdzielenia (ang. sharing economy) polega na wymienianiu się dobrami między ludźmi – jedni dzielą się swoimi niewykorzystywanymi aktywami, użyczając je innym, którzy mogą je nabyć w niższej cenie niż od profesjonalnych podmiotów. "Dzięki temu zyskują obie strony" – dodała Lorenc.

W dobie internetu i technologii mobilnych – kontynuowała ekspertka – ekonomia współdzielenia nabrała szerszego rozgłosu, prężnie rozwijając się m.in. w turystyce.

Reklama

"Właściciele niewykorzystanych pokojów czy nieruchomości użyczają ich, stanowiąc tym samym konkurencję dla hotelarstwa. Te przestrzenie są jednak zdecydowanie tańsze, a same usługi – bardziej nakierowane na przeżywanie niż kupowanie. Hotel jest bowiem nastawiony na bardzo zestandaryzowaną usługę; nie zajmie się gośćmi w taki sposób, jak prywatna osoba" – wskazała Lorenc.

Oferty tego typu można znaleźć m.in. na powstałym w 2008 r. portalu Airbnb – największej takiej platformie na świecie, o globalnym zasięgu – który pośredniczy w wynajmie. Właśnie dzięki tej platformie zaczął się boom na tego typu usługi.

"Korzystają z tego w większości ludzie młodsi, można powiedzieć, że to millenialsi. To ludzie otwarci na nowości, odważni, którzy niekoniecznie szukają komfortu, ale doświadczeń, czegoś nowego, nowych znajomości, a jednocześnie chcą też zaoszczędzić" – mówiła Lorenc.

"Dzięki ekonomii współdzielenia jesteśmy w stanie przeżywać inną kulturę od środka, w prawdziwym życiu. Ci ludzie, u których nocujemy, są często otwarci, by być przewodnikami po okolicy, dają rady, do jakiej restauracji pójść, są otwarci na wspólne gotowanie posiłków, które oni sami na co dzień spożywają itd." – dodała.

Zdaniem Lorenc, osoby oferujące tego typu usługi to też zazwyczaj ludzie młodzi, choć coraz częściej można spotkać również osoby starsze. "Osoby starsze nie oferują jednak tak rozbudowanych usług, w ich przypadku niekoniecznie wchodzi w grę np. przewodnictwo czy gotowanie" – wskazała.

Ten sposób na pobyt w innym miejscu przyjął się szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. "Badania mówią, że w Stanach Zjednoczonych zyski hoteli z powodu istnienia platformy Airbnb spadły o 8-10 proc. Chodzi tu o hotele 1-2 gwiazdkowe, które nie są nastawione na gości biznesowych, ale na prywatne, tańsze zakwaterowanie" - powiedziała.

W ocenie Lorenc, w Polsce ten trend zaczyna się również pojawiać, choć jeszcze nie na taką skalę. "Często można już spotkać oferty wynajmu pokoju w prywatnych nieruchomościach, ale ludzie nie ogłaszają się jeszcze tak intensywnie przez internet" – podała.

"Polacy powoli zaczynają przyjmować te zwyczaje. Wciąż jesteśmy jednak jeszcze trochę zamkniętym społeczeństwem, nie jesteśmy jeszcze tak odważni. Ale widzę, najczęściej wśród ludzi młodych, że coraz częściej korzystają oni z tych usług. Być może musimy więc jeszcze więcej tego doświadczyć i samemu się do tego przekonać. Kluczowe jest tutaj zaufanie między ludźmi" – podkreśliła Lorenc.

Jej zdaniem, w Polsce ten typ zakwaterowania z pewnością przyjmie się na większą skalę. "Może to jednak przyjąć bardziej skomercjalizowaną formę, bo w samej idei sharing economy chodziło o wymianę, pozyskanie dodatkowych przychodów, znajomości, doświadczenia, natomiast coraz częściej zauważam, że u nas stawiamy na biznes, że ludzie po prostu chcą zarabiać na tym pieniądze" – zaznaczyła.

Popularność prywatnych kwater jest wyzwaniem dla branży hotelarskiej, która już teraz dostrzega problem. "Pojawiają się plany nowych inwestycji nastawione na otwieranie wolnych przestrzeni dla gości, w których mogliby się zintegrować z lokalnymi mieszkańcami i wspólnie uczestniczyć lub nawet organizować pewne wydarzenia (koncerty, wystawy, zajęcia jogi itp.)" - mówiła.

Wskazała ponadto, że hotele starają się wyjść naprzeciw nowym oczekiwaniom klientów poprzez odmienny design pokoi, mniej formalny charakter wystroju, zbliżanie warunków pobytu do jak najbardziej domowych. "Ale to nadal jest sfera jakości technicznej, a to czego szukają zwolennicy ekonomii współdzielenia tkwi w sferze jakości funkcjonalnej. To atmosfera jaką tworzą pracownicy między sobą, a która udziela się w kontaktach z gościem; to interakcje pracowników z gośćmi, rozmowy, ich uprzejmość, chęć pomocy, udzielenia rad, wsparcia, wskazanie faktycznie wartościowych miejsc do zwiedzenia - a nie tych opłacalnych dla hotelu ze względu na np. umowy o współpracę; to szczerość i prawdziwość" - podkreśliła Lorenc.

"Obiekty chcące zawalczyć o gości korzystających z usług prywatnych osób zdecydowanie powinny postawić na mniej zestandaryzowany i zautomatyzowany charakter obsługi, na czynnik ludzki, który byłby nastawiony na indywidualnego gościa i jego potrzeby" - podsumowała ekspertka.

>>> "Sharing economy"? Ekspert: Uber i Airbnb mają niewiele wspólnego z dzieleniem się czymkolwiek