Według specjalisty istotną rolę odgrywa również występująca w naszym organizmie gęstość receptorów, za pośrednictwem których wirus wnika do komórek i się w nich rozmnaża. Liczba receptorów zmienia się wraz z wiekiem, dlatego m.in. na zakażenie i chorobę COVID-19 zwykle bardziej narażone są osoby starsze.

Prof. Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, mówił o tym podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Dzieci, które odbyło się online. Podkreślił, że o zakażeniu koronawirusem SARS-CoV-2 i przebiegu choroby COVID-19 nie zawsze jednak decyduje wiek.

„Zdarza się, że nawet dziewięćdziesięciolatkowie nie chorują, mają jedynie lekkie przeziębienie. Natomiast pod respiratory trafiają ludzie młodzi, w wieku zaledwie 30-45 lat, nadwrażliwi na zakażenie” - ostrzegał.

Do zakażenia dochodzi przede wszystkim poprzez bliski, trwający co najmniej 15 minut kontakt z osobą zakażoną i wydalającą wirusy. Zakazić można się także od niewykazującego żadnych objawów dziecka, ale wtedy potrzebny jest zdecydowanie dłuższy kontakt. „Jeśli bezobjawowe dziecko nie kaszle i nie prycha, to szansa na otrzymanie dużych dawek wirusa jest raczej niewielka” – dodał.

Reklama

Koronawirus pozostaje też na różnych powierzchniach, kiedy zatem dotykamy miejsca, w których się one znajdują, a potem dotykamy oczu lub jamy ustnej możemy doprowadzić do zakażenia. Do infekcji może dojść wszędzie, szczególnie jednak w miejscach publicznych, głównie w pomieszczeniach zamkniętych i środkach komunikacji publicznej.

Obojętnie jednak gdzie się stykamy z wirusem, o zakażeniu decyduje przede wszystkim dawka patogenu, na który jesteśmy narażeni. „To czy dojdzie do zakażenia koronawirusem zależy z jednej strony od liczby cząstek wirusa, na którą jesteśmy narażeni, a z drugiej od odpowiedzi immunologicznej naszego organizmu” – zaakcentował prof. Simon.

Od dawki wirusów może też zależeć przebieg zakażenia. „Problemem jest ta grupa osób, która zakaża się masywną ilością wirusa, bo ktoś kaszlał im w twarz, mieszka z osobą zakażoną lub przebywa na oddziale szpitalnym, w którym pielęgniarka kaszlała, bo nie miał jej kto zastąpić” – tłumaczył specjalista.

Choroba COVID-19 niebezpiecznie rozwija się wtedy, gdy organizm danej osoby źle odpowiada na zakażenie. Dochodzi do wysiewu cytokin oraz innych substancji w układzie immunologicznym, który został zaalarmowany, ale w nadmiernej reakcji w stosunku do zagrożenia niszczy tkanki płuc, doprowadzając do zespołu ostrej niewydolności oddechowej oraz wielonarządowej.

Odpowiedź immunologiczna zależy od predyspozycji genetycznych danej osoby, jak również wielu innych czynników, jednak duże znaczenie ma ładunek wirusa, na który jesteśmy narażeni. „Czym jest on mniejszy, tym większa szansa na normalną odpowiedź i eliminację wirusa bez jakichkolwiek następstw. Jeśli nawet rozwinie się choroba, to tacy pacjenci mogą przeżyć” – podkreślił prof. Simon.

Ważną rolę odgrywa to, jak dużo jest w naszym organizmie receptorów dla koronawirusa SARS-CoV-2. Występują one w górnych drogach oddechowych, ale też w wielu innych tkankach i narządach, na przykład w płucach, sercu i jelitach. Jednak najwięcej jest ich w nabłonku naczyń krwionośnych.

„Zapalenie śródbłonka naczyń to podstawowy problem tego zakażenia” – dodaje. Z jego powodu zwiększa się skłonność do zakrzepów i zatorowość. Rozwija się stan zapalny pęcherzyków płucnych z zakrzepicą, który sprawia, że płuco staje się czerwone i przypomina bardziej wątrobę.

Ryzyko ciężkiego przebiegu choroby COVID-19 wzrasta wraz z wiekiem i współwystępowaniem innych chorób, takich jak choroba sercowo-naczyniowa, nadciśnienie tętnicze, cukrzyca i choroba nerek. Jednak szczególnie niekorzystne rokowania są u osób otyłych.

Różne choroby częściej występują u osób starszych, które na dodatek mają więcej receptorów dla koronawirusa w obrębie dróg oddechowych i wykazują mniejszą odporność. Powyżej 80. roku życia umiera co czwarta osoba chora na COVID-19, z kolei dzieci umierają wyjątkowo rzadko, to jedynie pojedyncze przypadki.

Prof. Simon zwrócił jednak uwagę, że nawet u ludzi młodych nigdy nie ma pewności jak na zakażenie zareaguje organizm. Dlatego potencjalnie wszyscy są zagrożeni. Ciężki przebieg COVID-19 zdarza się u 20 proc. pacjentów, a na sztucznej wentylacji przeżywa jeden na dziesięciu chorych.

Jego zdaniem nie wiadomo kiedy epidemia się skończy. Należy liczyć się z tym, że raczej się nigdy nie skończy i zostanie w naszym środowisku tak jak grypa, a koronawirus SARS-CoV-2 będzie mutował. „Szczepionki, które prawdopodobnie będą dostępne, trzeba będzie co roku lub dwa lata zmieniać, tak jak szczepionki przeciwko grypie sezonowej” - dodał.

Najważniejsze jest przestrzeganie zasad ochrony przed zakażeniem. Pod tym względem nic się nie zmieniło od ponad 100 lat, gdy pojawiła się wyjątkowo śmiertelna pandemia grypy. W 1918 r. w Krakowie w ulotce skierowanej do ludności nawoływano do tego, żeby przestrzegać dystansu, mycia rąk i noszenia maseczki.

„Nikt wtedy nie krzyczał, że naruszane są prawa obywatelskie i wszyscy się do zaleceń dostosowywali. U nas jednak część osób ma skłonność do lekceważenia wszystkich przepisów” – podkreślił specjalista. Dodał, że do jego szpitala trafili pacjenci, którzy wcześniej zaprzeczali istnieniu pandemii. Na szczęście wyzdrowieli i teraz zwalczają kowidosceptyków.