Szef ARM wyjaśnił w sobotę na antenie TVN24, że pierwsze samochody ze szczepionkami opuszczą hurtownie farmaceutyczne o godz. 5 w niedzielę. O godzinie 7 cały transport będzie już w trasie - zapewnił.

Kuczmierowski poinformował, że pierwsze szczepionki powinny do szpitali trafić już po godzinie 6 rano. "Do godz. 11 spodziewamy się, że te wszystkie dostawy zostaną zrealizowane" - dodał.

Prezes wskazał, że pierwsza partia 10 tys. szczepionek ma zostać od razu zużyta, tzn. nie będzie dzielona na konieczną kolejną dawkę, którą trzeba podać, by była ona skuteczna. Przypomniał, że do końca grudnia do Polski ma trafić kolejnych 300 tys. dawek, a do końca stycznia 1,5 mln. "Z kolejnych dostaw będziemy odkładać odpowiednie ilości, żeby po tych 21 dniach zaszczepić kolejny raz" - powiedział.

Kuczmierowski dodał, że oprócz szczepionek do szpitali w niedzielę trafią też dodatkowe wymagane przy szczepieniach akcesoria jak igły, szczepionki, waciki, czy plastry.

Reklama

Wyjaśnił, że jedna porcja szczepionki, jaką zapewnił producent, pozwala zaszczepić pięć osób. Przed zaaplikowaniem jej należy ją rozcieńczyć roztworem soli fizjologicznej i następnie pobrać do pięciu strzykawek.

Zwrócił uwagę, że taka forma dostarczenia szczepionki zdecydowanie przyspieszyła jej produkcję. "Kiedy producent musiałby produkować ampułko-strzykawki ten proces byłby dłuższy i czas oczekiwania by się rozciągnął (na dostarczenie szczepionek - PAP)" - zaznaczył.

Szef ARM dodał, że w kolejnych etapach Agencja będzie regularnie dostarczać szczepionki do szpitali w ilości pozwalającej zaszczepić ludzi przez 120 godzin przez 5 dni. Zwrócił uwagę, że właśnie 5 dni to okres, w którym należy zużyć szczepionkę po wyjęciu jej z chłodni, w której musi być ona przechowywana.

Narodowy Program Szczepień przeciw COVID-19 zakłada, że przed akcją szczepienia populacyjnego Polaków zaszczepione zostaną m.in. osoby pracujące w ochronie zdrowia, nie tylko personel medyczny, ale także pomocniczy i administracyjny.

Szpitale do 28 grudnia 2020 r. zbierają dane personelu medycznego i niemedycznego, który zostanie zaszczepiony w specjalnie przygotowanych placówkach. Szczepienia zaplanowano w 72 tzw. szpitalach węzłowych.

Szczepionka jest rozprowadzana w UE pod marką Comirnaty, która – jak wyjaśniają producenci, firmy Pfizer i BioNTech - stanowi połączenie terminów COVID-19 i mRNA oraz angielskich słów community (wspólnota) i immunity (odporność).

Kuczmierowski w sobotę był pytany również o dostawę respiratorów, które miał - jak podawały media - dostarczyć były handlarz bronią oraz czy trafiły one do szpitali.

Szef ARM wyjaśnił, że Agencja wydała ponad 4,5 tys.respiratorów, z tego większość, bo ponad 4 tys. od października/listopada. "W tej masie były respiratory różnych producentów. Respiratory, które otrzymaliśmy z resortu zdrowia nadal są u nas na składnicy, podobnie jak kilka tysięcy jeszcze innych respiratorów" - powiedział.

Prezes był dopytywany, czy rozumie decyzję, dlaczego były handlarz bronią miał dostarczać respiratory do Polski.

"Rozumiem, że marzec-kwiecień 2020 to był taki czas, kiedy wszystkie ręce na pokład i wszyscy szukali sprzętu i tu nie mówię tylko o Polsce ale i na całym świecie. Standardowo weryfikujemy wszystkich dostawców. Raczej chodzi o to, żeby uniknąć ryzyka takiej intencjonalnej winy. W tym przypadku trzeba raczej taktować to jako sytuację, w której po prostu zapotrzebowanie na ten sprzęt było zdecydowanie większe, gdzie producenci deklarowali pewne działania, a dostarczali sprzęt po czasie" - odpowiedział.

Kuczmierowski został również zapytany o kwestię dostaw maseczek, jakie trafiły do Polski na początku pandemii i które miały nie mieć właściwych atestów.

"Cały sprzęt, który wydawała ARM był wielokrotnie weryfikowany i na poziomie dokumentów, które były dostarczane i na poziomie parametrów jakościowych. Tutaj nie wydawaliśmy niecertyfikowanych towarów (...) Zweryfikowaliśmy każdy przypadek indywidualnie i wszystkie maseczki miały atesty, które dopuszczały je do użycia. Faktycznie niektóre miały poziom ochrony troszeczkę niższy niż ten, który był zamawiany. Zostały one przeznaczone wówczas nie do tych służb medycznych, na pierwszą linię walki, tylko do użycia przez inne osoby, przez inne instytucje (...)" - powiedział prezes ARM.