Niemcy nie potrafią pogodzić swoich obaw przed kryzysem klimatycznym z zamiłowaniem do wielkich SUV-ów. Nie dziwi też fakt, że producenci samochodów borykają się z kłopotami – pisze Chris Bryant w serwisie Bloomberg.

Według opinii publicznej amerykańscy producenci samochodów znaleźli się na dnie, gdy ich przedstawiciele odrzutowcami udali się do Waszyngtonu w 2008 roku, by błagać o pomoc. Teraz poważny kryzys wizerunkowy dotyka niemiecki przemysł samochodowy. Tak jak w przypadku General Motors i Chryslera dekadę temu, nie mogło to się wydarzyć w gorszym dla branży momencie. Wśród wojen handlowych i spadku sprzedaży w Chinach liczba samochodów zjeżdżających z niemieckich linii produkcyjnych spadła w tym roku o 12 proc., a eksport – o 14 proc.. Europejska sprzedaż samochodów spadła o 3 proc. w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2019 r. Popyt pozostanie słaby przez kilka lat, tak więc niemiecki dostawca części Continental nie wyklucza redukcji godzin i miejsc pracy.

>>> Czytaj też: Chcesz sprzedawać auta elektryczne w Niemczech? To masz problem. Niemcy ich nie chcą

Nie jest to też dobry moment na kryzys public relations, ale właśnie z tym mierzy się motobranża w kraju, który wynalazł silnik spalinowy. W tym miesiącu Frankfurt Motor Show miał dać niemieckiemu przemysłowi samochodowemu możliwość pochwalenia się kosztownymi planami produkcji coraz większej liczby pojazdów elektrycznych. Zamiast tego wielu globalnych producentów samochodów postanowiło na wydarzeniu się nie pojawiać (niektórzy z powodu oszczędności), a Karl-Thomas Neumann, były szef Opel / Vauxhall, ogłosił tę edycję Show jako „wielką porażkę”. Co gorsza, Mercedes Daimlera, BMW iVolkswagen zostali zaskoczeni protestami klimatycznymi. Według strajkujących korporacje nie robią wystarczająco dużo, by położyć kres uzależnieniu od diesla i benzyny.

Reklama

>>> Czytaj też: Samochód, któremu nigdy nie zabraknie paliwa? Toyota testuje auto napędzane słońcem [ZDJĘCIA]

Już początek zapowiadał katastrofę. W przeddzień frankfurckiego pokazu zmarło czterech pieszych potrąconych przez SUV-a (sport utility vehicle) w Berlinie, co wywołało gorącą debatę na temat „użyteczności społecznej” tych paliwożernych, przypominających czołgi samochodów. Magazyn „Der Spiegel”, który w tym tygodniu miał na okładce zdjęcie SUV-a Porsche, ogłosił te samochody „nowym przedmiotem nienawiści”. Pisałem już wcześniej o uzależnieniu branży od bardzo dochodowych SUV-ów i ryzyku, jakie niesie ich popularność. Tymczasem organizacja, na którą niemieccy giganci samochodowi zwykle mogli polegać – grupa lobbingowa VDA – musiała poradzić sobie z nagłą rezygnacją szefa, Bernharda Mattesa. To podsyciło spekulacje, że branża jest niezadowolona z powodu utraty wpływów politycznych i rosnącej stygmatyzacji.

Niemiecki przemysł samochodowy zapewnia ponad 800 tys. miejsc pracy w kraju. Stanowi znaczną część produkcji i eksportu. Dawne rządy ciężko walczyły o to, by nikt nie przeszkodził w rozwoju tego klejnotu koronnego niemieckiego przemysłu – również kłopotliwe przepisy. Już tak nie jest.

Po pierwsze, skandal związany z emisjami substancji toksycznych Volkswagena sprawił, że politycy nie mogą już pobłażać firmom, które osiągają zyski, nie bacząc na zdrowie publiczne. Po drugie, Niemcy są zaniepokojeni zmianami klimatu i rolą przemysłu w tym kryzysie. Średnia emisja sprzedanych nowych pojazdów wzrosła w ubiegłym roku, drugi rok z rzędu. Częściowo odpowiada za to sprzedaż SUV-ów. To jeden z powodów, dlaczego Niemcy nie osiągną celów w zakresie redukcji zanieczyszczenia w 2020 r. Samochody osobowe w Niemczech odpowiadają za około 11 proc. krajowej emisji gazów cieplarnianych.

>>> Czytaj też: Rozwiązania ekologiczne są drogie? Jeszcze droższe jest ich niestosowanie

Wprowadzono już rygorystyczne cele ws. emisji w Unii Europejskiej, a także ogromne grzywny za nieprzestrzeganie przepisów. Niemiecki rząd federalny pod przewodnictwem Zielonych (co nie jest nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę wzrost notowań partii w sondażach) byłby jeszcze bardziej nieprzejednany. Po śmiertelnym wypadku w Berlinie pojawiły się wezwania do zakazu SUV-ów w miastach.

Średni wiek nabywcy nowego samochodu w Niemczech wzrósł do 53 lat, co sugeruje, że branżę może czekać trudna przyszłość. Jednak wieści o tym, że Niemcy już nie kochają samochodów, wydają się przesadzone. W zeszłym roku kupili około 3,4 miliona nowych pojazdów – to całkiem przyzwoita liczba według historycznych standardów. Około 95 proc. z nich miało silnik spalinowy. Ponad jedna czwarta to SUV-y. Rząd nie ma najmniejszej ochoty zabijać kury znoszącej złote jajka. Na początku tego roku urzędnicy nie ugięli się wobec protestujących, którzy żądali wprowadzenia ograniczenia prędkości na autostradach.

>>> Czytaj też: Wielki strajk w General Motors w USA. Nie działają 33 fabryki

=

Biorąc pod uwagę sprzeczność między klimatycznymi obawami opinii publicznej a niemieckim zamiłowaniem do dużych pojazdów, nic dziwnego, że rząd i producenci samochodów walczą o to, by wszyscy byli zadowoleni. Jazda na rowerze i car-sharing stały się alternatywą w miastach takich jak Berlin. Jednak dla tych, którzy nadal potrzebują samochodu, pojazdy elektryczne są zazwyczaj droższe, a ich zasięg może być ograniczony (przynajmniej w najbliższym czasie). Pakiet klimatyczny, który rząd Niemiec ma ogłosić w piątek, bez wątpienia spróbuje rozwiązać ten problem – zapewne wprowadzi więcej ulg dla elektrycznych pojazdów i infrastruktury.

Jako że branża zmaga się z epokowymi wyzwaniami, niemieccy producenci samochodów niedawno wyłonili nowych szefów. Jednak daleko im do jednomyślności, jak szybko i skutecznie odejść od silnika spalinowego. Volkswagen stawia na samochody wyposażone w akumulatory (planuje 40 proc. sprzedaży samochodów elektrycznych do 2030 r.), podczas gdy BMW jest bardziej ostrożny. Twierdzi, że to ogniwa wodorowe będą przyszłością. VW zaś nie jest uch fanem. Jednak nawet VW planuje wykorzystać zysk ze sprzedaży dużych SUV-ów, takich jak trzyrzędowy „Atlas”, by sfinansować inwestycje w zielone alternatywy.

Na zeszłotygodniowym pokazie we Frankfurcie pojazdy elektryczne, takie jak Porsche Taycan i Volkswagen ID3, znalazły się obok spalinowych potworów – BMW X6 i Mercedesa AMG GLE Coupe. W obliczu kryzysu klimatycznego to rozdwojenie jaźni motobranży staje się coraz bardziej niestosowne i niemożliwe do obrony.



>>> Czytaj też: Rusza Międzynarodowy Salon Samochodowy we Frankfurcie. Zobacz, czym wkrótce będziemy jeździć [ZDJĘCIA]