Udany wrzesień rozbudził nadzieje branży na przynajmniej częściowe odrobienie strat z dużych spadków II kw. Wzrost zachorowań w Europie skutecznie ostudził ten optymizm.
Popyt zahamowało zamknięcie części usług i handlu na całym kontynencie, a niektóre państwa – jak Francja czy Wielka Brytania – postanowiły zamknąć też salony samochodowe. I choć jak deklarują dilerzy, dziś są lepiej na to przygotowani niż poprzednio, to i tak spadki sprzedaży w listopadzie w tych krajach mogą być znaczące. – Spadek na pewno będzie, ale jego skala jest niewiadomą. Nie da się obecnej sytuacji porównywać z marcem i kwietniem. Wówczas to był szok i problemy na każdym szczeblu, teraz wszyscy wiemy, jak reagować, i organizacyjnie byliśmy przygotowani. Nawet w krajach, w których salony nie przyjmują klientów, można zamówić samochody telefonicznie, są one dostępne. Ponadto firmy, które wiosną miały jeszcze zapasy gotówki, teraz mogły je już wydać na utrzymanie działalności i nie będą mogły pozwolić sobie na zakup pojazdu – ocenia Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM).
We Francji już w październiku odnotowano spadek sprzedaży w wysokości 9,5 proc. I to w obliczu zapowiedzi, że od przyszłego roku kwota dopłaty do aut elektrycznych zmniejszy się z 7 do 6 tys. euro, co powinno zachęcić do wymiany floty już teraz. Tymczasem biorąc pod uwagę tempo rejestracji odnotowane w ostatnich dniach, tamtejsza firma analityczna AAA Data szacuje, że francuski rynek motoryzacyjny może ostatecznie osiągnąć 1,55 mln sztuk w 2020 r. To oznacza spadek o 30 proc. i byłoby najgorszym wynikiem od 1975 r.
W Wielkiej Brytanii od czwartku zablokowano stacjonarną dystrybucję. Przerwa ma potrwać do 2 grudnia, a branża nie zdołała odkopać się jeszcze z poprzedniego dołka – w październiku sprzedaż aut spadła o 1,6 proc., głównie za sprawą ograniczeń w Walii. W efekcie osiągnięty poziom ok. 141 tys. nowo zarejestrowanych aut jest najgorszym wynikiem od dziewięciu lat. – Stoimy przed niezwykle trudną zimą. Aby utrzymać bazę produkcyjną, musimy zachować popyt ze strony salonów, dlatego decyzja o ich zamknięciu jest bardzo rozczarowująca – przyznawał Mike Hawes, dyrektor generalny Brytyjskiego Stowarzyszenia Producentów i Sprzedawców Motoryzacyjnych (SMMT).
Reklama
O tym, jak wpływa na rynek aut zamrożenie gospodarki, przekonali się już Hiszpanie, u których po wprowadzeniu stanu wyjątkowego sprzedaż skurczyła się aż o 21 proc. I choć rynek liczy, że funkcjonujący od II połowy października system dopłat do złomowania wysokoemisyjnych aut zahamuje spadki, to dalszy wzrost zachorowań najprawdopodobniej sprawi, że kolejne miesiące też upłyną pod ich znakiem.
Podobny trend dostrzegalny jest w innych państwach. Z tego powodu część z nich do ostatniej chwili walczy o utrzymanie tradycyjnej sprzedaży. Na zamknięcie salonów nie zdecydowały się niemieckie władze. Podobnie jak inne sklepy i miejsca usługowe muszą jedynie ograniczyć liczbę klientów w pomieszczeniu, co z racji dużych powierzchni nie jest paraliżujące. To odmienna decyzja niż ta z początku II kw., kiedy to zakaz prowadzenia działalności objął tam również sprzedawców aut. Może dlatego, że za naszą zachodnią granicą jeszcze bez lockdownu w minionym miesiącu sprzedaż spadła o 3,6 proc.
We Włoszech sprzedaż nowych samochodów spadła w październiku o 0,2 proc. To dobry wynik, ale jednak oznacza, że po wprowadzeniu dużego pakietu stymulacyjnego nie udało się utrzymać wzrostu, który we wrześniu wyniósł 9,5 proc.
Polska jak na razie nie zamierza zamykać swoich punktów sprzedaży, a jej październikowe wyniki okazały się stosunkowo dobre. Według danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców w minionym miesiącu odnotowano rejestrację 45,5 tys. nowych pojazdów, co oznacza spadek o 13,69 proc. w stosunku do ubiegłorocznego października. Gorszy wynik nie może jednak dziwić – wysoki wzrost miesiąc wcześniej zawdzięczano efektowi niskiej bazy. W stosunku do września 2020 r. i tak sprzedaż wzrosła o 5 proc., czyli ponad 2 tys. sztuk.
Podobnie jak w poprzednich miesiącach, skala spadku jest mniejsza w przypadku lekkich samochodów dostawczych (-6,6 proc.). Tutaj wynik w porównaniu do września jest jednak lepszy o 7 proc.
Jeśli rząd ostatecznie nie zdecyduje się na taki sam krok jak Francja czy Wielka Brytania, Polska nie powinna odnotować tak wielkich spadków jak część krajów Zachodu. Ale decyzje o ograniczeniu sprzedaży w Europie to również zła wiadomość dla działających w Polsce fabryk, zwłaszcza jeśli powtórzy się scenariusz ze spadkami na poziomie 80–90 proc.
– Wówczas część zakładów w naturalny sposób będzie musiała wyhamować. I to nawet jeśli nie zmusi ich do tego sytuacja epidemiczna czy zerwane łańcuchy dostaw. Dopóki jednak gospodarka działa, a granice nie pozostają zamknięte, rynek będzie walczył o utrzymanie ciągłości – dodaje Jakub Faryś. ©℗