Kiedy w grudniu 2002 roku premier Leszek Miller z pompą ogłaszał uruchomienie Polskiej Biblioteki Internetowej, miała ona być prawdziwą rewolucją. Plan był ambitny: chciano zdigitalizować i za darmo udostępnić w sieci tysiące dzieł literackich, naukowych i artystycznych. Już w pierwszym roku funkcjonowania PBI wydano na nią 700 tys. zł, rok później blisko 4 mln zł. Do dziś, jak wyliczyła NIK, w bibliotekę zainwestowano ponad 10 mln zł. Jednak mimo początkowego rozmachu zamiast być rewolucyjną e-biblioteką, PBI okazała się tworem zupełnie nieprzydatnym.
Audytorzy NIK krytykują: funkcjonalność PBI znacząco odbiega od standardów oferowanych przez inne biblioteki cyfrowe, tylko niewielki procent publikacji jest w wysokiej rozdzielczości, jedynie część zgromadzonych plików dostępna jest dla popularnych programów czytających. Ale główne zastrzeżenia NIK wzbudza to, że technologia zastosowana przy budowie PBI uniemożliwia jej dalszy rozwój. – W efekcie od 2008 roku zasoby biblioteki w ogóle się nie zwiększyły – mówi nam Sławomir Grzelak, wicedyrektor Delegatury NIK w Warszawie. Ale prace nad PBI zostały wstrzymane tak naprawdę już wcześniej. Początkowo była ona tworzona pod nadzorem dawnego Ministerstwa Nauki i Informatyzacji. Po jego rozwiązaniu w 2005 r. trafiła pod kuratelę MSWiA. – Były dyrektor departamentu informatyzacji w MSWiA przyznał, że projekt po przejęciu „pozostawał na skraju uwagi kierownictwa departamentu” i „utrzymywany był siłą inercji”. Czyli o PBI zapomniano – tłumaczy Grzelak.
Resort spraw wewnętrznych chętnie więc pozbył się tego balastu i w 2008 r. PBI przesunięto do Ministerstwa Kultury. Tam jednak od 2006 r. działa już konkurencyjna prowadzona przez Bibliotekę Narodową CBN Polona. Na PBI nikt nie miał pomysłu. Ani jej nie zlikwidowano, ani nie połączono z CBN. Oficjalnie od 2008 r. jest w niej dostępnych ok. 32 tys. publikacji, ale jak oceniają eksperci, to sztucznie zawyżone dane, bo wiele z nich to pojedyncze utwory, np. wiersze czy ballady z całych zbiorów. – Już wtedy powszechnie wiadome było, że PBI jest tylko i wyłącznie kosztowną klapą. Nikt jednak nie chciał się do tego przyznać, więc po cichu utrzymywano status quo – mówi nam jeden z ekspertów zajmujących się cyfryzacją zbiorów bibliotecznych.
Dopiero najnowszy raport NIK oficjalnie zarzucił zarówno MSWiA, jak i resortowi kultury zaniedbania przy prowadzeniu tego projektu. – Ministerstwo Kultury w odpowiedzi na nasze uwagi zapowiedziało, że planuje połączenie PBI z CBN Polona – mówi Grzelak. – Jak tłumaczy, ok. 2 tys. rekordów w PBI i CBN dubluje się, czyli trzeba by je usunąć, kolejne 6,5 tys. jest zarchiwizowanych w takim formacie i jakości, że można je automatycznie przeemigrować – tłumaczy dyrektor Grzelak.
Reklama
Ten pomysł na ratowanie PBI nie wzbudza jednak entuzjazmu ekspertów. – Koszty naprawy popełnionych przy powstaniu PBI błędów byłyby nieproporcjonalnie duże w porównaniu z możliwym efektem końcowym – przyznaje Marcin Jaworowicz z Biblioteki Narodowej. Ale i połączenie zbiorów ocenia jako czasochłonne i skomplikowane pod względem technicznym. Przytakuje mu Aleksander Radwański, kierownik działu komputeryzacji w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich: – Połączyć PBI z Poloną to trochę tak, jak połączyć plac targowy z domem towarowym. Można przejąć towar i klientów, ale nie infrastrukturę. Automatyczna migracja jest raczej mało prawdopodobna, bo tu nie ma żadnej kompatybilności, poza tym wątpię, by Biblioteka Narodowa chciała sobie robić śmietnik w dobrze funkcjonującym zbiorze – ocenia ekspert.
Są też sprawnie działające e-biblioteki
Liczba rekordów udostępnianych poprzez Federację Bibliotek Cyfrowych przekroczyła już 1 mln. FBC to współpraca ponad 90 wojewódzkich i uniwersyteckich księgozbiorów, które wspólnie cyfryzują swoje zasoby i mają wspólny system przeszukiwania zbiorów. W ich zbiorach można znaleźć m.in. rękopis „Pana Tadeusza”, akt lokacyjny Krakowa czy manuskrypt pracy Mikołaja Kopernika. FBC powstała już w 2002 r. i od tamtej pory współpracuje z europejską biblioteką cyfrową Europeana, dzięki czemu polskie zbiory są dostępne dla wszystkich mieszkańców UE.