Inżynieria budowlana to w rodzinie Zajdla, szefa polskiego oddziału niemieckiej firmy inwestycyjnej IVG, już niemal tradycja. W tym zawodzie pracował jego ojciec i wykształcił się starszy brat. O pójściu ich śladem przesądziły sukcesy Macieja Zajdla w olimpiadzie z fizyki, które dały mu wstęp na Wydział Inżynierii Budowlanej na Politechnice Wrocławskiej. Pracę dyplomową obronił jednak na Uniwersytecie Technicznym w holenderskim Delft, gdzie dwukrotnie wyjechał na stypendium. Po studiach rozpoczął pracę w instytucie naukowym w Hadze.
Reklama
Po dwóch latach jego obiecującą karierę w Holandii przerwała znajomość z pewną rodowitą wrocławianką. Dla niej wrócił do Polski, choć nie na Dolny Śląsk, skąd obydwoje pochodzą, ale do Warszawy.
– Musiałem szybko rozejrzeć się za nowym zajęciem, bo żona miała już w stolicy bardzo dobrą pracę – wspomina.
Trafił do polskiego oddziału Tebodin Consultants and Engineers, holenderskiej firmy konsultingowo-inżynieryjnej, która kompleksowo realizowała procesy inwestycyjne w różnych segmentach budownictwa infrastrukturalnego i komercyjnego.
– W pracy spędzałem często również soboty i niedziele. W ciągu 8 lat zdobyłem tyle doświadczenia, ile zazwyczaj nabywa się przez lat 30. Często prowadziłem 60 projektów jednocześnie. Dużym wyzwaniem dla mnie było oddanie do użytku przez 4 lata około 200 stacji benzynowych dla międzynarodowego koncernu – wspomina.
W 2006 r. postanowił zwolnić tempo i odszedł z Tebodinu. Czasu potrzebował przede wszystkim dla rozrastającej się rodziny, która do tej pory powiększyła się o troje dzieci.
– Nie odpoczywałem jednak długo. Potrzebuję wyzwań, możliwości tworzenia czegoś, co na trwałe wpisuje się w krajobraz czy architekturę miejską – deklaruje.
Przyjął ofertę z grupy IVG, która zamierzała działać głównie jako deweloper w segmencie nieruchomości komercyjnych. W związku ze światowym spowolnieniem gospodarczym skupiła się jednak na zarządzaniu posiadanymi nieruchomościami. To Maciejowi Zajdlowi nie wystarczało.
– Udało mi się przekonać centralę IVG i naszych inwestorów do stworzenia funduszu skoncentrowanego na najlepszych biurowych obiektach w Warszawie. Do tej pory zebraliśmy na nowe inwestycje ponad 200 mln euro, z czego 80 proc. już wydaliśmy. W I połowie 2014 r. chcemy utworzyć kolejny fundusz i zebrać w nim co najmniej tyle samo pieniędzy – deklaruje.
Maciej Zajdel nie zdradza wyników zarządzanych przez niego funduszy. Informuje jedynie, że inwestycje w nieruchomości komercyjne zaczynają przynosić pozytywne zwroty zwykle po 2–3 latach od zakupu.
– Biurowce, które kupiliśmy do tej pory, generują wyniki lepsze od naszych założeń. Muszę jednak przyznać, że kilka ciekawych okazji inwestycyjnych przeszło nam koło nosa, bo nie udało nam się wystarczająco szybko przekonać do nich nowych inwestorów – dodaje.
Choć projektowanie i nadzorowanie inwestycji zamienił na negocjacje transakcji sprzedaży i zakupu gotowych już budynków, decyzji nie żałuje.
– Negocjowanie transakcji wartych dziesiątki milionów euro często dostarcza adrenaliny na poziomie zwykle trudnym do osiągnięcia. Pamiętam, jakie emocje wiązały się np. ze sprzedażą przez IVG za ponad pół miliarda złotych biurowca przy warszawskiej Galerii Mokotów w 2009 r., czyli w szczycie kryzysu – wspomina.
Ale z projektowania nie zrezygnował całkowicie. Razem z żoną zaprojektowali i wybudowali dla siebie już kilka domów. Zimę Maciej Zajdel najchętniej spędzałby jednak w górach, prowadząc szkołę jazdy na nartach dla dzieci.
– Trudno o taką satysfakcję, jaką daje przekazywanie dzieciom nowych umiejętności. Jednak swoich własnych uczyć nie mogę. Najzwyczajniej w świecie mnie nie słuchają – mówi ze śmiechem.