Kupujący zaczynają szukać tańszych biur i centrów handlowych.
Po wybuchu kryzysu finansowego inwestorzy specjalizujący się w zakupach nieruchomości komercyjnych (biurowców, centrów handlowych) mocno ograniczyli swój zasięg działania. Kupowali najlepsze biura w Warszawie, a centra handlowe tylko w głównych miastach. Teraz to się zmienia. Transakcje kupna nieruchomości zawarte w pierwszej połowie 2013 r. pokazują, że inwestorzy zaczynają szukać także mniej nowoczesnych nieruchomości i w gorszych lokalizacjach. Ten trend widoczny jest szczególnie w segmencie biurowym.
– W ubiegłym roku na rynku biurowym poza Warszawą doszło tylko do jednej transakcji. W tym były już trzy. Miały one ponad 20 proc. udziału w rynku transakcji biurowych w Polsce w I półroczu, które wyniosły w sumie 630 mln euro – wskazuje Marcin Mędrzecki z Colliers International, firmy doradczej w segmencie nieruchomości.
Mniejsze miasta dały o sobie znać w segmencie handlowym. Echo Investment sprzedało za 66,5 mln euro centra w Tarnowie, Radomiu i Piotrkowie Trybunalskim, a australijski Charter Hall Retail REIT sprzedał za 174,5 mln euro wybudowane kilkanaście lat temu obiekty w Gliwicach, Wrocławiu, Katowicach, Szczecinie i Krakowie.

>>> Polecamy: Rynek nieruchomości: Zastój na rynku najmu mieszkań

Reklama
Zdaniem specjalistów otwarcie inwestorów na nowe lokalizacje to efekt m.in. wysokich cen w Warszawie. – W innych miastach jest coraz więcej dobrych obiektów z dobrymi najemcami przy niższych cenach. Myślę, że kolejnych miesiącach dojdzie do transakcji m.in. w Poznaniu i Krakowie, gdzie w ciągu ostatnich kilku lat właściciela nie zmienił żaden biurowiec – dodaje Marcin Mędrzecki.
Lokalnym rynkom sprzyja mocny rozwój sektora BPO, czyli outsourcingu usług, który generuje popyt na powierzchnie biurowe poza stolicą. Jak wskazują rozmówcy DGP, zaczynają też pojawiać się nowi inwestorzy, m.in. fundusze private equity. W przeciwieństwie do dominujących na rynku dużych zagranicznych funduszy ubezpieczeniowych i emerytalnych one nie mogą sobie pozwolić na wydanie kilkudziesięciu czy kilkuset milionów euro. Obiekty za kilka – kilkanaście milionów mogą znaleźć za to m.in. na rynkach lokalnych.
Część osób związanych z rynkiem komercyjnym zastrzega, że w dalszym ciągu transakcje skupiają się przede wszystkim na najlepszych obiektach, a inwestorzy w niepewnej sytuacji gospodarczej nadal stawiają na bezpieczeństwo i inwestycje generujące stabilne przychody, z dobrymi umowami najmu. Inwestorzy bardziej skłonni do ryzyka mocno naciskają za to na ceny.
– Z tego powodu inwestycje w gorszej jakości nieruchomości, w lokalizacjach poza głównymi miastami w kraju, szczególnie na rynku handlowym, prowadzą do dużego zróżnicowania cen. To powoduje, że rozbieżności między sprzedającymi takie nieruchomości a potencjalnymi kupującymi są ciągle bardzo duże. W niektórych przypadkach dochodzi do kompromisów, ale jest ich jeszcze za mało, aby potwierdziły ożywienie na rynkach lokalnych i w segmencie nieruchomości z niższej półki – ocenia Wojciech Pisz, dyrektor grupy rynków kapitałowych w firmie doradczej Cushman & Wakefield.